Serce nie wytrzymało


SERCE NIE WYTRZYMAŁO

Wspomnienie o Eugeniuszu Szulborskim

Wciąż, tak jak inni, nie mogę w to uwierzyć: Eugeniusz Szulborski nie żyje. Wiedziałam od niego samego, że w czwartek, 15 września wybiera się do szpitala. „Nic mnie nie boli – pisał w e-mailu – ale kazali usunąć to coś na nerce, albo i całą nerkę, to nie ma na co czekać”. Korespondowaliśmy, kiedyś tradycyjnie, ostatnio raczej elektronicznie, bo szybciej. Namawiałam Gienka, żeby wziął udział w rozwijającej się na portalu internetowym ZLP dyskusji na temat krytyki literackiej, zwłaszcza że miał na ten temat swoje zdanie. „Nie zdążę” – odpisał – „Wybieram się do szpitala, choć nie chcę o tym mówić ani myśleć”. Czyżby coś złego przeczuwał? Poeci posiadają ponoć niezwykłą, intuicyjną zdolność przewidywania. A Eugeniusz był ze wszech miar Poetą.

Po raz pierwszy usłyszałam o nim na początku lat osiemdziesiątych z ust poetki, klubowej koleżanki, śp. Anny Zabackiej, która była związana z Podlasiem miejscem urodzenia, a w Białymstoku ukończyła Liceum Pedagogiczne. Gienek był wtedy lokomotywą Nauczycielskiego Klubu Literackiego w Białymstoku, pomysłodawcą i pierwszym redaktorem pisma „Najprościej”, wydawcą książek własnych i członków klubu. Mam kilka takich tomików: maszynowa czcionka na gazetowym papierze, który wtedy nie było łatwo zdobyć, skromna okładka, maleńki nakład. Ale wielu utalentowanym ludziom ta Gienkowa manufaktura pozwoliła zaistnieć. Myślę o tym z rozrzewnieniem – teraz, kiedy mamy szeroki dostęp do publikacji książkowych jak i medialnych, ale coraz mniej takich ludzi jak Eugeniusz, czy wspomniana wcześniej Ania. Nie bez przyczyny łączę te dwa imiona. Bowiem 13 września 2011r., dwa dni wcześniej nim Gienek poszedł do szpitala, dotarła do mnie wiadomość o śmierci Anny Zabackiej. Zmarła na stole operacyjnym (po skomplikowanym złamaniu nogi), nie odzyskawszy przytomności po narkozie. Nie wytrzymało serce. Urnę z Jej prochami odprowadziliśmy na cmentarz w piątek, 16 września, w dniu, kiedy operowano Gienka. O tej Jego operacji nie przestawałam myśleć nawet podczas rodzinnego weekendu na działce pod Poznaniem. W niedzielę wieczorem, zaraz po powrocie, postanowiłam zadzwonić do Maryli, żony Gienka, by zapytać o zdrowie Małżonka. Nie musiałam czekać na odpowiedź. Płacz w słuchawce obwieścił tę okropną nowinę. Jeszcze tylko dotarło do mnie: „zator… dziś rano zadzwonili ze szpitala…”. A więc również nie wytrzymało serce.

Jak teraz będzie wyglądało życie literackie w Białymstoku? – pomyślałam. Kto poprowadzi oddział Związku Literatów, który z takim zapałem i pietyzmem Eugeniusz rozkręcał od listopada, kiedy to został wybrany jego prezesem? O wszystkich ważnych poczynaniach dowiadywałam się z wydawanej przez niego „Huśtawki” – biuletynu informacyjnego oddziału ZLP, z Internetu, albo bezpośrednio z listów od Gienka. W ciągu półrocza wyszły trzy numery, a zdarzyło się bardzo wiele, choćby Biesiada Literacka, którą udało się zrealizować mimo trudności finansowych i organizacyjnych. Ogromnie żałuję, że w niej nie uczestniczyłam, mimo iż byłam zaproszona. A książki, które w tym czasie wydał? Nie tylko własne. Zawsze przysyłał mi je, pytał o opinię. Niektóre recenzowałam. Miałam zamiar napisać też o nowej serii miniatur poetyckich, którą zainicjowały dwie książeczki: Eugeniusza Szulborskiego „I co z tego?”- zbiór wierszy haiku, oraz Reginy Kantarskiej-Koper „Odrobina piołunu” – zbiór aforyzmów. Obie z barwnymi portretami autorów na okładce. „Wiesz, nie jest to wprawdzie całkiem nowatorska forma – powiedziałam w rozmowie telefonicznej – ale podoba mi się, że miniaturowy format idzie w parze z krótką formą zapisu literackiego. Wydaj następną, wtedy coś napiszę”. Nie zdążył.

Redagując informację o Jego śmierci na stronę internetową Poznańskiego Oddziału Związku Literatów, której jestem administratorem, napisałam m.in.:„Miał 73 lata, ponad czterdzieści wydanych książek, ogrom literacko-animatorskich dokonań i jeszcze bardzo wiele pomysłów i planów. Już ich nie zrealizuje. Musi nam wystarczyć to, co po sobie zostawił”. Tak, Eugeniusz to był tytan pracy, człowiek-orkiestra: historyk, poeta, satyryk, krytyk, autor wielu recenzji i szkiców, felietonista, wydawca, animator życia kulturalnego, a jeszcze… ilustrator, ukryty pod pseudonimem: Józef Szulski.

O Jego pracowitości mogłam się przekonać podczas naszego wspólnego pobytu na plenerze artystycznym ZNP w Nałęczowie w 2001r. Gienek przyjechał tu wraz z córką Joanną i wnukiem Filipem. Mógł ograniczyć swą aktywność do udziału w organizowanych spotkaniach i imprezach, poświęcając większość czasu rodzinie. Ale to nie byłoby w Jego stylu. Postanowił pozostawić po tym plenerze trwalszy ślad. A ponieważ i ja jestem typem działacza-społecznika, wzięliśmy się oboje za redagowanie poplenerowego almanachu pt. „Zodiak poetycki. Wiersze spod tulipanowca”, mając do dyspozycji tylko wypożyczony na parę godzin komputer w siedzibie ZNP w Lublinie, papier, nożyczki, klej i dostęp do kserokopiarki. „Dziergaliśmy” to nasze „dzieło” codziennie do późnych godzin wieczornych, posługując się metodą wycinanki-wyklejanki, dbając o poprawność i estetykę wykonania. Im bliżej było wieczoru podsumowującego plener, tym większe było nasze zaangażowanie i desperacja. Wszystko musiało być wykonane perfekcyjnie i na czas, a tu zszywki okazały się nie takie. Biegaliśmy po całym Nałęczowie, żeby znaleźć te właściwe. Zarywaliśmy noce, utrudniając sen Joannie i Filipowi. We właściwym momencie jednak książka była gotowa. Mogliśmy wręczyć uroczyście po 3 egzemplarze każdemu z dwunastu autorów.

Troska Eugeniusza Szulborskiego nie ograniczała się jedynie do własnego podwórka, czyli do kręgu rodziny czy środowiska literackiego. Uwierały go różne plagi społeczne: znieczulica, głupota, mędrkowanie, politykierstwo, marazm władzy, korupcja, kult pieniądza, pazerność i inne. Piętnował je w swoich wierszach satyrycznych, miniaturach prozatorskich i aforyzmach, że wspomnę choćby kilka tytułów książek: „Śpiączka” (1992), „Kundle” (2002), „Demonkracja” (2002). Ale i Jego liryka osobista pobrzmiewa rozgoryczeniem z powodu różnych niedoskonałości świata zastanego, na który jako jednostka miał bardzo ograniczony wpływ. Chciał widzieć swój kraj mądrym, dobrze rządzonym, a ludzi szczęśliwych, traktujących bliźnich po chrześcijańsku, z miłością. Dlatego drażniła go rzeczywistość i dlatego próbował ją zmieniać na miarę swych literackich możliwości. Tę cechę pisarstwa Szulborskiego podkreślałam w wielu recenzjach Jego książek. Dostrzegali ją także inni krytycy i recenzenci.

A przecież w głębi duszy był wrażliwym, pełnym ciepła i pokory lirykiem, kiedy pytał: Gdzie jesteś skoro Jesteś / jak szum drzew pomiędzy teblami / drewnianego domu - / Gdzie Jesteś abym mógł / zrozumieć dżdżownicę i tęczę / spinającą Ciebie i mnie („Wystarczy pamięć”, 1995). I kiedy dziesięć lat temu mówił tak, jakby to były Jego słowa zza grobu:

Po wszystkim

Już przeminęło co przeminąć miało

krzew zasadzony – zbędny i niechciany

miłość spłaszczona nagle a samotna

jak wachlarz nadziei w cieniu zimnej ściany

Spójrz moja nie moja

klepsydro czasu z piasku wyłuskana

słowami tylko przyodziany nagi

stoję i czekam miłosierdzia Pana („Nazywanie i dotyk”, 2001)

Nie ma Gienka. Nie ma? Nie wierzę. Jest – w słowach przechowanych przez wiersze, w stosach książek (a wydał ich ponad czterdzieści), w licznych publikacjach prasowych, antologiach, almanachach, listach… Tylko dlaczego tak smutno bez Niego samego?

Teresa Januchta