Zgaiński Marek

Zgaiński Marek


"Monument" - wersja w jęz. angielskim
"Pomnikt" - wersja w jęz. polskim
autor : Marek Zgaiński
Wydawnictwo RAT
Druk.UAM
zam.nr 459/169 - 1000

Tomik polsko- angielski, lub odwrotnie angielsko -polski, w zależności od tego, na którą stronę okładki patrzymy. Prowokująca forma wydania i dwuznaczny tytuł - "pomnikt".
Antypody ocen: albo ktoś pisany dużą literą, albo nikt, równy zeru. Zależnie od punktu widzenia każdą ideę można podważyć lub zaakceptować. Filozofia apoteozy lub ruina, a po środku wątpliwości. Zbiór wierszy pisany potrzebą chwili, zmiennym nastrojem, wyrażony ewolucją poznawania świata. Niełatwa sztuka życia i trudne wybory przybliżają tok myślenia autora, jego ciekawość i zachowania, które oscylują między łagodnością a brutalnością, a mimo to nie mogą być nazwane przestępstwem, wszak traktują o bólu i niespełnionych tęsknotach.
"agresje zapalają nam światło przed snem
zaciągając się mocno papierosem
agresje w węzeł krzyku ściągają nam twarz
zaciągając się mocno papierosem
……
I myślę, że tak musi być
Patrząc w twoje oczy
zaciągając się mocno papierosem"
W metaforach autor zadaje pytania dla filozofii moralności fundamentalne. Od ustalonych przez tradycję kanonów przyzwoitości, do tak zwanych zachowań przyzwoitych współczesnego świata.
Czy istnieją wiarygodne przekonania etyczne? Od istnienia takich przekonań zależy zasadność naszych wzorów moralnych:
"Credo"
"nie wierzę, gdy składają świadczenia
nie wierzę, gdy składają ręce
………
napis wejście lub wyjście
zmienia się tylko nad drzwiami
nie wierzę bo nie mam ochoty
nie wierzę bo nie mam powodu
nie wierzę bo nie mam już siły
nie wierzę bo nie mam wyboru"

Marku, nie wierzę, że uwierzyłam, że świat tętni mądrością czytając Twoją poezję.
Dziękuję za nią

"jeżeli chcecie jeść
nie myślcie o migdałach
jeśli macie zamiar
zdajcie sobie sprawę"
Staram się zdawać sobie sprawę,
nie mniej dziękuję, że zwróciłeś mi na to uwagę
Oprac. Danuta Bartosz

dramatki - Marek Zgaiński

"Dramatki"
Artur Beling Marek Zgaiński
Opracowanie redakcyjne: Andrzej Buck
Opracowanie graficzne: Artur Beling
Komputerowe opracowanie graficzne: Agnieszka Migdałek
Korekta: Anna Tokarska
ISBN 83-87052-38-8
Wydawca:
And Oficyna Wydawnicza Andrzej Buck
65-001 Zielona Góra 1, skr. poczt. 191
"Dramatki" składają się z czterech następujących sztuk:
•  "Zastępstwo"
fragment:
"Gubernator: Tak córko. Nie pochwalam tego związku
Eliza: Ach ojcze,. Jak mnie tu znalazłeś?
Gubernator: Recepcjonistka jest moja konfidentką. Hehehehehe…
Eliza: Podejrzewałam to. Patrzyła na mnie tak dziwnie, jakby moje zachowanie zdradzało płomienne uczucie, które nas łączy, albo jakbym
przychodziła ty tylko po to, aby zażywać rozkoszy cielesnych… "
"Zdechł kanarek"
fragment:
"Aktor: Dlaczego pan tak sądzi?
Sufler: Przede wszystkim dlatego, że kanarek, doi którego pan ciągle się zwraca jest sztuczny i nie może odlecieć, a poza tym cały czas milczy jak
grób, podczas gdy pan mówi, żeby był cicho.
Aktor: To jest tylko taka konwencja, symbol.
Sufler: Symbol czego?
Aktor: Noo… wolności.
Sufler: Wolności, tak? (podchodzi do klatki).Kanarek ma być symbolem wolności? (wyjmuje go z klatki i podchodzi z nim do publiczności) Proszę państwa. Ta plastikowa rurka oklejona farbowanymi, kurzymi piórami ma być symbolem wolności, no pięknie!
Aktor: Czepia się pan. A poza tym to nie zależy ode mnie, tylko od autora, reżysera i scenografa.
Sufler: Więc pan jest tylko bezwolnym wykonawcą ich poleceń?
Aktor: Pan mnie obraża.
Sufler: Nie, Broń Boże. Wyciągam tylko logiczne wnioski…"
"Miłość na telefon" - w dwóch aktach
cytuję fragmenty:
"Widz II: Zaraz. Chwileczkę. Coś tu się nie zgadza (do kochanki)
Dlaczego pani tak się głupio upiera, że nie jest w ciąży?
Kochanka: Bo nie jestem.
Widz I.: Ale przecież pani jest aktorką. Niech pani zagra, że jest w ciąży.
Widz II. Niech sobie pani wypcha brzuch poduszką.
Ojciec: (schodząc w umowne kulisy) Coo?
Widz I: Albo lepiej niech pani zajdzie w ciążę Byle szybko.
Kochanek: Czy pan sobie nie pozwala na zbyt wiele? To jakaś aluzja, czy co?..."
"Ojciec: Też się panu córka puszcza?
Widz I: To moja prywatna sprawa.
Ojciec: O nie! Sam pan powiedział, że na scenie nie ma prywatnych spraw.
Widzi I: Tak, cholera, puszcza się. Zadowolony pan?..."
"PeeP SHOW czyli Zastępstwo drugie"
cytaty fragmentów":
"Aktorka( zza szyby) - No, co z tym światłem?...."
"Przepraszam państwa, chyba styczniki nie zadziałały… (podnosi papierosy i zapalniczkę, zapala papierosa).
Właściwie nie palę, rzuciłam po szkole…(pauza)(. Czy zauważyli państwo, jak często reżyserzy i współcześni autorzy wkładają do ręki aktora ten rekwizyt?. I nie obchodzi ich to, że sam zapach dymu może przyprawiać go o mdłości. No, ale papieros gra…(zaczyna ogrywać rekwizyt). Można pokazać zamyślenie… Zdenerwowanie… Zakłopotanie…, albo coś takiego…"
DB
"Poeci Rocka" - Antologia
Marek Zgaiński

Biblioteka Wydawnictwa "Tytuł"
Druk i opracowanie: Oficyna Wydawnicza "Akademos"
61-858 Poznań, ul. Grobla 8/10
Projekt graficzny: Bartłomiej Nowodworski
Skład komputerowy:
Przedsiębiorstwo Wielkopolska Inicjatywa Gospodarcza Sp.z o.o.
60-591 Poznań, ul. Hoża 2/13 tel. 061 877 5548

Zamiast wstępu:

Nie ma specjalnej tradycji pisania przedmów do poezji śpiewanej. Bo też poezja, którą się śpiewa, nie jest przez poetów do poezji zaliczana, Nie wiem, czy Bruce Springsteen albo Frank Zappa zostaną zaproszeni na jakieś forum w rodzaju "Portery International", a wiem, że Bob Dylan trafia na warsztat krytyków literackich dopiero dziś, kiedy przestał już być młodziutkim idolem młodzieży.
I nie ma w tym nic dziwnego. Rola muzyki rockowej w przebijaniu nowego sposobu życia i środków wyrazowych służących ukazywaniu nowego sposobu przeżywania świata rośnie bardzo szybko, ale najszybciej przez ostatnie dwadzieścia, dwadzieścia pięć lat. Pamiętam swoje własne zdumienie na słowa piosenki rockowej usłyszane przez radio w taksówce w ponure miesiące pierwszej zimy stanu wojennego. Jechałem z warszawskiego Okęcia do centrum, wydaliśmy z taksiarzem rytualne pomruki szybko ustaliwszy co o tym wszystkim sądzimy, aż tu z ponurej zadumy wyrwały mnie słowa:
- mój jest ten kawałek podłogi
nie mówcie mi co mam robić…
- ten tramwaj jest mój
a reszta twoja, twoja, twoja...
Potem usłyszałem całą rewię nazwy zespołów - niektóre z nich, jak na przykład "Mister Zoob (czyli "Pan z UB") wyrafinowane, wytworne, celne, hm… poznańskie. A później nawet socjologowie zauważyli i zaczęli rejestrować (podobnie, jak telewizja i siły bezpieczeństwa) zadymy w Jarocinie i cały ten wspaniały, barwny, ale i już coraz trudniejszy do zrozumienia dla weteranów studenckiej kontrkultury krajobraz kulturalny.
W tym kryje się cały kłopot z pisaniem przedmów do zbiorów tekstów znaych piosenek (do- jak ładnie mówią Anglicy i Amerykanie _"lyrics"):
środowisko. które przez ostatnie dwadzieścia lat kształtowało polską kulturę artystyczną, które wywalczało sobie w niej właśnie pokoleniowe miejsce, odniosło sukces, jak gdyby w ostatnie chwili przed tryumfem muzyki rockowej, jeszcze tylko marginesowo tryumf ten uwzględniwszy. Mówiąc krótko i węzłowato: książeczki o poetach były jeszcze komentowane przez sieć wtajemniczonych w kluczowych dla kształtowania zawodowej opinii mediach, ale książeczki krytyczne o telewizji, fotografii czy muzyce rockowej - bardzo rzadko (jedynym wyjątkiem był film, który jakby się już zdążył "znobilitować" w stosunku do teatru i literatury.
A ponieważ tak było, więc też pisanie o fotografii, o telewizji czy o muzyce rockowej było mniej połączone z ostentacyjnym, narodowym badaniem tętna epoki, pulsu ducha czasów, itd. Szkoda, przyniosło to ogromne szkody po wybuchu stanu wojennego i po wielkiej fali emigracji, która tradycyjne pisemka literackie, słusznie odrzuciła jako środek spajania i utrzymania polskości i polszczyzny (stąd przełomowa rola Kaczmarskiego w "Wolnej Europie", czy niesamowita wręcz, a w pełni zasłużona kariera piosenki Jana Pietrzaka "Żeby Polska była Polską") .
Nie warto jednak biadać nad tym, że u schyłku naszego stulecia nie powiodło się w Polsce sklejenie pokoleniowych aspiracji z nowocześniejszymi, luźniejszymi, terenami artystycznej ekspresji i z ambicjami konsumpcyjnymi młodych Polaków. To się w ogóle udaje rzadko. Warto natomiast przeczytać przekłady Marka Zgaińskiego.
Po pierwsze wybór Sprigsteena. Trafny, uważam. Dylana wybrać łatwiej, bo się zaczyna robić klasyczny. Ale Bruce Springsteen jako bard niższych klas średnich i młodzieży z klas niższych ale z aspiracjami do statusu klas średnich - to wybór bardzo trafny. Ujął on trafnie uczucia tej sporej grupy, która musiała dojrzewać w okresie względnej stagnacji po wojnie wietnamskiej i w okresie obniżania się zarobków najniżej wykształconej siły roboczej (dzięki automatyzacji można się było pozbyć dużej części wysoko płatnych robotników i stworzyć miejsca pracy w MacDonaldach i biurach turystycznych). Poza tym Sprigsteen, mimo, że ostry i krytyczny, mimo, że ironiczny (porównaj na przykład znakomite "Dni chwały:" czyli pamiętne
"Glory Days"), jeszcze jednak jakby wierzył w amerykańskie marzenia. Opiewał uczucia tych, którym się raczej nie bardzo udało, ale którzy też nie leżeli na samym dnie. Nie porobili karier, wciąż jeszcze sukcesy sportowe ze szkół średnich to szczyt ich osiągnięć, ale nie są bezdomni, nie muszą odzwyczajać się od narkotyków, ich wieczorne whisky i weekendowe pijaństwa są aprobowane, akceptowane społecznie jak ich prawo do frustracji spowodowanej świadomością, że nie zaszli wyżej.
Już jednak wybór Franka Zappy świadczy o tym, że Zgaiński nie bał się podwójnego ryzyka. Po pierwsze, wziął artystę o wiele krytyczniejszego i bardziej świadomego społecznie i politycznie niż autor "Born In the USA", a po drugie wziął artystę o wiele bardziej "dzikiego" i niezależnego artystycznie. Niezależnego także finasowo: Zappa kupił sobie miejsce na satelitarnych łączach z myślą o tym, by swoją muzykę sprzedawać nie w konserwach do odtwarzania przez inne stacje, ale żeby ją dostarczać do domów, na ekrany odbiorców, żeby kontrolować cały proces twórczy i proces odbioru…"
itd.itd…
Oprac. Sławomir Magala
Rotterdam- Poznań, 1990

"Tabletka z krzyżykiem"
Marek Zgaiński

Projekt okładki: Tymon Zgaiński
Rysunki: Ziggi Stardust
Bogucki Wydawnictwo Naukowe
ul. Górna Wilda 90, fax +48 61 833 1468
e-mail: Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.
www.bogucki.com.pl
Druk:
Unidruk
ul.Przemysłowa 13,62-030 Luboń
tel./fax: +48 61 899 4949
Poznań, 2005

Felietony radiowe z lat 2004 - 2005

Danuta Bartosz:

"Radiowy Hunter"

"Tabletki z krzyżykiem" - krótkie, zebrane w jednym tomiku felietony satyryka Marka Zgaińskiego, które można codziennie usłyszeć w Radiu „Merkury”, mają moc oddziaływania niewspółmierną do lekkiej, krótkiej, wręcz koronkowej formy – krytycznej i zarazem konstruktywnej, abstrakcyjnej, a jednocześnie osadzonej w konkrecie.

Zgaiński będąc mistrzem dowcipu sytuacyjnego ma wybitny talent do operowania słowem i nastrojem oraz umiejętność łączenia tak charakterystycznego humoru z liryką, melancholią i zadumą. Jeden drobny zauważony przez niego "dysonans" natychmiast rozbuduje do wielkości felietonu, bądź nawet scenariusza teatralnego.

Przy czym jego prześmiewcza filozofia wyłożona jest jasno i przystępnie, i z ogromną elegancją. Porównywalna do subtelnego humoru "Kabaretu Starszych Panów" Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego. A więc pochodzi z najlepszej szkoły dżentelmenów.

Za pomocą tej wycyzelowanej formy Zgaiński uodparnia słuchaczy na poczynania tych, którzy próbują narzucić „jedynie słuszny” osąd rzeczy czynów i myśli. Z ogromną swadą pokazuje własne podejście do dylematów moralnych, wypowiadając przy tej sposobności trafne uwagi o stereotypach. Obchodzi się bezceremonialnie z modnym dziś poglądem – że przekonania nasze są słuszne, gdy są spójne z uznanymi już przekonaniami moralnymi.

Marek Zgaiński, wychwytując codzienne paradoksy życia, pobudza do refleksji, daje własną odpowiedź na pytania: skąd się one wzięły, gdzie występują i dlaczego.
Nic, co zasługuje na kpinę, nie ujdzie uwagi autora.

"Radiowy hunter", satyryk – Marek Zgaiński, to myśliwy polujący na paradoksy życia. Trofea łowi jednym strzałem. Skutecznym. Wyjątkowo dowcipnym. Utożsamiając się z bohaterem, śmiejemy się sami z siebie.

W ironicznym postrzeganiu świata Zgaiński formą wyrazu nawiązuje do twórczości Miro Gavrana z Chorwacji. Pokazane sceny, wzięte prosto z życia, nawet te  bardzo dramatyczne, wyobraźnią autora podane w taki sposób, że stają się komedią. Podobnie jak w monodramie "Hotel Babilon" Miro Gavrana, w teatrze aktorka Mladenka Gavran w prześmiewczy sposób pokazuje zawiłą motywację tragicznej zemsty na swoim kochanku. To wielka sztuka umieć dramat zamieć w tragikomedię. Trzeba być mistrzem manipulacji. Gavran i Zgaiński nie mają z tym problemów.

Felietony Marka Zgaińskiego na stałe weszły do kanonu wielkopolskiej kultury współczesnej i stały się inspiracją dla coraz to nowych pokoleń mistrzów krótkiej formy i ciętego dziennikarskiego słowa.

Oprac. Danuta Bartosz
"bip bip bip:"
Marek Zgaiński

Łamanie, druk, oprawa:
ZP DRUCZEK - Studium Kulturalne im. K. Rojewskiej
60-255 Poznań, Chociszewskiego 19/1
tel. 607 568 336
ISBN - 83908396-6-0
Poznań, 2001


Wybór kilku fragmentów:

"Dlaczego chce pan napisać tę książkę?
Odpowiedź A: Bo przepełniony jest pan miłością i bólem jednocześnie,
i uczucie to zaczyna się gdzieś w okolicy żołądka i promieniuje aż do czubków palców?
Odpowiedź B: Robi to pan dla pieniędzy, bo jest pan przekonany, że ludzie kupią pana historię?
Odpowiedź C: Chce pan opisać ten dzień, który zaczął się na początku jesieni 93 roku i trwa do dzisiaj, dzień, w czasie którego postarzał się pan o dziesięć lat?
Odpowiedź D: Jest pan biednym, małym, chorym sukinsynem, któremu wydaje się, , że jest wyjątkowy, a przynajmniej chciałby takim być?
Niech się pan teraz nad tym dobrze zastanowi i wybierze odpowiedź. Ma pan dużo czasu (włącza się muzyczka, która umila przedłużające się oczekiwanie na odpowiedź).
Obawiam, się, że to może jeszcze potrwać, dlatego zostawmy tego faceta, który wgapia się teraz w monitor, pot perli mu się na czole i który zastanawia się, jaką odpowiedź wybrać, bo wie, że od tego zależy wszystko. Niech się męczy, i dobrze mu tak.
Odpowiem ci: Żadna z tych odpowiedzi nie jest prawdziwa, to podpucha, taki numer pod publiczkę. Naprawdę piszę dlatego, że Agnieszka wyszła na chwilę, zostawiła mi włączony komputer i staram się czymś zająć
ręce czekając na jej powrót. Nie, no mógłbym jeszcze od biedy oglądać telewizję, ale - jak wspomniałem - muszę zająć czymś ręce, (dlaczego ręce domyśl się sam) no to piszę. Moja znajoma, która pisywała na zamówienie
romanse na metry, powiedziała kiedyś, że pisanie jest czynnością czysto fizjologiczną. Pisze, dopóki nie zaczną ją boleć ręce.. Wtedy wstaje od maszyny, rozluźnia dłonie, spaceruje przez parę minut i wraca do pisania nie gubiąc wątku. Bez obawy. W moim przypadku nie grozi ci lektura książki na metry, choćby dlatego, ze muszę oszczędzać ręce choćby do powrotu Agnieszki. Więc nie przemęczając się piszę dalej…."

"… - Misiel,
myślisz, że mogła to zrobić?
- Możliwe, zawsze była wyrafinowana.
- Od dziecka.
- Nie wiem, czy od dziecka, ale od momentu, w którym ją poznałeś,
na pewno.
-Czyli, że wszystko udawała?
- A co ty sobie wyobrażasz? - wtrąca się Wojtek - Ile ty masz lat chłopcze? Była z tobą na każdy gwizdek, bo miała w tym interes, bo… no wiesz, uczyłeś ją, może myślała, że załatwisz jej robotę w radio, a jak się okazało, że sam już nie masz roboty, to… no, co ci będę dużo mówił…."

"Koniec
Co, to ma być koniec? Tak po prostu?
Nie powiedziałeś jeszcze, dlaczego chcesz napisać książkę, ani po jaką cholerę trzeba było zbierać te punkty.
Dobrze, odpowiem ci. Musiałem czymś zająć ręce, żeby nie zrobić sobie krzywdy.
A punkty… Jeśli ci wyszło ponad dziesięć, to znaczy, że jednak mamy ze sobą coś wspólnego.
Zadzwoń…"

DB