NAGRODA... I CO DALEJ?

NAGRODA... I CO DALEJ?

  Przeglądając półki mojej domowej biblioteki, zauważyłam brak w niej najnowszej książki Zbigniewa Gordzieja „Piórem po żebrach anatomii”, uznanej za najlepszą książkę poetycką roku 2012 podczas XXXV Międzynarodowego Listopada Poetyckiego w Poznaniu. Skoro przez szacowną Kapitułę została najwyżej wyróżniona spośród kilkudziesięciu nadesłanych na konkurs książek, to z pewnością warto, a przynajmniej wypada się z nią zapoznać – pomyślałam. Ba, ale jak ją zdobyć? Nie ma jej w siedzibie oddziału ZLP na regale z książkami wydanymi przez LIBRĘ, choć być tam powinna, nie ma w poznańskich księgarniach, choć jest to pierwsze miejsce, w którym czytelnik powinien szukać interesującej go książki. Nie pozostaje nic innego jak zwrócić się do samego autora z prośbą o nabycie książki (jeśli jeszcze jej nakład się nie wyczerpał). Tak też uczyniłam.
  Otrzymawszy starannie wydany tom w skromnej jasnoszarej okładce z subtelną grafiką, przywodzącą skojarzenia ze zwojami mózgowymi  lub mikroskopowym obrazem jakiejś tkanki i liternictwem w kolorze krwi, niemal natychmiast zagłębiłam się w jej treść. Już pierwszy wiersz „W oczekiwaniu na Tanatosa” wprowadził mnie w zagadnienia egzystencjalne związane ze starością i świadomością nieuchronnego końca. Smutno będzie się czytać – pomyślałam. Następny wiersz mnie w tym upewnił. Jak trudne jest podjęcie przez lekarza decyzji o odłączeniu respiratora podtrzymującego gasnące życie. A to przecież nie tak rzadki przypadek, gdy pacjent nie ma już szans na powrót do samodzielnego życia, a medycyna jedynie przedłuża jego cierpienia. Wiele się o tym ostatnio mówi, także w kontekście dyskusji na temat eutanazji. To wiersz „Zadanie medyka” pobudził mnie do takich refleksji. Podobnych wierszy znalazłam w książce sporo („Sala operacyjna”, „Reanimacja”, „Modlitwa neurochirurga”), ale szybko się przekonałam, że wcale nie są ponure, „dołujące” – mówiąc kolokwialnie. Wręcz przeciwnie, autor przekonuje, iż celem wszelkich działań medycznych jest „podarować kolejny dzień”. Wiele w tych wierszach fachowej medycznej terminologii i dowodów na posiadanie przez autora sporej wiedzy z dziedziny medycyny, choć nie ukończył on Akademii Medycznej lecz Wydział Prawa i Administracji. Zadziwia także znajomość historii medycyny. Wiele wierszy dedykowanych pamięci zasłużonych lekarzy i naukowców jest swoistym hołdem dla tych, którzy przyczynili się do rozwoju tej ważnej dla ludzkiego życia i zdrowia gałęzi nauki. Wystarczy wspomnieć choćby takie nazwiska jak: Tytus Chałubiński, Robert Koch czy Marek Edelman.
   Z wierszy emanuje szeroka i głęboka wiedza ogólna poety, oczytanie i różnorodność zainteresowań. Jedną z największych jego pasji jest wspinaczka wysokogórska, czemu dał już wyraz w poprzednich książkach poetyckich. Tutaj wiersze „medyczne” przeplatają się z „turystycznymi”, lecz nie ma w tym sąsiedztwie żadnej sprzeczności. Przeciwnie – obcowanie z naturą z jednej strony pomaga odreagować egzystencjalne lęki, z drugiej zaś uczy poszanowania życia, które tak łatwo może stracić nierozważny taternik. Przebywanie na szczycie daje poecie możliwość kontemplowania piękna natury, ale także wycisza, skłania do refleksji i zadumy, wyzwala pasje artystyczne: muzyczne (Wiatr gwiżdże muzykę Karłowicza) i literackie, daje dystans potrzebny do uświadomienia sobie stosunku do bliskich. Przykładem jest wiersz adresowany do żony Jolanty:
Dlatego znad rwącego potoku
wysyłam do Ciebie biedronkę
która właśnie usiadła
na moim serdecznym palcu

Może zaświadczy o miłości.
Wśród „górskich” wierszy są też dedykowane matce zatroskanej o szczęśliwy powrót syna z wyprawy i ojcu, któremu Zbigniew zadedykował nie tylko wiersz, ale całą swą wyprawę w góry (krótko po jego śmierci): Będę mógł w ciszy / paść na kolana / z tatrzańskiego szczytu / mówić do Ojca.
   Piękna i wzruszająca to poezja, choć z pozoru nie ma w niej pięknych metafor, wydaje się nawet surowa, „unaukowiona”. A jednak mile zaskakują wersy: podniebienie Ziemi /…/ podświetlone sierpem księżyca; butach wadzących się z piargami; Ból jest jak symfonia - /…/ nie uznaje batuty pocieszenia; duszą wywodzącą się / ze struktury kryształu; niebo /…/ pogłaskało mnie po twarzy…   
   Nie znając wartości innych tomów pretendujących do nagrody  Książki Roku 2012, nie mogę wypowiadać się na temat werdyktu jury. Nagrodzony zbiór wierszy Zbigniewa Gordzieja przekonuje jednak, iż poeta nie powinien się ograniczać li tylko do obrazowania własnych indywidualnych przeżyć, lecz pokazywać świat i ludzi przefiltrowane przez osobiste empatyczne wnętrze, penetrować różne zagadnienia ludzkiego bytowania, zgłębiać historię i naukę, czerpać z obfitości ogólnoludzkiej kultury. Taka poezja, osadzona nie na powierzchownej ckliwości, a na głębokiej mądrości i umiłowaniu piękna ma szansę przetrwać.  
  W sprzeczności z tym, co przed chwilą napisałam, stoi jednak dalszy los omawianej książki. To prawda, że w obecnym czasie łatwiej książkę (zwłaszcza poetycką) wydać niż ją sprzedać. Dystrybucją rządzi bowiem komercja, więc wydawnictwa niechętnie biorą na siebie ten ciężar, księgarnie zasypane woluminami, nieraz wątpliwej wartości, nie chcą przyjmować zalegającej półki poezji, która już dawno stała się sztuką elitarną. Pozostają spotkania autorskie, wieczory i benefisy promujące dorobek autora.
  Laureaci najbardziej prestiżowej Nagrody Nobla – Miłosz i Szymborska – nie musieli zabiegać o swą popularność. Zrobiły to za nich media, wydawnictwa, księgarnie. Co jednak w przypadku laureata Konkursu na Książkę Roku Międzynarodowego Listopada Poetyckiego? W natłoku organizowanych imprez i obfitości przywiezionych przez polskich i zagranicznych poetów wierszy, jego poezja pozostała bez echa. Karygodne przeoczenie? Czy celowe przemilczenie? Jeśli to drugie, to uderza w zasadność werdyktu komisji konkursowej. Czyżby ktoś miał wątpliwości, co do słuszności przyznania tej nagrody naszemu znakomitemu koledze, zasłużonemu prezesowi poprzedniej kadencji oddziału? Wydaje się, że w przypadku Zbigniewa Gordzieja jest to, niestety, błąd nie do naprawienia. Powinniśmy jednak jako organizatorzy Międzynarodowego Listopada Poetyckiego, planując w przyszłości festiwalowe imprezy, wziąć pod uwagę możliwość zaprezentowania sylwetki i twórczości laureata wspomnianego konkursu szerokiemu gronu zaproszonych gości i miejscowych literatów. Nakazuje to nie tylko szacunek wobec werdyktu jury i osoby laureata, ale i zwykła przyzwoitość względem potencjalnych odbiorców poezji, której organizowany przez nas festiwal ma służyć.  
                                                   Teresa Januchta