PAN KAROL I NOBLIŚCI

PAN KAROL I NOBLIŚCI

Felieton K. Galasa

 

PAN KAROL I NOBLIŚCI

Początek naszej znajomości nie rokował najlepiej. Mniej więcej trzy lata temu podszedł do mnie, przedstawił się imieniem i nazwiskiem, uścisnął mocno moją rękę i bez ogródek zagaił:
- Pan podobno wiersze pisze i książki wydaje. Czy mógłbym z panem chwilę porozmawiać, na tematy literackie, ma się rozumieć- kojarzyłem człowieka ze sklepu, albo z osiedlowego rynku, tak jak sąsiada z osiedla. Jednakże skłamałbym, gdybym stwierdził, że ucieszyła mnie perspektywa nawiązania z nim bliższej znajomości. Było w nim coś z menela. Nie powiem, czysty i normalnie ubrany. Nie widziałem też, by zabierał coś ze śmietnika. Może ta jego bezpośredniość, a może mocno zachrypnięty głos. Odpowiedziałem, że innym razem, bo dzisiaj wyjątkowo się śpieszę. Po czym udałem się w kierunku przystanku autobusowego.


Pan Karol, bo tak miał na imię mój sąsiad, ucieszył się, że jednak będzie okazja do rozmowy, bo też wybiera się do miasta autobusem. Staliśmy na przystanku sami. Zastanawiałem się, czego ten człowiek może ode mnie chcieć, a on przeczesał dłonią rzadkie włosy i zaczął:
- W zeszłym tygodniu byłem na imieninach szwagra. Jego rodzina cała jest taka inteligencka, wie pan, sztuka przez duże S. Malarstwo, muzyka, literatura itp.. Przeważnie nie zwracam uwagi na ich wydumane rozmowy, nie dlatego, żebym nie miał nic do powiedzenia. Nie zabieram głosu, zrażony ich pretensjonalnym tonem.

Musiałem się mocno koncentrować, żeby nie otworzyć ust ze zdumienia. Nastawiłem uszy, czekając co z tak obiecującego początku może wyniknąć.

- Oni tam się spierali o naszych noblistów w dziedzinie literatury. Miłosz czy Szymborska, kto lepiej pisze, kto jest bardziej zasłużony, kto z nich ma większy dorobek. Tak wrzeszczeli na siebie, że ogłuchnąć było można, a i tak do niczego konkretnego nie doszli. Jak już powiedziałem, nie wtrąciłem się ani na chwilę, ale pomyślałem sobie, że spytam pana. Osobiście czytam dużo, ale poezję dzielę na strawną i niestrawną. Niestety Miłosz i Szymborska, to zdecydowanie za ciężka artyleria dla mnie. Pan to co innego. Należy pan do tych literatów, pisze pan wiersze od lat, to i w kwestii noblistów ma pan wyrobione zdanie.

-Obawiam się, że mogę pana mocno rozczarować. Oczywiście Miłosz i Szymborska to najwyższa półka, ale tak jak w wielu dziedzinach sztuki wszystko się opiera na indywidualnym guście odbiorcy.
- To właśnie ja pytam, co pan sądzi i kto pana bardziej przekonuje.
- Myślę, że tu na przystanku nie zdołamy tego rozstrzygnąć. Jeśli chodzi o dorobek, to bezsprzecznie Miłosz ma dużo większy, a co do samego pisania, to abstrahując od wszelkich truizmów napisanych o naszych noblistach… - zauważyłem, że zrobił dziwną minę, więc podjąłem innym tonem - Szymborska, to uniwersalne prawdy świata, ironia i sceptycyzm, liryka subtelna, elegancka i wzruszająca, pozorna prostota, ale przede wszystkim logika.
- A mówiąc prościej?
- Nobla nikt za darmo nie daje.
Tyle musiało wystarczyć mojemu dociekliwemu sąsiadowi, bo nagle zjawił się autobus, a wewnątrz rozdzielił nas tłum i dalsza rozmowa stała się nie możliwa. Po powrocie do domu długo zastanawiałem się nad rozterkami niedocenionego przeze mnie sąsiada i goląc się w łazience, pomyślałem że takich właśnie rozmów brakuje mi trochę w siedzibie związku. O przeczytanych książkach, ulubionych autorach, preferowanym stylu. Obojętnie ilu się nas zbierze, brakuje porywających dyskusji, zwyczajnej wymiany myśli, doświadczeń, odczuć, choćby takich jak u Julio Cortazara w ,,Grze w klasy”.
W przyszłości - na rynku czy w sklepie, nigdy nie będę uciekał przed panem Karolem.

GOŁY

Ps. Myślę, że dobrym obyczajem byłoby powrócić choćby do towarzyskich spotkań,  które zdarzały się do września w naszym oddziale, by przy okazji rozmawiać o literaturze. Dlatego 4 stycznia na noworocznym spotkaniu zgłoszę swoją gotowość do ich prowadzenia.