WIDZIEĆ INTELEKTEM

WIDZIEĆ INTELEKTEM

Felieton K. Galasa

 

WIDZIEĆ INTELEKTEM

W ponure, piątkowe przedpołudnie, wybrałem się do banku. Nie lubię deszczowych dni. Kiedy mam w lewej ręce torbę, a w prawej białą laskę, zwyczajnie brakuje mi ręki, która trzyma parasol. Nie zdążyłem odejść dwudziestu kroków od bloku, gdy dobiegło mnie wołanie pana Karola:
- Niech pan poczeka! Mam duży parasol, zmieścimy się obaj..
Pomyślałem, że to niesamowity zbieg okoliczności, albo sąsiad urządza na mnie polowanie. Może znowu dopadły go jakieś literackie rozterki?

- Pan nigdy nie nosi parasola. No tak, właściwie, jak miałby pan to robić?-
Deszcz przybierał na sile, a ja coraz bardziej błogosławiłem sąsiedzką ochronę. W końcu nastała taka ulewa, że schowaliśmy się w zadaszonej wnęce obok apteki.
- Jak się pan pewnie domyśla, mam do pana pytanie…
- Proszę pytać. Jeśli zdołam sprostać pańskiej ciekawości, chętnie odpowiem.
- Pytanie jest w sumie banalne, ale ciekawość każe mi je zadać. Czy pan jest jedynym niewidomym poetą w poznańskim oddziale?..
- Nie, jest jeszcze jeden, Stanisław Machowiak, ale dawno go nie widziałem.
- Powiedział pan: nie widziałem - zastanowił się pan Karol.
- Niewidomi tak mówią. To taka predylekcja do symplifikacji.
- Nie rozumiem.. - pan Karol mruknął z zakłopotaniem.
- Mówiąc inaczej to skłonność do uproszczeń. Zamiast powiedzieć: nie słyszałem, kiedy mówił, albo nie rozmawiałem z nim, mówimy: nie widziałem, chociaż to mija się z prawdą.
- W książkach, które mi pan podarował, jest bardzo niewiele wierszy o tym, że pan nie widzi. Mam wrażenie, że celowo pan omija ten temat, a przecież właśnie to mogłoby być dla czytelnika najciekawsze.
- Niech pan pomyśli: jedyny temat ślepota. Egzaltacja, marazm i permanentna frustracja.
- To ja już nic nie wiem. Może rzeczywiście głupio zapytałem…
- To najczęściej pojawiające się pytanie na moich autorskich spotkaniach. Dlatego nie będę miał kłopotów z odpowiedzią. Na początku przyznaję, celowo unikałem tego tematu, później za namową czytelników i kolegów poetów napisałem kilka. W tomiku ,,Wizerunki godzin” umieściłem nawet cykl czterech wierszy. Nazwałem go  ,,Imperium ciemności” i opowiedziałem kawałek świata z perspektywy niewidomego. W kolejnych książkach zdarzało mi się zamieścić jeden albo dwa. Staram się jednak zwracać uwagę, by nie było ich zbyt wiele. Poeta cukrzyk, też nie rozpisuje się o swojej przypadłości. Znam wielu niewidomych poetów, którzy piszą w większości o swoim kalectwie i krzywdzie, która ich na co dzień spotyka.
- Rozumiem, że nie chciałby pan tak , jak wszyscy..
- Dać się zaszufladkować, to dla twórcy nic miłego - zauważyłem
- No to inaczej. Czy jest niewidomy poeta, którego twórczość wywarła na panu szczególne wrażenie?..
- Jest jeden, który natychmiast przychodzi mi do głowy. Mam na myśli Andrzeja Bartyńskiego, prezesa oddziału wrocławskiego ZLP. Urodził się we Lwowie i stracił wzrok, kiedy miał dziewięć lat, w czasie wojny. Od 1946 roku mieszka we Wrocławiu. Już w pięćdziesiątych latach pisał jak Gałczyński z wyczuciem, dowcipem i wigorem. Jego poezja posiada cechy wyjątkowej odrębności. Dawno nic nie zrobiło na mnie podobnego wrażenia. Po prostu nie da się przejść obok tych treści obojętnie. Obecnie ma siedemdziesiąt osiem lat i nadal jest aktywnym poetą. Może pan sobie wyobrazić jaki ma kolosalny dorobek.
- To ma pan do kogo równać..
- Chciałbym pisać coraz lepiej, ale w tym przypadku poprzeczka zawieszona jest wyjątkowo wysoko. Wracając do pytania, które pan zadał: W zasadzie nie piszę o moim niedostatku wzroku, a jeżeli to robię, to tylko dlatego, żeby przedstawić się czytelnikowi. W końcu jestem niewidomy, trudno dyskutować z faktami, ale od dawna zdążyłem się pogodzić z takim stanem rzeczy. W jednym z moich wierszy może pan przeczytać: ,,to nie jest ciemność na zatracenie, tu intelekt kreuje swoiste smugi, cienie, świetlne refleksy”. Takie wiersze nie będą pojawiać się zbyt często, chyba że na starość będę myślał inaczej.
Staliśmy rozmawiając około pół godziny. Wieczorem pomyślałem, że te sąsiedzkie rozmowy wpływają korzystnie na nas obu. Pan Karol dostaje odpowiedzi na nurtujące go pytania, a ja tak jak główna bohaterka powieści Josteina Gaardera  „Świat Zofii”, zaczynam zastanawiać  się nad zagadnieniami, którym do tej pory, na co dzień, nie poświęcałem zbyt wiele uwagi.

GOŁY