SPONSORZY MILE WIDZIANI

SPONSORZY MILE WIDZIANI

W połowie lutego zrobiło się cieplej i drobny deszcz wypłukiwał resztki śniegu z zakamarków brudnych ulic. Któregoś dnia przed południem pan Karol stanął w drzwiach mojego mieszkania. W rękach trzymał pożyczoną książkę.
- Przeczytał pan chociaż połowę?- zagadnąłem
- Przeczytałem wszystko dwa razy. Wystarczyło, że przestałem szukać dziury w całym i jakoś zacząłem pojmować…
- Wspaniale – ucieszyłem się - i co pan o tym myśli?
- Myślę, myślę cały czas, ale mam dla pana niespodziankę -  zagaił tajemniczo -Przedwczoraj byłem na pana spotkaniu autorskim.
- Żona nie wspomniała, że widziała pana wśród zebranych gości.
- A, bo siedziałem schowany w ostatnim rzędzie.
- I jak, nie wynudził się pan?
- Co też pan mówi! Przecież ja te pana wszystkie wiersze znam. Najciekawsze były pytania. Ludzie pytali dosłownie o to wszystko, o co kiedyś ja. Znałem większość odpowiedzi i mogłem sprawdzić, czy odpowiada pan tak samo, czy inaczej.
- Ciekaw jestem jak wypadłem.
- Wszystko się zgadzało i było niesamowite. Nie wiem jak to powiedzieć. Pierwszy raz brałem udział w spotkaniu z poetą, który jest moim sąsiadem, a od niedawna znajomym. Ale przychodzę z czymś zupełnie innym. Kiedy młoda dziewczyna w pierwszym rzędzie spytała jak pan te ksiązki wydaje, odpowiedział pan, że poeci wydają za swoje pieniądze i jeszcze nie ma gdzie tego sprzedać.
- To wszystko prawda, właściciele księgarń twierdzą, że poezja się nie sprzedaje i że trzeba poczekać na lepsze czasy.
- No to jak wy zarabiacie na tych książkach?
- Jak powiedział Pino Pellegrino, „Prawdziwe bogactwo to nie to ile twoja praca pozwoli ci zarobić, ale to kim cię uczyni”.  No cóż, nie zarabiamy. Można stwierdzić, że poezja to dzisiaj kosztowne hobby.
- Nie chce mi pan chyba powiedzieć, że pan do tych książek dokłada?
- Zazwyczaj właśnie tak to wygląda. Koszty druku, ISBN i projektu okładki mieszczą się w granicach od tysiąca pięciuset do dwóch tysięcy złotych. Po ukazaniu się książki, część nakładu wysyłana jest do bibliotek, a większość rozdaję znajomym, przyjaciołom i kolegom po piórze.
- To i na mnie się pan nie dorobił, bo też dostałem w prezencie, a na nowy tomik znowu pan będzie musiał wyskrobać te pieniądze.
- Gdyby wszyscy moi czytelnicy byli równie dociekliwi jak pan, poezja miałaby się lepiej. Wydałem osiem książek, przygotowuję dziewiątą i zawsze wykładam swoje pieniądze, a moja sytuacja nie jest wcale najgorsza.
- A co to, pan płaci mniej?
- Dla wszystkich ceny są podobne, tylko że ja pracuję. Prowadzę gabinet masażu leczniczego. Poezja jest moim zajęciem dodatkowym, w którym poniesione koszty nie zwracają się i z tym, niestety, muszę się liczyć. Jednak większość poetów naszego związku to emeryci lub renciści. Czy może pan sobie wyobrazić, że ktoś z trudem wiąże koniec z końcem lichej emerytury i nagle przychodzi mu odłożyć dwa tysiące złotych na tomik? Często zdarza się, że zbiór wierszy jest gotowy do druku i leży w szufladzie z powodów finansowych.
- A ten wasz Związek nie może dołożyć?
Wciągnąłem głęboko powietrze, zdumiony bezpośredniością sąsiada.
- Walter Moers stwierdził, że ,,pisanie jest desperacką próbą wydarcia z samotności odrobiny godności i trochę pieniędzy”, jednak nasz związek jest w bardzo trudnym położeniu finansowym. Wiele lat temu wydatki rządowe i samorządowe na kulturę były dużo większe i literatom żyło się o niebo lepiej. A dzisiaj można odnieść wrażenie, że nikomu nie jesteśmy potrzebni. Ogromną troską zarządu jest jak uregulować bieżące wydatki.
- A nie macie prywatnych sponsorów?
- Nasz Zarząd pisze bardzo dużo wniosków, ale tylko na niektóre jest jakiś odzew finansowy…
- Rozumiem, że jak poeta ma dobre wiersze i nie ma pieniędzy na ich wydanie, mogą się nigdy nie ukazać?
- To jest możliwe, myślę, że zdarza się tak bardzo często.
- To co można zrobić?
- Gdybym to wiedział, dawno zacząłbym działać w tym kierunku.
- W głowie nie chce mi się pomieścić, napracuje się pan nad taką książką, a później musi pan wyłożyć swoje pieniądze. Nie rozumiem, po co pan należy do tego Związku?
- Trudno to wyjaśnić w paru prostych zdaniach. Nie wystarczy napisać jakąś tam książeczkę i od razu przyjmą w szeregi. Trzeba wydać trzy książki, mieć rekomendację macierzystego oddziału i dopiero wtedy komisja w Warszawie decyduje, czy dany kandydat nadaje się, czy nie. Niewątpliwie jest to kwestia prestiżu. Na przykład - ostatnio został przyjęty Ksiądz Profesor Jan Kanty Pytel - twórca z ogromnym dorobkiem literackim i naukowym, który stwierdził, że jedyne czego jeszcze pragnie, to być przyjętym w szeregi Związku Literatów Polskich.
- To znaczy, że u was siedzą sami idealiści. Dlatego nie macie pieniędzy!
- To grube uproszczenie, ale coś w tym jest. Mogę się tylko wypowiedzieć w swoim imieniu. Przynależność zobowiązuje do ciągłej pracy nad sobą, nie pozwala spocząć na laurach, każe wymagać od siebie wciąż więcej.
- Jak widzę, to miodu pan z tego nie ma…
Pan Karol nagle podniósł się i powiedział, że musi wracać, bo trzeba nakarmić koty. Pomyślałem, że Abel Bonnard miał rację mówiąc: ,,Chciałoby się być bogatym, aby już nie myśleć o pieniądzach, ale większość bogatych i tak nie myśli o niczym innym’’.  Szkoda, przydałoby się kilku solidnych sponsorów, żeby poeta, który ma coś do powiedzenia, mógł częściej zastanawiać się nad wierszami, niż nad tym, za co je wydać.
A tak na marginesie, nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby spytać sąsiada, jaka korzyść płynie z posiadania kotów, skoro wciąż trzeba je karmić, dbać o nie i po nich sprzątać?

GOŁY