Felieton 10 – OBRAZA MAJESTATU

Felieton 10 – OBRAZA MAJESTATU

Trudno w to uwierzyć, ale od remontu gabinetu minął miesiąc i pan Karol jakby się rozpłynął. Żona mówi, że kilka razy widziała, kiedy przemykał między straganami na rynku. Ja nie spotkałem go ani razu. Wiadomo, że nie widzę i do niego nie podejdę. Zawsze to on inicjował rozmowę. Zważywszy na częstotliwość poprzednich spotkań, skłonny jestem twierdzić, że celowo mnie unika. Obraził się pewnie o coś, ale biorąc pod uwagę jego odrębny sposób myślenia, nie podejmuję się zgadywać, co by to mogło być. Stałem właśnie na skrzyżowaniu. Światło nie zmieniało się tak długo, że zacząłem się niecierpliwić, gdy poczułem, że ktoś chwyta mnie mocno za rękę i usłyszałem znajomy głos:
- Zielone, możemy śmiało iść.
- Myślałem, że gdzieś pan wyjechał, bo jakoś trudno pana spotkać.
- Wyjechał, wyjechał, ciekawe dokąd i po co?
- Nie widziałem pana od kilku tygodni.
- A bo specjalnie nie podchodzę…
- Ma pan świadomość, że jeżeli pan się nie odezwie, to  ja pana nie zauważę…
- Myśli pan, że nie wiem? Przecież to mi bardziej brakuje naszego gadania, ale jak człowiek dowiaduje się takich rzeczy, to sam nie wie, co ma o tym wszystkim myśleć.
Potwierdziło się, jest oburzony, ale konia z rzędem temu, kto mi wytłumaczy, co jest powodem tego nastroju. Musiałem jakoś się do niego zbliżyć i przełamać pierwsze lody. Sprawa trudna, kiedy nie wiadomo w czym rzecz. Zacząłem powoli, cedząc słowa:
- Jestem bardzo zadowolony z odnowienia mojego gabinetu. Rozumiem, że omijał mnie pan celowo. Czyżby nie miał pan żadnych literackich pytań?
- Mam i to nie jedno, tylko strach jest - zasępił się pan Karol.
- Czego pan się boi?
- Rozmawiamy sobie jak dobrzy znajomi, a w niedzielę rano moja Ewka włącza radio Merkury i co tam puszczają? Wszystko, co panu powiedziałem. Jeszcze jakby tego było mało, to ten babsztyl co czyta robi mi taką głupią chrypę.
- Panie Karolu, to Alina czyta, moja żona.
- O, o…to ja bardzo przepraszam, nie poznałem. Chociaż na początku byłem po prostu wściekły. Teraz już trochę spokojniej w każdą niedzielę, o ósmej dwadzieścia pięć, czekam na ten felieton literacki. A podobno w komputerze też jestem. To prawda?
- Nie może się pan gniewać. Te felietony nie ośmieszają pana, bynajmniej. Można krótko stwierdzić, że występując na stronie internetowej naszego oddziału ZLP i w radiu Merkury, stał się pan nowym celebrytą publicystyki polskiej.
- Tak pan mówi?…
- Niech pan się przestanie dąsać i najlepiej od razu zada swoje pytanie -stwierdziłem krótko.
- Myślałem, że to koniec tych naszych rozmów i tak mnie serce bolało. Dobrze, że zaczepiłem pana, bo nie wiem, jakby tak dalej miało być?.. Kto by pomyślał…celebryta publiki polskiej…- pan Karol zawiesił głos i widać było, że zadowolony odpłynął myślami - A w ogóle to mam pytanie. Czy dzisiaj już nikt nie pisze o miłości?
- Ale skądże znowu! - odpowiedziałem zdziwiony.
- Czytam tą teraźniejszą poezję, no ma się rozumieć, że dzięki panu mogę sobie jakoś z nią poradzić. Zaglądam na waszą stronę internetową, jak mam córę pod ręką, żeby mi pomogła tam wejść. Ale od przyszłego tygodnia zaczynam kurs obsługi komputera, bo jak się człowiek mało zna, to widzi pan, co może z tego być.
- Panie Karolu jestem pełen uznania.
- Tam na tej stronie, to są różne wiersze, ale wszystkie takie niezupełnie dla mnie. Gdzie by człowiek nie spojrzał, to same poważne tematy. Filozofia, sprawy społeczne. W tych wierszach brak miłości…
- Chyba jednak jest pan zbyt surowy.
- Mówił pan, że poezję trzeba odbierać do środka. Ja to tak czuję. Nie ma tam miłości. Zresztą, pan tak samo pisze jak pana koledzy. Wiem, że umie pan napisać piękny wiersz, jak ten „Czereśniową porą”. Ale wy wolicie te chropowate.
- Dobrze,  już wiem o co panu chodzi i postaram się wyczerpująco odpowiedzieć. Każdemu, kto zaczyna przygodę z poezją, wydaje się, że najłatwiej pisać, kiedy jest się zakochanym, albo porzuconym. Początkujący poeci myślą, że silnie przeżywane emocje są najlepszym drogowskazem. Może się jednak zdarzyć, że powstaje wtedy twórczość zbyt osobista, mało czytelna dla odbiorcy.
- Ja, jak sobie pomyślę o poezji, to zaraz te zwrotki o miłości mam w głowie…
- Wielu czytelników kojarzy podobnie jak pan, tylko, że miłość jako treść wiersza jest prawdziwym wyzwaniem. Trzeba dysponować fantastycznym warsztatem, żeby tworzyć wspaniałe liryki, niczego nie przegadać i nie pisać banałów.
- No, a…Pawlikowska-Jasnorzewska, Poświatowska, albo nasi poeci romantyczni? Takie coś najbardziej mi się podoba.
- Wymienił pan dwa ważne nazwiska z klasyki polskiej poezji miłosnej dwudziestego wieku. Należy jednak zaznaczyć, że nie był to jedyny motyw w ich dorobku literackim. Podobnie twórcy z epoki romantyzmu, oprócz liryków, pisali na przykład wiersze patriotyczne oraz dotyczące spraw społecznych.  Zapewniam pana, wielu współczesnych poetów  pisze liryczne wiersze, jednakże najważniejsze jest, żeby nie wpaść w pułapkę hipertrofii miłosnych strof, ponieważ taki autor może dać się zaszufladkować.
- Ma się rozumieć, że to hiper coś tam, to za dużo?
- Doskonale pan to ujął. Poza tym prawdziwą wartość twórcy znamionuje różnorodność poruszanych zagadnień. Mówiąc krótko, gdyby poeta ograniczył swoje pisanie do wybranego jednego tematu, drastycznie pomniejszyłby grono własnych czytelników.
- Może i ma pan rację, ale jakiś mądry człowiek kiedyś powiedział: „ile głów, tyle upodobań”.
Świat się kończy. Pan Karol cytuje, a ja słucham. Przyznaję, że dzisiejsza rozmowa rozwinęła się dość zaskakująco.
Wieczorem w domu pomyślałem, że z pewnością piszemy bardzo dużo o miłości, tylko, że mój sąsiad jest wciąż nieukontentowany i ma apetyt na więcej. Najważniejsze, że w końcu przestał się gniewać.

GOŁY