W wileńskim domu Adama Mickiewicza

W wileńskim domu Adama Mickiewicza

Leokadia Komaiszko przy murach klasztoru Franciszkanów w Wilnie w maju br.

Leokadia Komaiszko

Pamięć silniejsza niż czas

Maj na Litwie jest niechybnie jednym z najpiękniejszych okresów w roku. Temperatury są w tym czasie przyjemne, jest zazwyczaj dużo słońca, kwitną jabłonie, bzy, jaśminy. To na maj właśnie, przed dziewiętnastu laty, zostało pomyślane w polskim środowisku wileńskim spotkanie poetów. Była to okazja by przedstawić szerszej publiczności utwory własne oraz przypomnieć o piśmiennictwie wileńskim z lat dawnych, wzniesionym obecnie do rangi polskiej literatury klasycznej. Hołdowano więc niejednokrotnie twórczości Adama Mickiewicza, Ludwika Syrokomli, Czesława Miłosza.

- Tegoroczny festiwal będzie dwudziestym z kolei – pisał w mailu do mnie Romuald Mieczkowski, główny organizator imprezy, jak też – poeta, autor książek, redaktor periodyku „Znad Wilii”. – Gwarantujemy doborowe towarzystwo, pobyt, atrakcyjny program, Cieszyłbym się, gdyby Twoje drogi poprowadziły w tym czasie przez Wilno. Oczekujemy z trzydzieści gości zagranicznych: z Polski, USA, Niemiec, Szwecji, Francji, Białorusi, Łotwy. Ponadto dołączą się czołowi poeci litewscy i miejscowi literaci polscy. (...)
Po rozpakowaniu bagaży w pokoju wileńskiego Domu Kultury Polskiej wyszłam na miasto. Łagodne ciepło pogłaskiwało twarz, zapach kwitnących lip powiewał w nozdrza, czułam jak się rozgrzewam po niezwykle zimnym w tym roku maju w Belgii, jak wita mnie miasto, w którym dorastałam i się kształtowałam.

Kontemplując hojność słońca i widoki wychodzących z ciężkiej zimy zmęczonych ulic, posuwałam się w kierunku kościoła i przyległego doń klasztoru Franciszkanów na Starówce, gdzie planowo miała spotkać się nasza grupa. Tam, w scenerii powstającej z ruin świątyni, w towarzystwie Ojca Marka Dettlaffa (zarazem poety), odbyło się pierwsze spotkanie ze słowem poetyckim.

W następnym dniu, pod pomnikiem Adama Mickiewicza i w podwórzu domu-muzeum Poety, nasze grono znacznie się powiększyło. Rozgościliśmy się w Domu Wieszcza i z zaciekawieniem oglądaliśmy odrestaurowane pokoje, dostosowane do tamtej epoki zabytkowe meble, odnowione piwnice, wyeksponowane pamiątki portretowe, rzeźby.

Zaintrygowały mnie umieszczone w szklanych gablotach listy Poety. Pisane niezbyt regularnym, pochylonym w prawo charakterem pisma, masa przekreśleń, zamazań, poprawek. Wgłebiłam się w ich treści. Były to podania Adama Mickiewicza do gubernatora z prośbą o urlopy. Poczułam, jak poeta Adam rzeczywistnieje, zbliża się, staje się wręcz jednym z nas, takim trochę starszym kolegą. W tej chwili mój umysł dopisywał wiersz „Starszy kolega”, zrodzony wczorajszej nocy. Wielki Adam Mickiewicz musiał nieraz ciężko zarabiać na chleb, z wierszy żyć się nie dało, podobnie jak i my dzisiaj, ponad dwieście lat później, w różnych zakątkach planety.

Na zajeździe literatów w Wilnie zobaczyłam sporo mych dawnych znajomych. Poetów wileńskich: Aleksandra Sokołowskiego, Aleksandra Śnieżkę, Jana Kozicza, Józefa Szostakowskiego, mieszkającą w Niemczech Alicję Rybałko. Kolegów–dziennikarzy: Wojciecha Piotrowicza z żoną Danutą, Zbigniewa Balcewicza (kiedyś mego przełożonego), Jadwigę Podmostko. Pani Jadwiga wnet się zorganizowała, by umówić się ze mną na wywiad, który potem został opublikowany w „Kurierze Wileńskim”, polskiej gazecie codziennej (gdzie przed emigracją pracowałam): „O Listach z daleka”, losach emigrantów i poezji ” - „Kurier Wileński”, 05.07.13, Nr. 126 (17168).

Poetycki Maj łączył ludzi i epoki, raz po raz upewniałam się w koncepcji, że pamięć jest silniejsza niż czas. Wileńskie koleżanki zabiegały o spotkania, Czytelnicy przypominali się oferując skromne pamiątki. „ ...Świetnie pamiętamy reportaże Pani z tych dalekich wojaży. Szczególne wrażenie pozostawiły te pierwsze z Kazachstanu, Syberii. Zdaje się, że przerosły one dalsze podróże śladami Polaków, zamieszkałych w innych republikach...” - napisze później Jadwiga Podmostko.

Majowe towarzystwo poetów uświetniały popularne polskie aktorki: Ewa Krasnodębska, znana z filmów „Marysia i Napoleon”, „Fenomen”, Anna Milewska, grająca w serialach telewizyjnych, takich jak „Lalka”, „Złotopolscy”, „Plebania”, „M jak miłość”, Joanna Kasperska - „M jak Miłość”, „Plebania”, „Nie lubię poniedziałków” oraz autorka sztuk Marzena Intrator.

Poznański oddział Związku Literatów Polskich dynamicznie reprezentowali: prezes Paweł Kuszczyński, wiceprezeska Danuta Bartosz, poetki: Kalina Zioła oraz Maria Duszka, dla której Wilno przed jej tu przyjazdem wydawało się jakąś nierealną legendą. Z Białorusi przybyli poeta – Jazep Januszkiewicz i redaktorka – Irena Waluś. ze Związku Pisarzy Litwy – wiceprezeska, poetka i tłumaczka Birutė Jonuškatė.
Na ‘Maju’ inaczej poznawałam mego kolegę po piórze Romualda Mieczkowskiego. Tu spisywał się przede wszytskim jako dobry organizator, był łagodny a jednocześnie dokładny. „Nic na siłę” – powtarzał nieraz uśmiechając się. Taki sposób pilotowania nam, wrażliwcom, niezwykle odpowiadał. Czuliśmy się wolni ale zorganizowani.

Idee Romualda są popierane również w rodzinie. Na majówce w Domu Syrokomli w Borejkowszczyźnie i na wieczorku kultury polsko-litewskiej w Domu Polskim, to rodzeństwo nakrywało stoły, zastawiając je pysznymi miejscowymi potrawami jak twarogowe sery, różnorakie wędliny, domowego wypieku chleby. Stali we trójkę cisi, usłużni, skromni. – Jakże starszemu bratu nie pomóc?, zapytali retorycznie jednym głosem brat Władysław Mieczkowski, lekarz-chirurg, z żoną Swietłaną i siostra Henryka Učkuronys, nauczycielka.

W Ambasadzie Polskiej w Wilnie, która mieści się w onegdaj Pałacu Paców, witali nas Janusz Skolimowski, minister–konsul i Stanisław Cygnarowski, kierownik wydziału konsularnego. Ciepła, swojska atmosfera przypomniała mi brukselskie salony polskiej dyplomacji, przyjmowano nas tak samo serdecznie i efektownie.
Utkwiła mi w pamięci uroczysta kolacja przy świecach w restauracji „ Pan Tadeusz” w Domu Polskim. Przepięknie udekorowany stół, wyszukane potrawy, trochę dobrego wina... – Myślałem, że takiej klasy recepcja należy się poetom, mówił Romuald, spotykając gościnnie każdego wchodzącego do restauracji i odprowadzając go na odpowiednie miejsce przy stole. Oficjalnego otwarcia poetyckiej wieczerzy dokonał Michal Mackiewicz, prezes Związku Polaków na Litwie. Z Michałem także parę lat pracowaliśmy w „Kurierze Wileńskim”, ba, pamięta on nawet moje dziecięce recytacje wierszy w szkole, patronował wówczas polskiej młodzieży.

Na wycieczce śladami Powstania Styczniowego po Wilnie i okolicach, o historycznych dziejach Rzeczypospolitej Obojga Narodów skrupulatnie informowali nas Wojciech Piotrowicz i Józef Szostakowski. Romuald Mieczkowski opowiadał dzieje w sposób bardziej gawędziarski, sypiąc ciekawostkami. Zjeździliśmy Szumsk i Miedniki, i Sorok Tatary z ich karaimską kulturą. Nawet obiad mieliśmy regionalny: warzywna zupa z razowym litewskim chlebem, cepeliny (lub inaczej: pyzy z mięsem) ze skwarkami i śmietaną, pączki i do popicia kompot z suszonych owoców.
„Narody poetów nie rozumieją...”, cytował podczas podróży po Wileńszczyźnie rosyjskiego poetę, Jewgienija Jewtuszenkę jeden z kolegów. Jednak ten minorowy akcent szybko zdominowaliśmy ‘wyższym’, bowiem ewolucja na Ziemi przyjęła obecnie niesamowity rozmach; zmieniają się mentalności a wraz z nimi obyczaje. Świat – może jak nigdy dotąd – jest stęskniony jasności umysłów, sedna prawd i zdrowych, pięknych marzeń.

Wilno! Wielkie podziękowania za Międzynarodowe Spotkania Poetyckie 2013.

Leokadia KOMAISZKO
Liège, Belgia

Fot. ze zbiorów prywatnych autorki.

========================

 

Leokadia Komaiszko (Belgia)


Poetka, dziennikarka, literatka, fotografik. Urodzona i ukształtowana duchowo na Wileńszczyźnie ( 5 stycznia 1963 roku, ojciec Zygmunt Komaiszko, matka Antonina z domu Suswiłło).

Leokadia Komaiszko ukończyła Bujwidzką Szkołę Średnią z polskim językiem nauczania na Litwie, jej wyniki nagrodzono złotym medalem (1981). Następnie studiowala dziennikarstwo w Mińsku na Białorusi. Udyplomowana w roku 1986, rozpczęła pracę reporterską w dzienniku „Czewony Sztandar” (przemianowaną później na „Kurier Wileński), jedynej wówczas polskiej gazecie na terytorium całego Związku Radzieckiego. Zatrudniona w „Kurierze Wileńskim”, podróżowała śladami Polaków zamieszkałych w róźnych republikach ZSRR i spisywala ich dzieje w literackich reportażach. Prace Leokadii Komaiszko z Kazachstanu, Syberii, Kaukazu, Łotwy publikował nie tylko „Kurier Wileński”, o te nietuzinkowe materiały zabiegały również znane tytuły w Polsce jak „Reporter” oraz polonijne w Europie i na świecie.

Na podstawie tych właśnie reportaży powstanie później pokażnych wymiarów książka pt: „Nawet ptaki wracają”.

W latach 90-tych Leokadia Komaiszko wyjechała do Belgii i tam mieszka na stałe.

Stworzyła, redaguje i wydaje “Listy z daleka”, czasopismo Ogólnoświatowego Korespondencyjnego Klubu Emigrantów (1996), w języku polskim; z zasięgiem na Afrykę, Amerykę, Anglię, Argentynę, Australię, Belgię, Danię, Francję, Hiszpanię, Holandię, Irlandię, Kanadę, Litwę, Meksyk, Niemcy, Polskę, Rosję, Szwajcarię, Szwecję, Włochy.

„Listy z daleka” zostały włączone do Biblioteki Klasycznych Tekstów Literatury Świata, realizowanej w ramach projektu UNESCO (2003, zapis w n-rze 43)

Współpracuje z grupą literatów z Polski - „Biłgorajska Plejada Literacka” oraz

z poznańskim  Oddziałem ZLP.

Kilka wierszy poetki:

Świadomość

Odkąd siebie pamiętam, wytłaczano

we mnie świadomość kolektywną.

W domu, szkole i w pracy. Tak iż

prawie zapomniałam, że w moim ciele

to ja przecież żyję, lecz nie wszyscy inni!


A gdy się znalazłam w rozdmuchanej

świadomości indywidualnej, cóż się

naobijałam o kanty obojętności!

Dziś w międzykulturach, zwyczajami

różnymi pomiędzy, środek szydełkuję złoty.


Leokadia Komaiszko
15 kwietnia 2010 roku

Niedzielna wizja

Tutaj : salonik, komputer, telefon

i śniegu biało-złocista firana.

Tańczą ptaki, polując na resztki.

O szarorogim myślę Żaluku - potężnym

cielsku, przez Zygmunta oswojonym...

Tam : dwumetrowe w balach ognisko,

tańce i śpiewy zimowe. Antosia, ciepła

kasza ryżowa. grzańca połówka i koleżanka

Marysia. W zakopiankach są obie...

Belgia i Litwa niedzielną dzielą się wizją.

Leokadia Komaiszko

Liege, 15.02.2010

Rodziny

Powstajemy z łona rodzin – niby z kłębków

pospolitej przędzy – modne pulowery.

Gdy w ostatnich ściegach supły zawiązane,

z rodzin wywleczeni, otrząsamy się z balastu.

Z tych rodziców, którzy nas rozwinąć

jak potrzeba, nie umieli. I z rodzeństwa, co nas

wszystkim przypomina. Kpimy sobie więc z obcymi,

że rodziny są najlepsze na obrazkach!

Wstyd nas goni, arogancko się zrzekamy

naszych miejsc i naszych czasów. Z rodzin

i narodów oczyszczeni, geniusze-kosmopolici

w kulturach planet staniemy. – Z czym?..

Leokadia Komaiszko

Maj 2009, Belgia

Złote koła

Ktoś się przeszedł po moim ogrodzie dziś

przedpołudniem. Być mógłby to kot albo też

wiatr. Złote koła wytańczył w głowach traw

wypłowiałych. Usiadłam w słońcu i myślę...

Stałam tak kiedyś w wydeptanym przez kury życie.

W kapronowej białej sukience i takichż kokardach.

Mamusia się zagniewała, że zboże zniszczyłam.

Ciocia Halina pstrykała zdjęcia - na przyszłość!

Leokadia Komaiszko

czerwiec 2009, Belgia

Smak przygody

(Tatusiowi)

Chodzimy nocami we dwoje...

Tak jak dawniej – kupując meble,

czy idąc na lody. Trzy porcje

zjadałeś, nim uporałam się z jedną.

Wszystko takie radosne.

Wiozłeś mnie na rowerze

kilkanaście kilometrów do miasta

by dentysta usunął mi mleczny ząbek.

Był to mój kaprys dziecięcy, chęć

odmiany. Zakładałeś swój kostium,

brałeś sakwojaż, wołając : córa, jedziemy!

Miałeś takiż smak przygody nienasycony.

Labiryntujemy nocami we dwoje.

Po Teklanach, Hamburgu i Liège. Po

Galaktykach. Uśmiechnięty pokazujesz

mi miejsca swoje. Wszystko żyje !

A miłość nasza sięga tak głeboko,

jak tylko dusza sięgnąć może.

Leokadia Komaiszko

30.05.2007. Liège

Oprac. DB