Kruszona Michał

Kruszona Michał

 

"Dla niecierpliwych – recenzja w skrócie. „Czarnomorze” Michała Kruszony to świetna książka o podróży. I ma obrazki, ludzie lubią obrazki.
A teraz wersja przydługawa, dla tych, którzy, zanim kupią książkę, chcą być pewni, że będzie dobrym wyborem.
Podróże Michała Kruszony są… dziwne. To nie jest tak, że wsiada do samochodu czy innego środka transportu, dociera na miejsce i zaczyna się rozglądać swym reporterskim okiem. Przygoda zaczyna się już w momencie podjęcia decyzji o jej rozpoczęciu. Cel podróży Kruszona często ma od początku ze sobą. Chociażby poszukiwanie w Turcji śladów powieści Orhana Pamuka. To przecież patrzenie na świat przez pryzmat literatury, a niekoniecznie szukanie dosłownych miejsc i ludzi. Inny przykład: autor ma swój osobisty cel o imieniu Ania. Ania jest w Polsce, więc jakim to sposobem wyjazd ma pomóc ten cel osiągnąć? Zrozumiecie z lektury. Bo Michał Kruszona podróżuje po swojemu. Widzi w przemierzanych krajach nie tylko ich współczesny kształt, ale też ich ducha i historię. Nie sądzę, żeby przeciętny turysta myślał na przykład o Gruzji, że był to kraj potężnej królowej Tamar, miejsce gdzie żyły lwy i gdzie Argonauci szukali złotego runa.

W „Carnomorzu” fikcja miesza się z prawdą, w pewnym momencie już nie wiemy, czy dana rzecz wydarzyła się naprawdę, czy jest literacką przesadą lub projekcją bujnej wyobraźni autora.

Jednak, jak to rzekł Albus Dumbledore: „to, że to działo się w Twojej głowie, nie znaczy że nie było prawdziwe”. Aby widzieć to samo, co widzi Kruszona, wystarczy trochę mniej twardo stąpać po ziemi, zajrzeć do małych miasteczek, uwierzyć w to, co wierzą ich mieszkańcy.
Jeden z towarzyszy podróży, zwany Nowym, nie potrafi się na to zdobyć i wspólna wędrówka dla obu stron jest niezwykle męcząca. Nie wiadomo, dlaczego Nowy tak naprawdę wyrusza na południe Europy – bo jeśli na przykład ktoś nie lubi hałasu, tłoku i dziwnych zapachów do nie pcha się na marokańskie targowisko, prawda? Zatem nikogo nie dziwi i nie martwi, że gdzieś w trasie Nowy znika i odnajduje się później już w Polsce.
Znacznie sympatyczniejszy jest drugi towarzysz autora – Paracel. Wyrusza wprawdzie, żeby zrobić reportaż z wyniszczonej wojną wioski na granicy z Osetią, pokazać światu świeże miny i nie zagojone rany, także duchowe. Ma jednak także prywatny cel: dziecko jego i niejakiej Leny, poczęte najprawdopodobniej w muzeum w łóżku rodziców Stalina i chyba samego Stalina.
W relację z podróży po m.in. Mołdawii, Gruzji i Turcji Kruszona wplata także swoje rozważania na tematy różne, literackie dygresje czy skojarzenia, które mu się nasuwają pod wpływem otaczającej go w danym momencie rzeczywistości. To sprawia, że „Czarnomorze. Wzdłuż wybrzeża, w poprzek gór” to niezwykła, wręcz magiczna książka podróżnicza. Zdecydowanie warta polecenia"

Joanna Wawryczuk - Akademickie Radio LUZ

Od autora:
Bywając w Rumunii, wielokrotnie zadawałem sobie pytanie: a gdyby tak pojechać dalej? Myśl ta wydawała mi się kusząca, ciekawość tego co spotkam po drugiej stronie morza, ogromna.
Podróże można odbywać tylko w przestrzeni, ale można też, w moim przypadku jest to odczuwalną koniecznością, podróżować w głąb czasu, a i to mało. Przyglądanie się ludziom, temu co gra w ich duszach, w co wierzą, czego się boją, z jakiej tradycji utkali swoje doczesne życie, to dla mnie konieczne składniki podróżowania. Duchy zapomnianych bohaterów historii, tych sprzed kilku lat i tych sprzed wieków, towarzyszą mi we wszystkich wyjazdach, inspirują do opisywania tego, czego na pierwszy rzut oka nie sposób dostrzec. Znajduje je na starych podwórkach, w rzadko przez turystów odwiedzanych miastach, na zarośniętych cmentarzach. Wychodzą z pożółkłych fotografii wiszących na ścianach stuletnich domów. Tak powstała ta książka, rzeczywista i nierzeczywista. Wymyślona, ale i oddająca to co spotkało mnie osobiście. Zachęcam do poszukiwania, często bardzo nam bliskich, duchów Czarnomorza.
Tyle oficjalnie, nieoficjalnie dopowiem tylko tyle: książka z pewnością usatysfakcjonuje wszystkich znajomych Paracela. Ostatecznie to dzięki niemu (przynajmniej tak to napisałem), odbyłem oniryczne podróże. Dla uwiarygodnienia spotkanych niezwykłości, zabierałem na nie aparat fotograficzny. Podróżowałem wzdłuż wybrzeża i w poprzek gór, sam i ze znajomymi, w przestrzeni i w czasie. Pozostały zdjęcia: z Gruzji, Turcji , Rumunii, i Mołdawii. To dzięki nim ksiązka jest tak kolorowa.

Michał Kruszona

(przedruk ze strony autorskiej:  http://www.michalkruszona.pl/wiecej%20czarnomorze.htm

"Michał Kruszona dzielił ze mną trudy i radości podróży po Ugandzie. Obserwowałem go czasami wieczorami, kiedy pochylony nad notesem wielkości szkolnego zeszytu, często popijając przy tym ugandyjską Waragi i zaciągając się dymem lokalnych papierosów Sportsmen, robił swoje – jak mówił – notatki do książki. Skupiony, w cieniu równikowego słońca, pośród odgłosów przyrody, przypominał mi dziewiętnastowiecznego pisarza. Zajrzałem przez ramię do jego notatnika, nosił go zawsze ze sobą. Wśród dziwnych znaków, liter i wyrazów dojrzałem narysowanego węża pełzającego pod łóżkiem w naszej drewnianej budzie nad Jeziorem Wiktorii. Nad jeziorem Bunyonyi zaklął siarczyście i głośno, kiedy hałasująca gdzieś w oddali kosiarka do trawy (!) widocznie zakłócała jego skupienie, nie pozwalając mu dalej pracować. Potrafił jednak notować w zatłoczonym matatu, w starej, rozpadającej się taksówce i wieczorem na byle jakim łóżku. Efektem tej pracy jest opis przygód, wrażeń i emocji, jakie towarzyszyły nam w podróżach do Ugandy, gdzie obaj zostawiliśmy trochę serca. Było to nieuniknione, bo Afryka naprawdę kradnie serca.
Michał Kruszona, w swoim pisaniu, wychodzi daleko poza parki narodowe, afrykańską biedę i inne stereotypy, opisując Ugandę bez biura podróży."

Robert Swornowski

i Nominacja do nagrody ANGELUS 2008

Turystyka to grzech
Planujesz wycieczkę „Rumunia – zamki i Drakula w tydzień”? Nie sięgaj po tę książkę. Po co ma ci popsuć tę miłą wiedzę o nowym kraju, którą już zawdzięczasz kieszonkowym przewodnikom?

Być może to wszystko wymyślone, ale za to jak? Takie westchnienie towarzyszyć może zakończeniu
ypraw na drugą stronę Karpat, które czym innym kusiły, gdy je sobie zawczasu wyobrażał, a co innego odkrywały, gdy już był na szlaku. Dlaczegóż by nie dopatrzeć się w tym działaniu sił nadprzyrodzonych , i to z tej mrocznej strony, skoro krajobrazy, język, historia i wciąż żywe obyczaje tak mocno działają na wyobraźnię?

Jeszcze coś łączy tę książkę z Chatwinem. Kruszona mógłby się chyba podpisać pod refleksją słynnego Anglika, że „chodzenie jest cnotą, a turystyka to grzech śmiertelny”. I nie w tym rzecz, by swe podróże odbywać wyłącznie w krainach zapomnianych przez Boga. Chodzi o to, by wędrowiec z oczami szeroko otwart
ymi, umiał się zatrzymać, gdy warto, i przysiąść czasem wśród miejscowych. To nie trudne i opłacRumunia. Pejzaż mitycznya się. 

Waldemar Lewandowski




Rumunia. Pejzaż mityczny

"Rumunia. Podróże w poszukiwaniu Diabła" Michała Kruszony nie próbuje przełamywać mrocznej renomy, jaką cieszy się karpacka kraina. Pokazuje jednak, że w Europie trudno o lepsze miejsce na mistyczne wędrówki.

Kiedy 1997 roku wybierałem się po raz pierwszy do Rumunii, zdecydowanie mi tę podróż odradzano. W najczarniejszych przepowiedniach miałem zostać zatłuczony, poćwiartowany, upieczony i skonsumowany przez drapieżnych osobników narodowości romańskiej. Lżejsze gatunkowo ostrzeżenia sugerowały, że stracę tylko odzież, walutę wymienną i kilka zębów. Od tego czasu zdążyłem odwiedzić Rumunię pięciokrotnie i – co za zaskoczenie! – nie tylko żyję, ale też dałem się uwieść pięknu i różnorodności tego kraju.

Obarczona milionem przesądów i stereotypów, bliska i odległa jednocześnie, ojczyzna Drakuli wprost idealnie poddaje się mitologizacji. W zachodnioeuropejskiej tradycji szczególnie Siedmiogród (Transylwania) funkcjonuje jako ośrodek metafizycznego lęku, dzika kraina za siedmioma lasami, siedmioma rzekami i siedmioma górami , gdzie po ulicach chodzą brodaci faceci z niedźwiedziami na łańcuchach, umarli w biały dzień konwersują z żywymi, zaś nocą z krypt gramolą się wampiry, by pić rubinową krew nastoletnich dziewic. Okrutny, komunistyczny reżim Ceausescu wpisał się w ten schemat wprost idealnie – w gruncie rzeczy dzięki karłowatemu dyktatorowi, Słońcu Karpat i Jutrzence Ludzkości, jeszcze łatwiej myśleć o Rumunii jako osobliwym epicentrum zła. A że chodzenie na łatwiznę stanowi unikalną cechę ludzkiego istnienia w świecie, nie ma się, co dziwić, że nawet po przystąpieniu do Unii Europejskiej kraj Ciorana i Eliadego nadal uchodzi za miejsce nieprzyjazne i groźne. (…)

Kruszona swobodnie przeplata tradycyjną narrację podróżniczą fragmentami całkiem udanej prozy o mocno mistycznym zabarwieniu. Nie próbuje narzucać nam prawdy, ale bawi się tworzeniem atmosfery niesamowitości i grozy. Trudno tu odróżnić wizje od rzeczywistości, literacją fikcję od przeżyć autora. Książce to nie szkodzi – opis spotkania z nieboszczykiem, quasi – pogańskich obrzędów w noc świętojańską czy szalonej nocy na bukareszteńskim cmentarzu należą do najlepszych w całym tekście. Ta maniera może natomiast przeszkodzić komuś, kto istotnie chciałby się czegoś dowiedzieć o Rumunii. Z drugiej strony – niewykluczone, że takiej obiektywnej Rumunii po prostu nie ma i każdy podróżnik musi ją poznawać od nowa, tylko dla siebie. Czego właściwie moglibyśmy się spodziewać po kraju, w którym pasterze na połoninach rozmawiają po łacinie?

Piotr Kofta

ŚWIAT, KTÓRY PRZESTAŁ ISTNIEĆ

(…)

Magia zdjęć. Jedno spojrzenie przenosi nas w nieistniejącą rzeczywistość. Ludzie, miejsca, zdarzenia uchwycone przez fotografa przetrwały. Skrawki, lecz jak ważne. Ile nam mówią o świecie, do którego zapuszczało się niewielu etnografów, który współczesnym niekoniecznie wydawał się interesujący, bo oczywisty. Któż by się zastanawiał, że kiedyś przeminie? Przejmująco brzmi wspomnienie o fotografie Romanie Vishniacu, który w latach trzydziestych dwudziestego wieku powodowany lekturą Mein Kampf Adolfa Hitlera wyruszył w podróż po Europie Środkowej pojąwszy, jakie zło nadchodzi. Zło, które zmiecie z powierzchni ziemi dotychczasowy świat ludzi zamieszkujących te tereny. Chcąc zachować go na kliszy odbył wielką wyprawę, która zaprowadziła go także na Huculszczyznę, między innymi do siedziby leśnych Żydów wsi Vrchni Apsa. Dziś wykonane tam fotografie są jedynym świadectwem życia tych ludzi. Skąd Żydzi w środku lasu? O tym opowie Michał Kruszona. Rozdział ten to tylko jeden z wielu opisujących niezwykle barwny świat mieszkańców Karpat Wschodnich: Polaków, Niemców, Żydów, Ukraińców, Węgrów żyjących w zgodzie ze sobą i z imponującą przyrodą tych obszarów.

(…)

Ta sentymentalna podróż na kartach książki rozpoczyna się w Krakowie. Przy salwatorskim nagrobku Stanisława Vincenza znawcy Huculszczyzny, autora słynnej tetralogii „Na wysokiej połoninie”. Tutaj przywodzi nas autor na początek. Dalej kolejne postaci, miejsca, wydarzenia. Przeplatają się wątki współczesne z odległymi czasami, przypominając nam o tym, ile przeszłość dać nam może, gdy tylko zechcemy czerpać z jej źródła. Praca Michała Kruszony jest tego znakomitym wyrazem.

Tomasz Orwid

Modny Kraków

To w tej książce, będącej pokłosiem sesji naukowej zorganizowanej przez Akademię Wychowania Fizycznego w Poznaniu, po raz pierwszy opublikowany został referat: „Karpaccy gospodarze: demony i wilki”. Znalazł się w niej na stronach 188 – 195. Wcześniej był on odczytany podczas konferencji: „Rumunia naddunajskie bogactwo”. Miało to miejsce w Krakowie w kwietniu 2008 roku, w Centralnym Ośrodku Turystyki Górskiej, w kamienicy przy ulicy Jagiellońskiej 6. Stamtąd trafiał tu i tam, aż ostatecznie znalazł się - jako cudem odnaleziony tekst profesora Czerniowca - w książce: „Huculszczyzna. Opowieść kabalistyczna”.

To przez to, że ptaki są wszędzie, od najstarszych zabytków archeologicznych (motywy zdobnicze), poprzez boskie panteony (ot, choćby Horus i Toth w Starożytnym Egipcie, z głowami: sokoła - ten pierwszy i ibisa – ten drugi), aż do zespołu The Byrds i Alfreda Hitchcocka. A literatura? A muzyka poważna? A malarstwo i film? Kultura i sztuka są pełne ptaków. Tak pełne, że nie sposób w wyczerpujący sposób opisać i sklasyfikować tego zjawiska. Spróbowałem, w osobistym tonie, choć dotknąć tematu. Do tego spotykałem ptaki wędrując tu i tam. Zawsze w niezmienny sposób zwracały na siebie moją uwagę. 

Michał!

Dzięki za książkę. Przeczytałem ją już drugi raz. Chyba jestem oprócz Ciebie jedynym, który do tej pory tego dokonał. (…), dziesiątki razy słyszałeś, że marzyłem, by zostać ornitologiem. Minęły bezpowrotnie czasy, kiedy wróciwszy ze szkoły, rzucałem tornister w kąt, brałem za to pożyczoną lornetkę 8x40, aparat Vilia Avto i gnałem do lasu podglądać ptaki. Matka codziennie wykrzykiwała: jeszcze cię ktoś tam w tym lesie ukatrupi. To były piękne chwile. Kto miałby mnie zabić w lesie? Zupełnie tego nie rozumiałem. Wracałem potem najczęściej głodny, zmęczony, pogryziony przez komary, ale szczęśliwy. Ilu śmiertelników mogło na własne oczy widzieć jak remiz buduje sobie gniazdo? Kto własną ręką wyjmował z dziupli i oglądał małe dudki, uważając by te kolorowe stworzenia nie poczęstowały go brudną cuchnącą mazią? Jak wyglądają jaja trznadla? Czy faktycznie są popisane chińsko podobnymi znaczkami? Kto wie, że wróbel na wsi i wróbel w mieście to dwa różne gatunki? Czy choć 1% ludzkiej populacji zna różnicę? Daję królestwo, że nie. Czy ktoś wie, że kawki łączą się ze sobą w pary na cale życie? O ptakach można pisać... mówić… można je obserwować cały dzień i dłużej. Ptaki interesują mnie nadal. Tu w Danii, jako lekarz, wracam do normalności - wracam do tego, co lubię. Teraz mam więcej czasu, mogę więc znów obserwować te piękne stworzenia. W Danii nie ma ich tyle co w Polsce, ale pracując w kraju w ogóle na takie rzeczy nie miałem czasu.

Krzysztof Korczakowski

Od autora:

Od czasu kiedy zacząłem pracować w Muzeum, chciałem wydać drukiem, znajdujący się w zbiorach, cykl sześciu grafik Hogartha. Uważałem, że będzie to dobra wizytówka Muzeum - Zamek Górków. Bibliofilskie wydanie prezentuje rysunkową opowieść Williama Hogartha, mówiącą więcej o osiemnastowiecznym Londynie niż niejeden tekst. Mimo wszystko opisałem co można wyczytać z grafik, zdając sobie sprawę, że to mało, historia nierządnicy była tak bogata i pełna wątków, że mogłaby posłużyć za kanwę powieści.

Wydawnictwo udało się zrealizować przy okazji wystawy prezentującej obyczajowość w grafice osiemnastowiecznej

Przedruk ze strony autorskiej: http://www.michalkruszona.pl/wiecej%20hogart.htm