Akt dla Gołego

Akt dla Gołego

(Edgar Degas)

Maria Magdalena Pocgaj:

Tytułem wstępu, poprzedzającego cykl artykułów

Z pewnością wszystkim, zaglądającym na stronę Poznańskiego Oddziału ZLP przypadły do gustu felietony naszego niewidomego kolegi, Krzysia Galasa. Okazuje się, że jest on bystrym obserwatorem życia i prawdziwym mentorem w stosunku do pana Karola, postaci fikcyjnej,

stworzonej przez niego z takim realizmem, że niejeden z nas mógłby powiedzieć, że zna, albo spotkał na swej drodze owego pana. Krzysztof dzięki książkom „słuchanym” oraz pomocy swojej żony Aliny jest osobą bardzo oczytaną, w czym niejednokrotnie przewyższa wielu z nas, widzących.

Ostatnio usłyszałam, że dzięki przeczytaniu jednego z moich referatów, on, niewidomy „zobaczył” obraz Hieronima Boscha „Wóz z sianem”, o którego istnieniu wcześniej nie miał pojęcia. Ujął mnie tym szczerym stwierdzeniem, głęboko poruszył. A kiedy poprosił, abym pokazała mu w ten sposób inne obrazy, czyż mogłam odmówić? Dla niewidomego poety słowa mogą być nośnikiem malarskiej wizji, pomostem do odczuwania głębokich emocji, sposobem na ukazanie piękna świata czy też jego odbicia w krzywym zwierciadle. Bowiem sztuka w swoim szerokim spektrum łączy wszystkich twórców, choćby każdy z nich wypowiadał się przy pomocy innego narzędzia.

Dla mnie, sama kontemplacja wybranego dzieła zawsze była powodem głębokich wzruszeń, próbą dotknięcia tego, co niewyrażalne, a odczuwalne w samej głębi duszy. Wielokrotnie próbowałam dać temu wyraz, pisząc wiersze inspirowane dziełami takich twórców, jak: Michelangelo Buonarroti, Vincent Van Gogh, Vermeer van Delft, Prerafaelici, Jacek Malczewski, Jan Cybis i wielu innych.

Tym razem nie będą to strofy, powstałe do obrazów, ale próba ich poetyckiego opowiedzenia, i to bez czerpania z gotowych tekstów źródłowych, czy wzorowania się na istniejących analizach krytycznych. Wszystkie teksty dedykuję Krzysiowi Galasowi, który burzy bariery tego, co niemożliwe i sięga tam, gdzie wzrok jego sięgnąć nie potrafi.

 

Maria Magdalena Pocgaj

Akt dla Gołego

Edgar Degas, francuski malarz impresjonista zasłynął z tego, że najczęściej przedstawiał na swoich obrazach tancerki i baletnice, i to nie tylko w czasie występu, ale również podczas przygotowania do wyjścia na scenę. Z upodobaniem malował też kobiety z tzw. półświatka, a więc kurtyzany, kobiety lekkich obyczajów, ukazując je w trakcie kąpieli, albo tuż po niej.

Intrygowało go piękno kobiecego ciała, przy czym ujmował je zawsze we wdzięcznej pozie, przywodzącej na myśl ptaka. Modelki Degas’a to łabędzie, otwierające swe skrzydła, to schylone nad wodą flamingi, albo szykujące się do lotu żurawie.

Ale w kolekcji mistrza jest również szereg portretów, które można by nazwać buduarowymi i nad jednym z nich chciałabym się zatrzymać. To „Kobieta czesząca się”, zresztą motyw dość popularny, pojawiający się na sztalugach u wielu malarzy. Przed laty napisałam związany z tym tematem bodaj najkrótszy wiersz, złożony zaledwie z dwóch wersów:

„W alabastrowym negliżu / gra na wiolonczeli włosów”.

Bo rzeczywiście, widoczna na obrazie kobieta przybrała pozę wiolonczelistki, mimo iż nie znajduje się na scenie, tylko w buduarze, albo raczej w tzw. pokoju kąpielowym na kanapie, przykrytej miękko udrapowaną materią. Ona sama, wyszedłszy z kąpieli, owinięta jest w białe, ręcznikowe płótno, które zsunęło się z jej wilgotnego ciała, odsłaniając pełne piersi i fragment brzucha.

Ciało ma gładkie niczym alabaster. Nagie ramiona ułożone są w sposób identyczny, jak u grającej na wiolonczeli artystki. Lewą dłonią dziewczyna przytrzymuje, a właściwie chwyta w pęk mokre włosy, spływające jedwabistą wstęgą aż poza jej kolana. Mają barwę niezwykłą, ni to rudą, ni karmazynową, widocznie poblask odbitego w oknie zachodzącego słońca rzuca na nie swe refleksy. Prawą dłonią, trzymającą grzebień kobieta wodzi po nich jak smyczkiem.

Głowę przechyliła na bok, pewnie dla ułatwienia sobie czesania, a może zasłuchała się w wewnętrzną muzykę, która ją napełnia. Nic dziwnego, odświeżona po kąpieli, zrelaksowana łagodnym dotykiem wody, może nawet rozmarzyła się, że to czyjeś dłonie… Całkiem możliwe, że przygotowuje się nie do wyjścia na scenę, tylko na schadzkę. Świadoma swego piękna, uroku młodości, jaki wkoło roztacza, ma teraz czas dla siebie, by zadbać o swoje ciało, wyzwolone z krępujących je zazwyczaj gorsetów i ciasno sznurowanych staników. Można by jej zarzucić, że siedzi w bałaganie, bowiem dokoła walają się bezładnie rozrzucone części stroju, tzw. kobiece fatałaszki, uszyte z miękkich, delikatnych tkanin, w pastelowych kolorach.

Mamy tutaj i odrobinę różu, i seledynu, i żółci, i błękitu, a także fragment wzorzystej tkaniny, leżącej u stóp kobiety i zwisającej z oparcia kanapy. W sumie tworzy to widok pełen uroku. Zresztą ona sama celebruje czynność czesania, nie działa w pośpiechu, rozsmakowuje się w tej właśnie chwili, może i coś sobie nuci. Nie widać jej twarzy, gdyż odwróciła ją do ściany, by imponującej długości włosy mogły swobodnie spływać i poddać się delikatnej penetracji grzebienia.

Postać wypełnia całą przestrzeń obrazu, tchnie z niej spokój, poczucie intymności. Kobieta nie brała szybkiego prysznica, wręcz przeciwnie, wyszła zapewne ze stylowej, miedzianej wanny, w której woda skropiona pachnidłem, może i wonnym olejkiem podziałała na ciało jak eliksir. Dlatego ruchy dziewczyny są miękkie, spokojne. Z gracją i wdziękiem, przynależnym wiolonczelistkom wykonuje ten niezwykły, operujący ciszą koncert na szyldkretowym, a może i rogowym instrumencie. Włosy, napięte jak struny, lśnią. Cóż, pozostaje tylko patrzeć na to bez słowa.