ELŻBIETA TYLENDA - DZIEŃ TRASZKI
ELŻBIETA TYLENDA - DZIEŃ TRASZKI
Grupa Literyczna Na Krechę zaprasza na spotkanie z Elzbietą Tylendą. Poetka - urodzona w Malborku, od lat mieszka w Darłowie. Absolwentka Politechniki Warszawskiej, pedagog i socjoterapeutka,
autorka programów socjoterapeutycznych dla dzieci z zaburzeniami zachowania.
Debiut poetycki w 2008 r. na internetowym portalu literackim "Poezja Polska".
Wielokrotnie nagradzana w ogólnopolskich konkursach literackich.
W 2010 r. wydała debiutancki tomik poezji pt. "Kolekcja", a w roku 2013 publikuje drugi tomik poezji pt. ” Dzień Traszki”.
Jej twórczość ukazuje się w czasopismach, antologiach oraz pokonkursowych almanachach.
Członek grup poetyckich: słupskiej – "Czwartkowe Spotkania" i darłowskiej – "Okno na Poezję".
ELŻBIETA TYLENDA:
OKO HORUSA
powoli Wiktorze tracimy wszystkich zostajemy sami
pośrodku pentagramu chronimy mięśnie i cienką skórę
nacieramy oliwą
trudno nam znaleźć właściwe guziki skąd mamy wiedzieć
jak to się robi gdzie są pokrętła regulatory
choć coraz częściej potrzebna naprawa i konserwacja
mówimy głośniej dobitniej a inni – popatrz
jak szybko cicho nie chcą przekraczać magicznej linii
więc obrócę się jeszcze
o parę stopni i nie będę w tym roku na twoich urodzinach
zanurzę zdrową nogę w lodowatym jeziorze
obojętnie patrząc na drgający spławik
i nie myśl że na coś czekam tak naprawdę nie zależy mi
aby złowić rybę
(Elżbieta Tylenda ” Dzień Traszki”- 2013"
PUDEŁKO Z LALKI
przewiązane czerwoną kokardą miało moje imię i wyróżniało się
pośród innych rzeczy pod choinką.
kiedyś skrywało babcine skarby, które zamieniały nas w księżniczki.
wyjmowała drżącymi palcami kameę z onyksu do jedwabnej bluzki
złote kolczyki od zitmeiera i pierścionek z rubinem od dziadka.
zaręczynowy – mówiła, a te dwie bransoletki mają grawerkę
o! srebrny łańcuszek z piaskiem pustyni. wypadł spod poduszki
na dwudziestolecie. tu wszystko miało swoją historię, jak ona
i datę, kiedy ostatecznie zamknięto wieko.
otwieram powoli, nie mogę opanować drżenia, a wewnątrz
kartoniki w kolorze sepii z karteczką – na pamiątkę.
historia jednego życia, starannie ułożona w takim małym pudełku.
(Elżbieta Tylenda ” Kolekcja”- 2010)
PRZENIKANIE
stoisz na tle borejowego lasu
duże dłonie opierasz na końskim grzbiecie
rozglądasz się wołasz a we mnie jezioro
maluje turkusem i wypełnia usta
już wiem że nie zdążę
złote kopyta odbijają światło - bronią dostępu
z perspektywy poddasza jesteś malutki
miękkim ruchem chwytasz jabłko skórka wije się
niczym wąż opada dotyka ziemi jakie to śmieszne
bury kot obok ciebie na ławce i dwie filiżanki
parujące kawą
spoglądam w słońce – nie razi zgubiło czerwień
teraz wygląda jak suszona morela
odkładam paletę
powoli idę w kierunku twoich dłoni
powoli i cicho
by nie spłoszyć żurawi
(Elżbieta Tylenda ” Kolekcja”- 2010)
POMIĘDZY
coraz częściej powtarzasz że nic już nie jest
takie jak kiedyś i nie będzie takie jak teraz
kroisz cebulę rozpamiętując pływające obrazy
dotykasz strun które nie drgają – spójrz
zbiera się na deszcz za chwilę zamkniemy dom
pod lasem klangor żurawi ostatni przed odlotem
w szeleście jesieni wyliczymy chryzantemy
jak zwykle zabraknie zniczy i doniczek
aż wiejna zima na wskroś realna niczym ten wiersz
nieśpieszna wciśnie nas w grube swetry
przykryje śniegiem więc chciałbyś zatrzymać to
czego nie da się pochwycić które – jakim było – nie jest
pozostanie „teraz”
w każdej chwili co jeszcze przed nami
PRZEMIESZCZAMY SIĘ
w kierunku ciepłych prądów wszystko kruszeje
bieli przez dotyk jak skrzydła gipsowych aniołów
ciii ja nie chaczu sztoby wiernuł chałod
powtarzasz stąpając na palcach
śmieszne porzucone cienie umykają w szczeliny
gdzieś niedaleko pachnie wata cukrowa
mały chłopiec podnosi głowę
śmiejąc się do baloników spuszczonych z uwięzi
znalazły drogę – dwa punkty znikające
w nadmiarze słońca
drewniane konie wirują wolno coraz wolniej
z kieszeni wysypujesz pokruszone figurki
eto maja dusza
nieśmiertelna „kalinka” porywa do tańca
wycierasz białe palce o jeansy
zostawiasz ślady na mojej bluzce
przez jakiś czas tu zostaniesz
INNA STREFA
tu lustra serwują jak w kalejdoskopie
klatka za klatką przyspieszone tempo
rozsypane mozaiki
ostatnia niewyraźna pod taflą lodową
mówi się że stamtąd nie ma już powrotów
na wyciągnięcie dłoni zamazana granica
tak krucha
że wystarczy dotknąć
aby z każdą chwilą przywołać obrazy
w kolejnej odsłonie tło w czerni i w bieli
ostrym błyskiem flesza naświetlona postać
za nią druga trzecia
spoglądają przez ramię – wypełnia się
przestrzeń
***
od kiedy Ance wypadły włosy
ma krótką koszulę i szpitalne kapcie
drobnymi palcami dotyka granicy
bardzo delikatnie by nie skruszyć lodu
próbuje złożyć rozsypaną mozaikę
przywołuje obrazy
omijając znaczniki na wilgotnej kliszy
SPOD ZNAKU WAGI
( Jagodzie i Julkowi )
przywiał was wiatr
zaprzęgnięty do jesiennego powozu
mistrz nie pozwolił na chwilę wytchnienia
pomalował kałuże rudymi liśćmi
i ogłosił światu wasze przybycie
lwim pazurem zaznaczył datę
a ciche kwilenie nadało jej sens
dobrego jutra
jesienne dzieci
POWROTY
zna ten punkt wyjścia
niejeden raz próbował pokonać przeszkody
wbijając paznokcie w szorstką skórę piachu
dławił się krzykiem
mocnym uściskiem chwytał wyciągnięte ramię
a teraz nie pamięta momentu powrotu
i nie pamięta tej pani przy barze
taksującej go w pękniętym lustrze
bo dzisiaj jest nierealnie…
nuci swoją piosenkę i rzuca szybkie spojrzenia
odnajduje spokój w kolejnym zaciągnięciu
jutro pomyśli jak prostować plecy wtedy łatwiej
patrzeć innym w oczy
poszuka wyjścia z punktu – to taka gra
NA SKWERKU
milczał o dziewczynce, która
bawiła się sama. uśmiechem wywoływała
wzruszenie ramion, a ufne spojrzenie
trafiało na jego plecy. wybiegła nagle
błękitem zagarnęła zieleń
a potem
było za późno.
wpatruje się w świeżą ziemię
pod małym krzyżem
i w tego misia ze śmieszną mordką.
milczy o dziewczynce, która
odpowiada uśmiechem i wzruszeniem ramion.
nie cofnie czasu.
Poezję Autorki przedrukowano ze strony:
http://poecipogodzinach.blogspot.com/search/label/Elżbieta%20Tylenda