DOBRE SŁOWO

DOBRE SŁOWO

DOBRE SŁOWO

Siedziałem na fotelu w moim gabinecie i z każdą minutą czułem coraz większe podenerwowanie. Umówiłem się z panem Karolem, że możemy zacząć cykl masaży od razu, pod jednym warunkiem. Zobowiązał się przychodzić na zabiegi punktualnie, żeby nie dezorganizować mojej pracy. Kilka dni z rzędu był przynajmniej kwadrans przed czasem, a dzisiaj minęło już dwadzieścia minut od wyznaczonej przeze mnie godziny. Pozostało mi tylko cierpliwie czekać. Oczywiście dołożyłem, do trzydziestu minut przypadających na masaż, dodatkowo pół godziny, znając literackie dylematy sąsiada. W końcu usłyszałem ciężkie kroki na korytarzu i zdyszany pan Karol, wpadł do gabinetu jak bomba.
- Szlag by to! Bardzo pana przepraszam! Wiem jak się umawialiśmy, ale autobusy jak zawsze skubane! Jeżdżą jak chcą! Chyba dzisiaj jest jakiś porąbany dzień! -wydyszał
- Niech się pan rozbiera, porozmawiamy podczas zabiegu – ponagliłem.
-Kiedy wyszedłem z domu, byłem już spóźniony. Ta moja sfiksowana Pelargonia zadzwoniła z Kanady i to na mój koszt! Ciekawe ile mnie to wyniesie. W dodatku narzekała, że jej tam nie idzie! - wychrypiał.
Mięśnie po obu stronach kręgosłupa sąsiada, były bardziej napięte niż zwykle. -Proszę się postarać rozluźnić i uspokoić oddech, bo inaczej cały masaż pójdzie na marne.
- No niech pan sam powie! Jak tu się nie denerwować?! Zostawiła mnie z długami, wyjechała poprawić sobie życie i teraz dzwoni, że dzieje jej się krzywda! Co ja mam zrobić? Wiem, że to jest matka mojej Ewki, ale lepiej nie gadajmy o tym, bo normalnie ręce człowiekowi opadają,
- Wiadomo, że nie może pan pomóc jej na odległość. Może potrzebowała jedynie dobrego słowa...
- A kto nie potrzebuje?...Może lepiej o coś zapytam. Tak, żeby już o tym nie gadać.
- To prawda, będzie dobrze, jeżeli oderwie się pan myślami.
- Powiedział pan kiedyś, że literatura coraz bardziej pana wciąga.
- Bezsprzecznie, to prawda. Na początku, pisanie było dla mnie bardzo wąskim marginesem. Zaledwie hobby, jednym z wielu. Minęło dziesięć lat i moje literackie zajęcia, wypełniają połowę mojego życia.
- Ja to pana normalnie podziwiam.
- Co ma pan na myśli?
- Robiłem kiedyś u takiego jednego, kompletny remont domu. Parkiety, schody, wymiana drzwi, okien, kafelki i armatura w trzech łazienkach. Ślimaczyło się to, chyba pięć miesięcy. A ile nerwów mi zżarło! Jak już to wszystko skończyłem, to okazało się, że faceta zgarnęła policja, za jakieś tam grube machlojki i nie miał mi kto zapłacić. Gdyby nie to, że na początku wziąłem niezłą zaliczkę, to pięć miesięcy robiłbym za darmo!
- Niewątpliwie, do czegoś pan dąży.
- Już pan dobrze powinien to rozumieć. Jak rozliczyłem całą tą moją dziwną robotę, to wyszło, że parę miesięcy szarpałem się za złoty pięćdziesiąt na godzinę. Czułem się jak galernik. Jeszcze dzisiaj, jak sobie przypomnę, to mnie wstrząsa!
- Faktycznie, sytuacja nie do pozazdroszczenia...
- No, a pan to ma sto razy gorzej! Już dziesięć lat robi pan, w sensie, że pisze, za darmo. I na dodatek, nie raz musi pan dokładać do tego grube pieniądze.
- Już kiedyś rozmawialiśmy na ten temat. To jest mój świadomy wybór. Przecież nikt mnie nie prosi, żebym cokolwiek pisał, czy publikował. Zresztą, nie do końca ma pan rację. Na pewno, z literatury nie da się zawsze czerpać gratyfikacji finansowych, ale bardzo często mam ogromną satysfakcję z racji samego pisania.
- Tyle lat bez kasy. Wielka mi radocha...-wtrącił zgorszony sąsiad.
- Był pan na moim spotkaniu autorskim. Słyszał pan, jak ludzie, którzy lubią poezję, reagują. Czasami myślę, że to jest wiele więcej, niż gdybym zarobił spore pieniądze.
- Ale, przecież pan jest niewidomy i ma pan żonę na utrzymaniu!
- Panie Karolu, pan też utrzymuje się z renty i ma córkę na studiach. Mimo to, naprawił mi pan suszarkę, lokówkę, ustawił programy w dekoderze i grosza za to nie wziął- stwierdziłem.
- To jest zupełnie co innego. Żona się na tym nie zna, a pan sobie z tym kompletnie nie poradzi. No, to ktoś musiał pomóc. A gdybym miał płacić za te wszystkie pana literackie nauki, to już dawno poszedłbym z torbami.
- Myślę, że jesteśmy coraz bliżej wyjaśnienia. Zdarza się, że po moich niedzielnych felietonach ludzie telefonują do radia i z przejęciem mówią, że tematy poruszane przeze mnie są prawdziwe. Albo po spotkaniach swobodnej myśli dzwoni ktoś z kolegów literatów i przyznaje, że jest to cenna inicjatywa. Satysfakcja jest wtedy ogromna.
- No, niby tak- potwierdził zamyślony.
- Sam pan widzi, czasami za wykonaną pracę, wystarczy dobre słowo, albo po prostu, zwyczajne dziękuję.
Pół godziny masażu mija bardzo szybko, tym prędzej ,im bardziej zajmująca jest rozmowa z pacjentem. Pan Karol ciężko podniósł się z kozetki.
- No, to ale mnie pan przemaglował-stęknął sąsiad.
- Proszę mi powiedzieć, jak ogólne samopoczucie? Jesteśmy na półmetku naszej serii.
- No, jest dużo lepiej, tylko że dzisiaj, ach mówię panu... Wszystko przez te baby! Nie wiem, jak to dalej pójdzie. Zdenerwowałem się i tyle. Podejrzewam, że od tego plecy mnie jeszcze bardziej bolą.
- Niestety, stres jest jedną z przyczyn powstawania bólu – przytaknąłem.
- Ona mi powiedziała, że najlepiej by było, jakbym tam do niej pojechał- zirytował się.
-I co pan na to?
- Nie wiem. Mówi, że ma ciężko finansowo i czasami nie starcza jej na chleb. A na mnie, praca tam czeka i mógłbym zarobić grubą kasę. Właściwie, powinno mnie to guzik obchodzić, ale przecież nie zostawię jej bez pomocy. Zawsze robiła mi piekło z życia, a ja byłem jak ten baran prowadzony na rzeź. Muszę to sobie jakoś poustawiać w głowie. Przecież, nie znam tam nikogo. Wiadomo, że nie pojadę do Kanady, by odzyskać żonę, tylko po to, żeby ona po moich plecach wyszła z kłopotów. Idę już do domu, bo mam mętlik w głowie.

Zostałem w gabinecie sam. Jedyne czego los oszczędził mojemu sąsiadowi, to nuda. Trzeba mu przyznać, że na życiowych zakrętach, potrafi podejmować decyzje. Pomyślałem, że jego wyjazd jest sprawą przesądzoną.

GOŁY