Jaźwińska Kinga

Jaźwińska Kinga

Kinga JaźwińskaKinga Jaźwińska, urodzona 4.02.1995r. Ukończyła Szkołę Podstawową im. Marii Konopnickiej w Białobłotach, Państwową Szkołę Muzyczną I i II stopnia  im. I.J.Paderewskiego w Koninie. Jest uczennicą II klasy Gimnazjum im. Mariana Cezarego Abramowicza w Białobłotach. Laureatka wielu konkursów pięknego czytania, licznych konkursów recytatorskich  oraz Nagrody Literackiej im. M.C. Abramowicza z okazji VI Dni Twórczości M.C.Abramowicza. Stypendystka Fundacji im. Stefana Batorego Funduszu Pomocy Młodym Talentom. Od najmłodszych lat interesuje się literaturą, poezją, teatrem i muzyką.

 


PAMIĘTNIK

09.05.2009 Sobota,  godz. 22.00  ( fragmenty)
Nazywam się Eliza. Eliza Hak. Mam 14 lat i młodszą o cztery lata siostrę - Klarę.
Dlaczego zaczęłam pisać pamiętnik?
Hm, dobre pytanie. Tak właściwie to sama nie wiem. Wszyscy teraz piszą pamiętniki. To bardzo popularne wśród nastolatków. Może chciałam przez to bardziej poznać siebie? Swoją osobowość? Bo przecież wszyscy widzą jaka jestem na zewnątrz - nie za brzydka, nie za ładna. Szczupła, średniego wzrostu dziewczyna. Ale w środku?? Nie jestem pewna jaka jestem tam, głęboko. Może miła? Normalna?  Albo jeszcze lepiej - po prostu wredna?! O nie, nie zgadzam się z tym! Wredna to ja nie jestem! Może tylko wobec jednej, jedynej osoby, którą jest Anna. Dziewczyna mojego taty!
Odkąd przeprowadziliśmy się do Nowego Miasta ciągle kręciła się wokół taty! Jak jakaś wstrętna, przez nikogo nie lubiana mucha! No i dopięła swego! Została, a raczej już niedługo zostanie "częścią" naszej rodziny! Tak mi się wydaje...
Gdy mieszkaliśmy jeszcze tam, w Krakowie wszystko było inaczej! Czułam się o wiele bardziej szczęśliwa! Razem z mamą, tatą i Klarą w każdy weekend wyjeżdżaliśmy w góry. Kilka razy byliśmy nad Morskim Okiem. Pewnego razu, kiedy szliśmy tam po raz kolejny, to nie rodzice byli przewodnikami, tylko ja z siostrą! Znałyśmy całą trasę na pamięć. Morskie Oko to było ulubione miejsce mamy, ponieważ była artystką i uwielbiała malować otaczające zatoczkę góry. Robiła to za każdym razem kiedy się tam wybieraliśmy.  Wraz z siostrą uważałyśmy, że jej obrazy są idealne i nie rozumiałyśmy po co po raz kolejny malować ten sam widok!? Lecz mama twierdziła, że dużo brakuje jej do perfekcji i za każdym razem odkrywa w nim coś innego. To były cudowne chwile. . . No właśnie, były. Ale już niestety nie są!


23.05.2009r Sobota godz. 15.00
Nie! To nie dzieje się naprawdę! Błagam powiedźcie mi, że to się nie dzieje naprawdę! Właśnie przed chwilą dowiedziałam się, że za namową taty i Klary, Anka i jej synowie przyjdą do nas jutro na obiad! Z góry zakładam, że to się nie uda! Ja i Anna przy jednym stole? W życiu! I jeszcze Ci jej synowie? Ciekawe, czy nie okażą się okropnie przemądrzałymi i dziecinnymi chłopczykami. Zwłaszcza ten 15 - latek. Chłopcy w jego wieku są tacy żałośni!...
Tak w ogóle, to kim oni dla nas są? Nikim! Ani to rodzina, ani przyjaciele domu. Przynajmniej nie moi. Może miałam już na jutro jakieś plany? Czemu nikt nie wziął pod uwagę mojego zdania? Siostra i tata załatwili całą sprawę nie pytając mnie o zdanie! Postawili mnie przed faktem dokonanym.
Mam na dzisiaj tyle nauki. I jeszcze oni...
Cały dom zostaje na mojej głowie. Trzeba posprzątać, odkurzyć i wymyślić coś fajnego na jutrzejszy obiad. Zresztą...po co się wysilać? Przecież to tylko Anna z dziećmi! Gdyby tak podać im coś ... niedobrego? Bynajmniej nic specjalnego? Kryła się za tym bardzo zabawna intryga...ale jednak nie. Taka okropna, to nie będę.

Godz. 20.00

Dlaczego tylko moje życie jest takie poplątane? Dlaczego tak wszystko się w nim komplikuje? Dlaczego nie mogę mieć normalnej rodziny. Mama, tata, siostra, ja i pies. Tak by to wszystko wyglądało, gdyby nie ten przeklęty nowotwór!
Anka jest oficjalną dziewczyną taty! Jak to brzmi...dziewczyną. Dziewczynę to ma nastolatek! Ale nie dorosły facet. Dziewczynę! Też sobie wymyślił! Właśnie przed chwilą mi to oświadczył;
- Elizo, nie chcę żebyś była jutro zaskoczona...
- Ale czym? - spytałam, właśnie odrabiałam lekcje.
- Anna i ja chcemy jutro wam oficjalnie powiedzieć, że ... zostaliśmy parą.
- Co takiego?! - byłam w szoku - oficjalnie? – wyksztusiłam.
- Jesteś już duża...zrozum...musicie mieć matkę!
- Nie, ja nie muszę. Nie może zostać tak jak jest? Naprawdę, tak bardzo chcesz powiększać naszą rodzinę?
- Ależ Eliz, nie wiń mnie za to ... Miłość jest ....
- Wiem co to jest tato! - przerwałam mu.
- Więc zrozum ... - zakończył rozmowę i wyszedł.
Nie! Ja nie potrafię tego pojąć. Może jestem dziecinna i niedojrzała, ale taka już jestem i się nie zmienię. Nie będę udawać, że wszystko jest w porządku, gdy tak nie jest. Nie jestem mamą. . .
Nie podoba mi się to i będę to okazywać. Nie lubię Anny i dam to po sobie poznać. Nie chcę żeby nasza rodzina uległa zmianie i głośno o tym mówię! Wiem, że nie powinnam tak myśleć, ale inaczej nie umiem. Najlepiej byłoby dla nas wszystkich, gdyby jednak ten ich cały związek nie wypalił!!!
Wiem, jestem wredna.

24.05.2009r  Niedziela, godz. 21.00

Dzisiejszy dzień rozpoczął się jak zwykle. Nic nie zapowiadało takiego finału!
Około godziny 11.00 zajęłam się gotowaniem obiadu. Tata był zbyt zajęty strojeniem się. Pomagała mu w tym Klara. Uwielbiała ubierać, czesać i malować ludzi. Może kiedyś będzie pracować jako trzy w jednym? ;)  Fryzjerka, stylistka i makijażystka...
Gdy wszystko było gotowe przyjechała Anka z chłopakami - młodszym synem Emilem i starszym Pawłem. Muszę przyznać, że Paweł był bardzo...nieprzeciętnym chłopakiem. Od razu wpadł mi w oko, ale nie zapominałam o jednym - był synem mojego wroga! Grzecznie się z nimi przywitałyśmy (choć z mojej strony niezbyt ciepło) i zasiedliśmy do stołu. W czasie posiłku Anna zapewne aby mi się podlizać bardzo chwaliła moją kuchnię. Nadal pozostawałam w stosunku do niej chłodna. Kobieta co chwilę kichała,  dawała o sobie znać alergia. Tata zakazał mi wprowadzać Roksi do salonu. Lecz całkiem przypadkiem przed przyjazdem Anki, Roksi wpadła do salonu, aby przypomnieć mi o swoim istnieniu, ponieważ byłam zbyt zajęta sprzątaniem.
Po obiedzie zapadła głucha i długa cisza. Nie miałam ochoty rozmawiać, więc poszłam do swojego pokoju. Postanowiłam odrobić lekcje na poniedziałek. Ktoś zapukał do pokoju. Spodziewałam się, że wejdzie tata albo siostra lecz ku mojemu wielkiemu zdziwieniu weszła Anka! Usiadła naprzeciw mnie i spokojnie zaczęła rozmowę. Powiedziała, że mnie rozumie i wie jak się czuję. Okazało się, że w dzieciństwie także straciła matkę i wie jak bardzo jej nie lubię, ponieważ ona tak samo nie cierpiała własnej macochy. Zrobiło mi się trochę głupio. Ale skąd mogłam wiedzieć, że jej historia jest podobna do mojej i że zaznała w życiu tyle cierpienia? Nigdy wcześniej ze sobą tak szczerze nie rozmawiałyśmy. Uważałam ją za całkiem inną osobę. Tymczasem okazała się miłą, sympatyczną i bardzo otwartą kobietą. Powiedziała mi również (oczywiście w sekrecie) że Paweł mnie polubił. Gdy to mówiła, zarumieniłam się. Niełatwo mi było mówić o swoich uczuciach z kimkolwiek. Jej natomiast przychodziło to z łatwością.
- Nie chcę Ci zabierać ojca. Nigdy bym Cię tak nie zraniła – odparła.
Uwierzyłam jej, miała dar przekonywania. Rozmawiało mi się z nią tak lekko, tak przyjaźnie.
Spędziłyśmy razem dwie godziny, co aż zaniepokoiło tatę i postanowił sprawdzić co się dzieje. Po zbadaniu sytuacji, uspokoił się.
Reszta dnia minęła już w przyjaznej atmosferze. Zgodnie z planami tata i Ania oznajmili nam oficjalnie, że są parą. Ja, podobnie jak Paweł wiedzieliśmy o tym wcześniej. Zrobiło się późno, więc goście postanowili wrócić do domu. Tata żegnał Ankę, dość długo to trwało, bo trochę się zagadał. Gdy wrócił, Klara już spała. Była bardzo zmęczona. Mnie natomiast nie chciało się spać. Podeszłam do taty i mocno go przytuliłam. Po czym szepnęłam do ucha:
- Wiesz co tato? Ania nie jest wcale taka zła jak myślałam...może jeszcze coś z tego będzie.
I odeszłam...


Ula


fragment

Nigdy nie miałam talentu do zapamiętywania ludzi. Jednak ONA utkwiła mi w pamięci, jak nikt inny.
Zawsze cicha, spokojna i schludnie ubrana. Bardzo chuda ( miała to w genach ) i uczesana w  brązowego koczka lub koński ogon. Zazwyczaj oparta o ścianę szkoły ,w ręku  trzymała jakąś książkę, którą akurat czytała. I całkowicie nią pochłonięta zdawała się nie widzieć otaczającego  świata. A ten świat,                  a zwłaszcza ludzie, którzy go tworzyli byli bardzo wredni. Nie przeszła po szkolnym korytarzu bez chociaż jednej zaczepki, jednego szturchnięcia, czy po prostu wyzwiska. Nie wiem, czym sobie zasłużyła ,aby ją tak traktowano. Może tym, że po prostu różniła się od nas? Dość bogatych dzieciaków, chodzących do najlepszego gimnazjum w mieście. Na pierwszy rzut oka widać było, że Ula nie pochodzi   z zamożnej rodziny, ale za to była  najbystrzejszą z nas wszystkich. Lecz wiedza się nie liczyła (każdy tutaj był zdolny, chociaż moim zdaniem ona była ponad wszystkich), Jeżeli Twój ojciec nie był KIMŚ, po prostu byłeś...nikim. Takie już było nasze gimnazjum, a zwłaszcza nasza klasa. Można by przypuszczać, że III klasa gimnazjum to już nie dzieciaki. Jednak nic bardziej mylnego. Chłopcy z klasy zachowywali się gorzej niż przedszkolacy. Ciągle dokuczali Uli (bo tak miała na imię ) , śmiali się z jej ubioru, bo nie nosiła tak, jak większość adidasów znanej marki, za powiedzmy trzy stówki.
Ja nie należałam do grona "najpopularniejszych ludzi w szkole", którzy dodajmy najbardziej gnębili Ulkę. Byłam ... średniakiem. Miałam swoją paczkę z pięcioma dziewczynami i trzymałyśmy się wszystkie razem. Czasem i one wyśmiewały się z Uli, nie powiem, też się śmiałam, ale tylko dlatego, że nie chciałam się różnić i wyskoczyć z tekstem "Przestańcie! To ją boli ,choć tego nie pokazuje, bo udaje, że tak bardzo wciągnęła ją książka!". Miałam miękkie serce i wiedziałam, że dziewczyna cierpi. I to bardzo. Jednak nie byłam na tyle odważna, aby po prostu do niej podejść i podać pomocną dłoń. Co by pomyśleli koledzy? No i moje dziewczyny z paczki??? Wyśmiałyby mnie. Tylko to przychodziło mi do głowy. Zastanawiałam się nieraz, czy koleżanki z paczki też czasami nie mają wątpliwości co do naszego zachowania. Tego całego śmiania się z tego "co tym razem zrobią Ulce chłopaki" i w ogóle. Może i one chciałyby wyciągnąć do niej pomocną dłoń, lecz za bardzo  bały się reakcji innych? No i nie chciały wylecieć z paczki? Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Chciałam się zmienić. Bo wiedziałam, że nie robię dobrze. Utwierdził mnie w tym pewien fakt, który zdarzył się kilka miesięcy temu.....