Księżyc nad Poznaniem

Księżyc nad Poznaniem

 

 

już okładka zaintrygowała mnie. Przewertowałam książkę i na chybił trafił przeczytałam tytuł jednego z wierszy: Ballada bamberska. Kiedy w treści natrafiłam na nazwę Starołęki, wiedziałam już, że książeczce tej muszę poświęcić więcej uwagi. Wszak po mieczu jestem bamberką, a urodziłam się właśnie w Starołęce. Rzeczony eksponat to zbiór wierszy pt. „Księżyc nad Poznaniem Floriana Jernasa. Jakby mało było tu przypadków, mój ojciec miał na imię Florian.

Książka ta została wydana (bagatela!) w 1937 roku przez Księgarnię J. Dippela w Poznaniu, czcionkami drukarni S.A. „Ostoja”. Już sam ten dopisek sugeruje, by pochylić się nad dziełkiem z pewnym szacunkiem. A tu jeszcze okazuje się, że opatrzone jest wstępem Jana Sztaudyngera. Stan techniczny, jak na metrykę, całkiem dobry, tzn. wewnątrz brak jakichkolwiek zniszczeń, zaplamień, rozdarć, zagnieceń. Jedynie okładka posiada delikatne oznaki „starości”. O samym autorze Jan Sztaudynger wypowiada się tak: (…) Już w wypracowaniach szkolnych, które przed kilku laty z racji Jernasowego (uczeń) i mego(nauczyciel)stanowiska poprawiać mi przyszło, dziwiłem się bujności bocznych perspektyw, nieokiełzanej chęci jazdy poszczególnych słów.

Miewałem wrażenie, że wchodzę w egzotyczny ogród w którym oszalałe motyle zapładniają w zapale nie tylko kwiaty i drzewa wszelakiego rodzaju, ale lampy i lambrekiny. Czuło się w tym chłopaku jakąś podzwrotnikową bujność porównań, jakieś opilstwo wyrazowe. Poezji nie szukał, poezja była w nim, wezbrana, przelewająca się w pianie wierszy. Opanowany, cichy, spokojny, zawsze zadumany, ale równocześnie przytomny, nie chcący nigdy niczego dla siebie, skromny i dumny…Ujął mnie od pierwszej chwili poetycznością swego na świat spojrzenia a zaniepokoił zegadłowiczowską lekkomyślną ufnością w nieograniczone prawo do wylewania wierszy. Walczyłem z nim przed laty i przez lata, jak Tobiasz z Aniołem starając się jego frazy obdarzyć sensem (a raczej może tylko konstrukcją) i przecinkiem. Dziś, kiedy mam asystować przy starcie pierwszego tomu jego wierszy, trudno mi obronić się wzruszeniu…Sądzę, że zarażę nim czytelników i krytykę-ugór poznański zaczyna się coraz bardziej zielenić i zakwitać(…)

Książka podzielona jest na trzy części: „Księżyc nad Poznaniem”, „Trucizna nocy”, „Rozmowy z Panem”. W pierwszej znajdujemy utwory historyczne z pierwiastkiem poznańskim, dla przykładu: „Ballada o Kazimierzu- Mnichu”, „Ballada o studzience Prozerpiny”, „Ballada o studzience Hygiei i szkapach dorożkarskich”. Jest tutaj też Ballada świętojańska”, nawiązująca do słynnej powodzi w Poznaniu. W drugiej części autor pomieścił wiersze o specyficznym nastroju grozy, przypominające niektóre z ballad Mickiewicza, natomiast te z części trzeciej nawiązują do wczesnych utworów Kazimiery Iłłakowiczówny o charakterze modlitewnym.

Pisane oryginalnym, dziś już anachronicznym językiem poetyckim, są pełne niekłamanego czaru, melodyjności, kunsztownego doboru słów, jednym słowem – urokliwe. Przypominają starodawne landszafciki, czy oleodruki, kupowane na jarmarkach i targach staroci, takie cudeńka, na które patrzy się dziś z rozrzewnieniem. W trakcie lektury przyszła mi na myśl inna, podobna w charakterze książka, opublikowana równo pięćdziesiąt lat później, nakładem Wydawnictwa Łódzkiego, a zatytułowana „Wiersze o Toruniu” (wybór, wstęp i opracowanie Wiesław Krzysztoszek). Zawiera ona poetyckie obrazy grodu Kopernika, tworzone z wielką, artystyczną pieczołowitością. Są tu liryczne, nastrojowe impresje, utwory tkane na kanwie ballad, legend i ludowych pieśni, strofy wiślańskie oraz opiewające uroki dawnej architektury miasta.

Spośród wielu autorów (jest to antologia), począwszy od XV wiecznych do współczesnych, podam choćby kilku: Ryszard Milczewski - Bruno, Jan Górec-Rosiński, Franciszek Fenikowski, Władysław Broniewski, Tadeusz Śliwiak, Marek Wawrzkiewicz. Zaiste, plejada nazwisk wielkiego formatu, stąd i waga tej pozycji niezaprzeczalnie większa. A „Księżyc nad Poznaniem” to liczący dziś 77 lat wolumin autorstwa jednego, debiutującego poety. Niestety, nie figuruje on w spisie członków naszego poznańskiego oddziału ZLP. Co się z nim stało?

Może to jedyny po nim trwalszy ślad? Może zginął, wszak dwa lata po wydaniu tej książki wybuchła II wojna światowa…Tym bardziej, trącający myszką zbiorek nabiera wartości archiwalnej. W wierszach Floriana Jernasa zatrzymał się czas, ten sprzed siedmiu dekad, ożyły dawno zapomniane, nie istniejące już realia, smaki, zapachy, barwy. I nie wstydzę się wzruszenia, jakie odczułam, dotykając tego pożółkłego, kruchego listka, który przypadkiem trafił dokładnie tam, gdzie powinien go przywiać niesłabnący wiatr czasu...

Maria Magdalena Pocgaj

Florian Jernas

Ballada Świętojańska (fragment)

Działo się to dawno…

Biegły wylękłe mieszczanki

Przez placyki i zaułki,

A w włosach im się plątały

Błotne i śmigłe jaskółki

Biegli szewcy i kramarze

W nieokiełzanej panice,

A za nimi rwała woda

I zalewała ulice.

Wpadli, jak dzicy na rynek!

A właśnie plac się kołysał

W gwarnych rozkoszach jarmarku –

Kotłował się tłum pstrokaty,

Jak ukrop w olbrzymim garnku.

Powiedzieli co się stało.

A wieść obiegła tłum krasny,

Co pęczniał jak ciasto w dzieży –

Zamknięto jatki i budy,

I stróż zatrąbił na wieży.

Powstało okropne piekło!

Chlusnęła woda na rynek! (…)