Zdzisława Kaczmarek w Bibeloty Cafe

Zdzisława Kaczmarek w Bibeloty Cafe

Zdzisława Kaczmarek w Bibeloty Cafe, przy ul. Willowej 9 w Warszawie

Oczekując na rozpoczęcie spotkania w urokliwej Bibeloty Cafe, siadamy przy jednym z ogródkowych stolików, sącząc kawę i tonik. Jest ciepły dzień 12 czerwca. Wokół przyjemny chłód zacienionego miejsca, ciekawie zaaranżowana zieleń wśród przedmiotów codziennego użytku z minionej epoki. Dywan, rozłożony przed kamienicą wprost na kostce brukowej, sprawia wrażenie, że to „pokój pod chmurką”. Wzdłuż ściany, porośniętej winobluszczem, czekają na gości kolejne stoliki. Na jednym z nich drzemie zwinięty w kłębek czarny kot. Zbudziło go nasze przyjście, więc zeskoczył i ociera się o nogi stolików, zaznaczając, że jest u siebie. Pojawia się gospodyni i właścicielka kawiarni, Barbara Kaniewska.

Siedzimy rozmawiając, a dokoła wszechobecny świergot! Wysoko nad nami leniwie płyną kłębiaste cumulusy i ogarnia nas miłe poczucie relaksu. Gdyby tak już zacząć, tu i teraz spotkanie z poezją…Ale pani Barbara, w trosce o komfort przybywających gości, rezygnuje z przyjęcia ich na powietrzu ze względu na dotkliwą obecność komarów. Po małych schodkach wchodzimy do wnętrza, gdzie panuje lekki półmrok. Wyłaniają się z niego stare otomany, kanapy, szafy, półki z książkami. Na ścianach wiekowe obrazy, portrety, landszafty. Pomieszczeń tu kilka, bez drzwi, można swobodnie się przemieszczać, uważając jednak, by czegoś nie strącić, tyle tu różnych sprzętów, drobiazgów, bibelotów. Kinkiety dyskretnie oświetlają pokoje, lustrzane odbicia przydają im głębi.

W największym z pokoi, przy owalnym stoliku, nakrytym ażurową białą serwetą, na fotelu z poduszką w kwiecisty wzór zasiada główny gość wieczoru, Zdzisława Kaczmarek. Przed nią w kryształowym naczyniu zapalona świeczka. Obok, na otomanie prowadzący te cykliczne spotkania Stefan Jurkowski, wiceprezes Oddziału Warszawskiego ZLP. Po oficjalnym powitaniu omawia po krótce twórczość poetki, autorki ośmiu książek: „Poznaj gościnę przydrożnego kamienia”, „Gwiazd spadających nie liczę”, „Jak najdalej od siebie”, „Wyjęta z granic cienia”, „Najwierniejszy z nieprzyjaciół”, „W ciszy horyzontu”, „I napijemy się z jednego źródła”, „Ptaki pustych gniazd”.

W opinii Jurkowskiego „..liryka Zdzisławy Kaczmarek jest zapisem najintymniejszych lęków egzystencjalnych, emocji, a nawet pewnego buntu wobec niezrozumiałych, często paradoksalnych praw, rządzących człowiekiem zawieszonym w próżni pomiędzy iluzją wiedzy a ciemnością niewiedzy.” I dajemy się zaczarować, bowiem czytane przez autorkę wiersze wprowadzają nas w klimat opowiadanego przez nią świata natury, nie upiększonej ale prawdziwej, odczuwalnej każdym nerwem, często poruszającej do głębi swą nieprzewidywalnością i konsekwencją, zarówno w swym ogromie jak i wymiarze mikro.

W ogólnym zasłuchaniu czuje się jakby duchowe zespolenie, dajemy się prowadzić ścieżkami, które zawsze dokądś wiodą, nawet jeśli by to były manowce czy bezdroża. Pojawiają się i piękne przerywniki muzyczne w wykonaniu zaprzyjaźnionej z kawiarnią artystki z Poznania, Jolanty Wandy Mórawskiej. Subtelne dźwięki pianina przywodzą na myśl uderzanie kropel deszczu o lustro stawu. Rzadka to sztuka, kiedy instrument muzyczny potrafi być tak dostrojony do głosu czytającej osoby, że nie tylko nie burzy harmonii ale wręcz ją podkreśla. Padają z sali słowa, że poetka powinna „uczyć” za pomocą swoich wierszy.Stworzyła bowiem własną bazę poznania dobra i zła, literackie kompendium wiedzy o świecie współczesnym i odległym, a także o człowieku, z całym balastem jego doznań, tęsknot, wątpliwości. I nie ma tu znaczenia fakt, że jest polonistką, zresztą sama przyznała, że wolałaby uczyć młodych ludzi języka rosyjskiego.

Cała literatura i sztuka tego obszaru kulturowego są jej bardzo bliskie, niejednokrotnie mogła się o tym przekonać podczas wyjazdu na wybrzeże czarnomorskie, do Moskwy, Soczi, Jałty oraz Gruzji i Ukrainy. Jej wiersze z podróży, w tym również do Chin, to swoiste notatki poczynione z obserwacji ludzi i ciekawych zjawisk, z przeżywania niecodziennych chwil, smakowanych poza ojczystymi granicami. Kiedy wybrzmiewa wiersz pt. „Suliko”, nieoczekiwanie spod palców pianistki płynie melodia tej dawnej, gruzińskiej pieśni, co i dla samej poetki jest miłym zaskoczeniem. Prosty, komunikatywny język sprawia, że poezja Zdzisławy, choćby traktowała o rzeczach trudnych, staje się zrozumiała.

Daleka od kreowania rzeczywistości i zbędnej egzaltacji, wyrasta i tworzy się z osobistego doświadczenia autorki. To wiersze, którym można zaufać, wierzyć im na słowo. To spowiedź, czyniona u źródła, odbijającego łany modraków i lot ptaka, ale także dłoń utrudzonego życiem człowieka, próbującego nabrać ożywczej wody. Nawet zwyczajne rzeczy i przedmioty nabierają innego, głębszego znaczenia, jeśli tylko spojrzy na nie oczami poetki, poświęcając im wiersz. Wielu utworom Zdzisławy Kaczmarek towarzyszy spontanicznie wyrażana aprobata. Upływające chwile ubogacają słuchających, potwierdzają ich wrażliwość, artystyczną intuicję, spełniają oczekiwania. W pewnym momencie poetka bierze na kolana kota, który właśnie wskoczył na stół, i głaszcząc go, czyta swoje kolejne utwory. Ten prosty gest sprawia, że czujemy się tu jak w domu. Nic więc dziwnego, że jeden z gości, stałych bywalców Bibeloty Cafe i znawca przedmiotu, oferuje Zdzisławie swoją pomoc, sugerując, który z wierszy miałaby zaprezentować, ale i sam chętnie podejmuje się czytania. Stanowi to miłe urozmaicenie, zwłaszcza że zarówno interpretacja, dykcja, jak i sam timbre jego głosu okazują się być bardzo interesujące. Wywiązuje się też ożywiona rozmowa, bowiem twórczość Zdzisławy porusza problemy i tematy bliskie słuchaczom, obecnym na spotkaniu.

Po dwóch godzinach Stefan Jurkowski oficjalnie zamyka wieczór i nastaje czas na wpisy do książek i dedykacje, padają też bardziej kameralne pytania do autorki. Na zewnątrz Bibeloty Cafe pogrąża się już w nocnym mroku, ale jej pokoje, przesiąknięte poezją, nabierają specyficznego, delikatnego poblasku. Dla Zdzisławy i dla mnie nie jest to jeszcze pożegnanie z Warszawą, bowiem nazajutrz czeka nas spacer w Królewskich Łazienkach.…


Maria Magdalena Pocgaj

(db)