Grabowska - Andrijew Zofia

Grabowska - Andrijew Zofia

 

ZOFIA GRABOWSKA - ANDRIJEW

MIKS FANTASY I KRYMINAŁU

Powieść fantastyczna, odwołująca się do tradycji wczesnośredniowiecznych sag, legend, mitów a także powieść kryminalna, należą do form literatury popularnej.

Ta pierwsza przybiera formę eposu fantastycznego, którego akcja rozgrywa się w kreowanych przestrzeniach zaludnionych tworami wyobraźni . Świat przedstawiony nie musi być przekazem wierzeń, składa się z elementów niespełniających kryteriów rzeczywistości przyjętych w danej kulturze, stąd wątki nadrealne. Bohater – człowiek jest wprowadzony w świat cudowności. Nie obowiązuje w niej przestrzeganie układu przyczynowo-skutkowego jak w utworach science fiction. Jej klasycznym wzorem są powieści J.R.R. Tolkiena, a w lit polskiej A. Sapkowskiego.

Ta druga występuje w dwóch odmianach : jako powieść detektywistyczna, w której na plan pierwszy wysuwa się postać i działania detektywa, zmierzającego najczęściej metodą dedukcji do wytropienia sprawcy zbrodni lub kryminalno-sensacyjnej, gdzie ważna staje się przede wszystkim dynamiczna akcja zmierzająca do rozwikłania tajemnicy przestępstwa i ujawnienia zbrodniarza. Klasycy gatunku to A. Conan Doyle i Agata Christie, u nas M. Słomczyński, piszący pod pseudonimem Joe Alexa.

Książka Tadeusza Matraszka jest połączeniem powieści fantasy i obu wersji kryminału.

Wzorce, które wpłynęły na autora i które wskazuje w tekście, czerpie raczej z filmów, w tym telewizyjnych seriali - to Holmes, Kojak, Colombo i Borewicz. Odwołuje się również do Gwiezdnych wojen, a także do znanych mu niezbyt skomplikowanych i rozwijających gier komputerowych, bo w rozmowie z Patronusem na temat wyglądu demona pyta: „A jeżeli zbyt długo pogrywał w Final Fantasy…” . Ich ślad w konstrukcji bohaterów i akcji jest niebagatelny.

Świat przedstawiony w powieści Tadeusza Matraszka jest wytworem wyobraźni autora

i niewiele ma wspólnego z wyobrażeniami, do których przyzwyczaiła czytelników wiara chrześcijańska i dzieła wielkiej sztuki. Istnieje w trzech wymiarach: ziemia przywoływana w tekście tylko we wspomnieniach bohatera , piekło, będące miejscem akcji i niebo, do którego bohater uzyskuje wstęp po uzyskaniu statusu Anioła ze Złamanym Skrzydłem. To tu odbywa rozmowę z Jezusem w sali tronowej jego wspaniałego pałacu.

Koncepcja piekła pozbawionego wiecznego potępienia - gorącej, czerwonej „pralni dusz” jest tu rozciągnięta od Gehenny, przedstawionej jako niematerialne międzywymiarowe pustkowie, do którego wtrącani są ….szczególni winowajcy, poprzez Tartar dla zbrodniarzy nieposłusznych Lucyferowi i bestii „sprawiających kłopoty w świecie widzialnym i niewidzialnym” [s.53], dokuczliwy ze względu na „wszechogarniający brak nadziei”[s.59]mający wiele cech ziemskich (patrz dom Arystotelesa s. 74), w którym czeka się na „wejściówkę” do Edenu, aż po przedsionek Edenu,

z którego trafia się do „lazurowego od niewinnej krwi nieba” w innym już wymiarze.

Taka koncepcja przypomina raczej chrześcijański czyściec, bo to tu potępieni odbywają pokutę za grzechy popełnione za życia, a że bezgrzeszne życie dane jest nielicznym, głównie dzieciom, więc zgodnie z ziemską plotką był tu krótko Syn, tu także bohater spotyka Jana Pawła II, który po krótkiej pokucie nie może przejść do nieba, bo przejmującym władzę wojującym chrześcijanom wydaje się „za mało radykalny w podejściu do innowierców”.

Władcą piekła jest Lucyfer, tubylcami jego podwładni . Tłok w piekle czynią przybywający z ziemi potępieńcy, by odbyć karę za odstępstwo od przykazań. Układ między Bogiem a Lucyferem stwarza konieczność rywalizacji o człowieka. Zadaniem Lucyfera jest kuszenie człowieka, by odchodził od Boga, co zmusza Boga do „hartowania nieśmiertelnej cząstki istoty ludzkiej” i sprowadzania jej na „drogi światła”.

Właśnie rodzaj literatury, który wybrał autor oraz jego własna koncepcja piekła sprawiają, że nie można stawiać mu zarzutów, iż piekło nie jest tu wykreowane zgodnie z dotychczasowymi, jakże zmiennymi, wyobrażeniami religii chrześcijańskiej lub uznanymi dziełami wielkiej literatury czy malarstwa. jak to robi Emil Biela w kwietniowym numerze „Akantu”[nr 8. ,s. 35} zapominająć, że

w literaturze „Prawda jest tylko bardziej wiarygodną wersją kłamstwa”. Przypomina o tym w powieści autor.

Przywoływanie „Encyklopedii chrześcijaństwa” oraz Pism a Świętego jest tu niezasadne, bo nie uwzględnia konwencji. Tadeusz Matraszek nie pisał rozprawy religijnej, lecz powieść fantasy , toteż miał prawo do własnej literackiej wizji.

Oburzenie Emila Bieli na umieszczenie Jana Pawła II w przejściowym segmencie piekła zupełnie nie bierze pod uwagę, że sprawa Lolka w powieści to trafne spostrzeżenie różnicy stosunku tłumu wyznawców wołających santo subito , wśród nich bohatera powieści, a władz kościoła prowadzącego pracowicie i drobiazgowo żmudny proces beatyfikacji. I o co tu się oburzać? Jan Paweł pewno uśmiechnąłby się z wyrozumiałością.

A może właśnie to robi, zauważając, że tym razem już nie w przenośnym a w całkiem dosłownym znaczeniu Emil Biela chce być bardziej papieski jak sam papież. Bo czy umieszczenie Jana Pawła II , o którym autor pisze „Jednak jesteś święty.” w piekielnym przedsionku nieba , mające przecież uzasadnienie w trwającym procesie beatyfikacyjnym upoważnia do stwierdzenia antyreligijności powieści?!! A może krytyczny stosunek do „Pierwszej Zberetyzowanej Brygady Radiosłuchaczy z Torunia” za rozbieżność publicznych deklaracji wiary z sprzecznym z nią postępowaniem do tego uprawnia? Przecież też nie.

Niezależnie od wad i niedostatków tekstu Tadeusza Matraszka, których przecież recenzent nie wskazał, zdezawuowanie jego wartości , a nawet nie tyle tekstu, co samego autora na podstawie „antyreligijnych stwierdzeń” jest nieuprawnione, a końcowe pytanie: „Dokąd zmierza polska literatura, jeśli ma takich autorów ?” jest przesadnym nadawaniem znaczenia jednej debiutanckiej powieści z kręgu literatury popularnej, która przecież nie ma ambicji wyznaczania nowych kierunków polskiej literatury.

Ale wróćmy do powieści, bo o niej z tekstu Emila Bieli, poza powyższymi pretensjami oraz dostrzeżeniem swady i humoru autora, niemal nic nie wiemy.

Przebywający w Tartarze nie są całkiem pozbawieni materii, co jawi się jako niekonsekwencja, która da się wyjaśnić znaną bohaterowi metodą wizualizacji. Ciała Adama, Ewy, Mojżesza i dalszych „pieczęci” atakowanych przez demona Aromana ulegają okaleczeniu jak ludzkie. Śmierć w piekle pozwala im powrócić na ziemię , stąd próby samobójcze bohatera.

Wszystko to mieści się w konwencji powieści fantasy. Wyobraźnia autora nie znalazła sposobu przedstawienia zabójstwa duchowej, nieśmiertelnej cząstki istoty ludzkiej. A była tak blisko.

Bohater, przemawiający w pierwszej osobie i w wielu miejscach utożsamiony z autorem , to przybysz z ziemi, o którego rywalizują obaj władcy. Trafia tu w wyniku sprowokowanego przez Lucyfera wypadku i otrzymuje do wypełnienia misję zaprowadzenia ładu w pogrążającym się

w chaosie i przemocy piekle, w którym grasuje morderca. W miarę rozpoznania sytuacji bohater formułuje własną : chciałby „przywrócenia pośmiertnego pokoju duszom”. Z konieczności wchodzi w rolę detektywa poszukującego mordercy, tropiącego sprawcę kolejnych mordów na potępionych duszach, które w piekle raz są cieniami, kiedy indziej zaatakowane tracą fragmenty ciał. W rozwiązywaniu kryminalnych zagadek posługuje się nie tyko dedukcją, ale księgami, w tym tekstem Apokalipsy, radami Bibliotekarza, a także przydzielonego mu opiekuna i sekretarza Patronusa, który - jak się w końcu – okaże, jest jego Aniołem Stróżem.

To, czego dowiadujemy się o ziemskich kłopotach bohatera – jego niepowodzeniach, odrzuceniu, bezrobociu, samotności, strachu, depresji prowadziło go właśnie do degradacji ducha i aż dziwne, że nie poddał się całkiem działaniom Lucyfera i nie popełnił oczekiwanego samobójstwa na ziemi. Choć w piekle dobrze radzi sobie z zadaniami detektywa, to w sprawie powierzonej mu misji ma wiele wątpliwości.

Zostały one posiane przez kontakt z Arystotelesem, który - choć, a może właśnie dlatego, że w piekle zachował świadomość - pragnie śmierci . Wątpliwości te pogłębiły rozmowy, szczególnie

z Jezusem i Lucyferem, po których zrozumiał, że i tu, w piekle, jest jak w ziemskim życiu tylko marionetką – nie gra, ale tańczy wedle uznania obcych artystów; że jego ziemskie nieszczęścia miały pozaziemską przyczynę, że jego wolny wybór sprowadza się do : „...działać na rzecz tego, który mnie zamordował a potem wykorzystał albo tego, który najpierw wykorzystał, żeby potem zabić.” Nie potrafi się odnaleźć. Czuje się rozdarty wewnętrznie – tęskni za rodziną na ziemi, lecz wie, że tam czeka go znana od 30 lat udręka. Jak mówi: „…próbowałem stwarzać pozory adaptacji…” „Cały mój sarkazm wobec nowego świata grubym pudrem pokrywał gęste łzy i kompleksy. Zuchwałość maskowała strach, tęsknotę, niepokój i zwątpienie…” Bo bohater nie przestał być człowiekiem,

wciąż żywi uczucia, chociaż tu w piekle obowiązuje ich zakaz. Właśnie człowieczeństwo i współczucie pozwoliło bohaterowi wykonać ostatecznie misję.

Akcja to zdarzenia związane z przeniesieniem się bohatera w zaświaty, jego czynnościami związanymi z wykonywaniem funkcji detektywa i misją. To stoczony z Demonem zwycięski pojedynek, po którym zmienił się korzystnie status i znaczenie bohatera w piekle. Podwładni Lucyfera zaczęli widzieć w nim „namiestnika księcia ciemności”. To także rywalizacja nieba i piekła o dusze, która toczy się nie tylko o dobro ludzkości, także - jak podejrzewa bohater - dla wypełnienia nudy czasu wolnego, aby nie siedzieć bezczynnie i czekać „…na co?” – pyta autor.

Ale czas postawić pytanie po co?

Powieść pisze się przecież, by przekazać czytelnikowi jakąś myśl autora. Co ma do przekazania Tadeusz Matraszek?

Rywalizacja nieba i piekła wywołała chaos i rozruchy oraz podziały prowokujące konflikt. Nagle zrewolucjonizowała się frakcja „kościelna” oraz zwolennicy kolejnej krucjaty. Pojawili się agenci , szpiedzy, łapanki do Tartaru, a atmosfera stała się nie do zniesienia. Ultrakatolickie legiony szykowały się do inwazji na piekło. W tej sytuacji bohater postanawia powstrzymać Inwazję i nie dopuścić do bezsensownej wojny : „Nie dla Lucyfera, nie dla Zbawiciela, ale właśnie dla tych, którzy choć raz

w życiu chcieli spokojnie umrzeć!”. A że bez zgody Boga nie jest to możliwe, więc bohater użyje podstępu. Robi użytek ze swej wolnej woli - choć zdaje sobie sprawę, że jest ona iluzją - i ze swego człowieczeństwa. Okazując współczucie i przebaczając Demonice, złamał zakaz kodeksu piekielnego

i zmusił Boga do interwencji [ gołębie odchody] .

Bohater nie zawahał się oskarżać najwyższych i pytać o sprawy trudne. Nauczył się rozumieć swoje słabości, panować nad paraliżującym strachem, współczuć nawet prześladowcom i wybaczać.

I tu właśnie z chaosu , konstrukcyjnych zawiłości wyłania się brzmiąca jak romantyczne echo „Dziadów” Mickiewicza idea człowieczeństwa : Kiedy człowiek wreszcie potrafi współczuć, staje się gotowy do zbawienia.

Tak docieramy do wspólnego z powieścią fantasy rodowodu romantycznego, widocznego także

w konstrukcji zmiennej i nieosiągalnej kobiety – Demoniki oraz niekonsekwentnych prób nałożenia kostiumu, pod którym znajduje się krytyczny , choć fragmentaryczny obraz obecnej rzeczywistości, budowany z elementów nie składających się jednak w czytelną całość. Znajdujemy tu odniesienia, najczęściej w formie porównań do tak różnych zjawisk jak przemyt [tu chrześcijan do nieba], pielgrzymki, kolejki, supermarkety, dresiarze, korupcja w piłce nożnej, a z drugiej strony archiwa, sejm, Grunwald, 1 wrzesień 1939 roku , Nangar Khel…

Dużym mankamentem tekstu jest nadmiar. Wprowadza on chaos myślowy. Jaką funkcję ma spełniać ciągła zmiana imion pary ochroniarzy bohatera od znanego autorowi z dzieciństwa Bolka i Lolka poprzez prawie wszystkie możliwe pary w dziejach kultury ? Przecież nie wiążą się z nimi zmiany charakterów czy sytuacji ! To raczej zbędny popis erudycji.

Tekst sprawia wrażenie, że nie był od początku konstruowany według przemyślanego planu prowadzącego do wyznaczonego celu. Są w nim niekonsekwencje, wyjątki - do piekła wchodzi się przez Bramę Zapomnienia, ale Arystoteles cierpi , bo zachował swój ludzki umysł, ma ciało i twierdzi, że życie wieczne to przekleństwo. Bohater zostaje równocześnie duchem i człowiekiem. Walka, śmierć w piekle to atak na ciało – pojedynek z demonem.

Postacie w powieści zarysowane są na wzór bohaterów gier – skrótowo, bo istotne jest głównie usytuowanie ich po stronach ścierających się sił zła lub dobra. Śmierć nie jest w powieści jednoznaczna i ostateczna.

Natomiast mocną stroną są opisy – Tartaru {s.59], Demoniki , np. s. 175-6. To niewątpliwy wpływ obcowania autora z kulturą obrazkową i mediami.

Tadeusz Matraszek posługuje się językiem człowieka wykształconego z naleciałościami młodzieżowymi, dalekimi jednak od slangu.

Nietypowa sytuacja bohatera nadaje nowe sensy słowom, np. : s. 175, „Życie po śmierci to jednak już nie życie”. 175.” „…życie po życiu wyglądało jak uciążliwsze życie.” S.91/ s. 80 „…bałem się żyć za życia na równi z tym, jak lękałem się umrzeć po śmierci”, „ …zrozumiałem, że aby prawdziwie żyć, trzeba wiele razy umierać.”

Autor zadaje sporo pytań, wiele pozostawia bez odpowiedzi jako zadanie dla czytelnika.

Bohater powieści jest nośnikiem problemów znacznej części współczesnej młodzieży. Jej sytuacja to brak perspektyw, chęć znaczenia, poczucie bycia marionetką a nie graczem, lęk życia, poszukiwanie jego sensu… Otrzymał od dwóch rywalizujących ze sobą demiurgów dwie propozycje. Postawiły go one wobec wyboru między bezterminowym biletem do zbawienia i możliwością słuchania niebiańskiej muzyki a pozostaniem w piekle ( w którym zdobył już prestiż) podwładnym Lucyfera na specjalnych zasadach: ciekawa praca, dużo wolnego, przemieszczanie się między wymiarami, możliwość spotkania z Demoniką…

Co i dlaczego wybiera ten, którego Lucyfer nazywa oświeconym sceptykiem, buntownikiem, świadomym nieśmiertelności artystą, uznającym „wbrew panującym na świecie tendencjom, że „…to nie Szatan jest źródłem zła, ale rodzaj ludzki” niech pozostanie tajemnicą, którą powinien odsłonić czytelnik. Namawiam. Powodzenia !

A wydawnictwo powinno zadbać o dokładną korektę.

_______________________________________________________

 

Tadeusz Matraszek: Morderstwo w piekle, Wydawnictwo „Poligraf”. Brzezia Łąka 2009, ss. 200

 

db

Anna Landzwójczak, ZANIM NADEJDZIE, Akwarele: Wiesław Piechówka, Korekta: Maria Magdalena Pocgaj, Projekt okładki i przygotowanie do druku: Mariusz Landzwójczak, ISBN 978-83-926642-1-5, Poznań 2012.

Zofia Grabowska- Andrijew

POSZUKAJ ODPOWIEDZI

Anna Landzwójczak wydała w tym roku kolejny, czwarty już tom poezji zatytułowany „Zanim nadejdzie”. Tytuł zmusza do pytania o to kto lub co ma nadejść. Jeżeli czytelnik tej recenzji sądzi, że mu odpowiem na to pytanie, myli się.

 

Zrobić to, to odebrać czytelnikowi wierszy szansę i przyjemność uczestnictwa w procesie tworzenia , bo tytuł skłania do interakcji, a zawartość tomu godna jest fatygi. Namawiam.

Autorka, to zrządzeniem natury – kobieta, z wykształcenia inżynier, z wyboru oraz uprawianej profesji – nauczycielka matematyki, z uświadomionej konieczności i potrzeby – poetka, Te trzy aspekty jej osobowości splatają się w tej twórczości odbijając  jej zewnętrzny i wewnętrzny świat.

Ten zewnętrzny to kobieca krzątanina po sypialni i kuchni w fartuchu, z którego kieszeni nieśmiało wychyla się „zwitek marzeń”. To również przyroda od źdźbła trawy po ocean nieba

z naznaczonymi Ziemią aniołami co „niekoniecznie wszechmogący” „obrastają w pióra”. Czasem jak w wierszach „Barcelona”, „list” czy „pomnik” dochodzi do głosu odległy świat inny niż znana łąka, pole, dom…

Podążajmy za poetką. Warto wkroczyć do jej świata, bo ona widzi od nas więcej. Ujawnia to najczęściej nie wprost, licząc na nasz intelekt i wrażliwość. Czasem sugeruje czytelnikowi to co ukryte. Jak własne, inne od powszechnego, jest jej spojrzenie na kwietniową katastrofę pokazuje krótki wiersz „ a jeżeli”, który warto zacytować w całości.

„a jeżeli w dole było

niebo

i dobry świat

otworem stanął

drzewo jak anioł stróż

otwiera

drzwi do historii

czy warto było?

 

oceni czas”

Dodała do niego cyfrowy kluczyk 11-04-10.

Świat poetki nie sielski. Obok kuszących, serwuje „nieprzychylne wiosny”, daje „lekcje pokory”. To świat podziałów i konfliktów („miejsce”, „pomnik”). w nim „wilcze kły

w ludzkiej twarzy”, „strach dziecka” i „zabójcza broń”.

Autorka wypełnia go szczegółami. To nieprawda, że nie dostrzega „Małej kropki nad i „ , jak pisze w wierszu pod tytułem „szczegóły”, bo przecież w jej poezji pełno drobnych rekwizytów jak pyłek, włos, rzęsy., powieka, garstka, liść, mech, biedronka, gołąbek, kot czy rzeczka. Nawet z rzeczywistością zderza się „miękkim nosem”. Przygląda się światu z bliska i uważnie.

Jej wewnętrzny świat pełen jest „zasiedziałych problemów”, kłopotów : „innych wtedy/ innych dziś”. Są w nim „ból i żal”, łzy, także tęsknota, by wtulić się w obłok niebieski

i zasnąć ( „biedronka”) , by „dryfować po oceanie nieba” z dala od „życiowych spraw”. Jest pragnienie pokoju i spokoju.

Ale autorka się nie buntuje :

„krzyk

wepchnięty do gardła

dusi się

i umiera

 

na zawał serca”

I choć poetka nosi w sobie „kryształowe lustro / pocięte na kawałki” jest z tym światem pogodzona, bo choć „porządek świata / został zakłócony / ale / nie da się zburzyć”. Potrafi cieszyć się zapachami i barwami świata, różą, słońcem. Mimo że „życie przebiega / pośród / gasnących barw” i zamiast „pochodnią być /…/ ledwie tli się / cmentarną lampką” wciąż „po prześcieradle łąki / śnieżnobiałej / baraszkują sny / jeszcze młode” i rośnie „wątła lecz zielona / nadzieja”… „mimo wszystko”. Akceptuje trudne wybory („miejsce”) i godzi się z tym, że „są sprawy nie do odrobienia / i winy / nie do odkupienia”.

Autorka funkcjonuje w codzienności, ale tęskni do „niecodzienności / co się zdarza / co się zdarzyć może” i pielęgnuje swe kruche „małe szczęście”.

Profesja Anny Ladzwójczak – matematyczki – odciska swe piętno na jej poezji, To szlachetne piętno. Ścisłości królowej nauk zawdzięcza zwięzłość i klarowność swego języka poetyckiego, Forma jej wierszy jest zminiaturyzowana, często epigramatyczna, zawsze zakończona celną , nierzadko zaskakująca pointą. Jako poetka - jak jej kot - idzie własną droga od debiutu tomem „Stawiam na siebie” w 2001 roku. Słusznie postawiła na siebie.

Anna Landzwójczak, ZANIM NADEJDZIE, Akwarele: Wiesław Piechówka, Korekta: Maria Magdalena Pocgaj, Projekt okładki i przygotowanie do druku: Mariusz Landzwójczak, ISBN 978-83-926642-1-5, Poznań 2012.

(Zofia Grabowska- Andrijew- AKANT nr 2 (197) R XVI luty 2013 s. 38)

 

Zofia Grabowska-Andrijew

PRZYJMUJĘ ZAPROSZENIE


Dostałam „Zaproszenie do ciszy” od Jerzego Utkina autora zbioru wierszy dla dzieci pod tym tytułem i drugiego zatytułowanego „Za firanką pajęczyny”.
Lubię ciszę. Szukam jej oaz w zgiełku i chaosie współczesności, więc skusił mnie podtytuł „Wiersze nie tylko dla dzieci”. Po przeczytaniu książeczki poczułam się trochę nabrana. Odrobinę, bo nie są to wiersze, które można czytać na dwóch poziomach – dziecięcej wrażliwości i dorosłego doświadczenia. Ale ciszę i spokój – radosny – znalazłam i z przyjemnością nasłuchiwałam rozmowy autora z dziecięcym czytelnikiem, któremu w poetycki sposób objaśnia - tylko pozornie proste - zjawiska przyrody. Nie ma tu ambicji popularyzacji wiedzy o nich. Autor maluje je słowami, czyniąc je równocześnie niezwykłymi, urokliwymi, ale w sposób czytelny dla doświadczeń dziecka.

Używa metafor i porównań dostępnych wyobraźni dzieci. Tu motyl to „tęcza wiatrem uskrzydlona, dym – „powój siwiejący” , także oaza co „jest pragnieniem” lub „Mgły biała płachta” – grają z wyobraźnią dziecka. W tych wierszach iskra jest „jak kwiat paproci”, ziemia „jak okruch chleba”. Autor często opisywane zjawiska personifikuje.

Książeczka jest rozmową autorskiego „ja” co ma „pełne kieszenie/.../wiatru dzikiego” z dziecięcym „ty”, które czasem jednoczą się w „my”, gdy „w dal idziemy/ gdzie nas niosą nogi”. Równocześnie prowokuje dziecko do rozmowy z czytającym lektorem – rodzicem. Czasem małemu czytelnikowi stawia poważne pytania, kierujące go w stronę poszukiwania prawdy. I tak w wierszu „Gwiazdy” pada pytanie „Kto je zasiał na niebie?”, a tekst o księżycu „Jak lustro” skłania do szukania odpowiedzi na pytanie „Jak to się dzieje?” 
Wiersze te bez nachalnego dydaktyzmu uczą obcowania z przyrodą, patrzenia nie tylko oczami, także sercem („Oczy i serce”, „Uroda”, „Uśmiech” ), uwrażliwiają na jej uroki , rozwijają wyobraźnię dziecka.

Nie udało się jednak autorowi uniknąć dydaktyzmu w późniejszym o rok tomie wierszy pod - mam wrażenie-nieobejmującym całości zbioru tytułem „Za firanką pajęczyny”. Wiersze mają charakter informujący dziecko o kolejnych porach roku, ich następstwie po sobie i powtarzalności. To wiersze jakich wiele, nie wyróżniają się niczym szczególnym. Mogą z powodzeniem dostarczać niezbędnej wiedzy o przyrodzie, są rymowane i rytmiczne, co ułatwia dzieciom zapamiętywanie.

Ich rytm czasem wspiera dydaktyzm, a w wierszu „Już czas ruszyć w las” przybiera formę komend wzmacnianych rymem męskim. Choć wiersz namawia, by „Biec co tchu, po tym miękkim mchu”, rytm jest twardy, kulawy, przypomina bezduszną siekankę dziecięcej nie tyle recytacji, co deklamacji. A chciałoby się usłyszeć radosny marsz.

Dobrze natomiast brzmią rymy męskie w dziewięciozgłoskowym wierszu „Idzie jesień”, gdzie zakończenia wersów ładnie podkreślają kończenie się, odchodzenie, przemijanie.
W zbiorze wyróżnia się poetyckością wiersz tytułowy oraz „Ptaki z akwarium” i „Szal liści”. Całość wewnątrz zróżnicowana jest budową i rytmem. Pojawia się wartki rytm ośmio i siedmiozgłoskowca, nawet pięciozgłoskowiec jak w „Tajemnicach małego kamyczka”. W „Pierwszym złotym listku” rozbicie jednego z sześciozgłoskowych wersów na dwa , łamie jednostajność rytmu i urozmaica go. Wiersze o wietrze mają rytm częściowo onomatopeiczny.

W wierszu „Pędzi wiatr przez świat” budowa stroficzna i ciekawy układ rymów z niezrozumiałych, bo nie znajdujących uzasadnienia powodów (czyżby chochlik drukarski?) zostały zakłócone brakiem pierwszego wersu w drugiej strofie. Dzieci o czułym uchu to zauważą. 
Na tle rytmicznej różnorodności tej książeczki, jednorodna budowa wierszy „Zaproszenia do ciszy” i płynny rytm jedenastozgłoskowca podzielonego w miejscu średniówki na dwa wersy mogłyby wydawać się ubogie, ale swym charakterem dobrze współgrają z poetyckim nastrojem tekstów w nim zamieszczonych. Dotyczy to także rymów - oszczędnych, prostych, nawet czasem gramatycznych (stajemy / będziemy ) jak w wierszu „Cień”. Młodszym dzieciom rytm ten pomoże spokojnie zasypiać a poetyckie obrazy autora wierszy i ilustratorki sprowadzą na nie piękne sny.
Każda z książeczek ilustrowana jest przez inną osobę.
Zbiorek „Za firanką pajęczyny” ilustrowała Anna Lejba, mająca w swym dorobku artystycznym ciekawe plastyczne wypowiedzi , w tym stosujące technikę kolażu. Właśnie kolażem z fragmentów plastycznych prac dzieci posłużyła się dla zilustrowania wierszy Jerzego Utkina, osiągając efekt sprymitywizowanego realizmu, posługującego się bogactwem ostrych barw.

Agnieszka Opala „Zaproszenie do ciszy” zilustrowała bez dosłowności, raczej tworzyła klimat wspierający poetycki obraz wpisany w teksty. Pojawiająca się tu deformacja przedmiotów i zwierząt tylko nawiązuje do rysunków dziecięcych. Żywe, lecz nie krzykliwe, kolory budują nastrój. Pojawiła się też abstrakcja, np. w ilustracji wiersza „Jak lustro”, czasem połączona z zarysem przedmiotu jak w tej do wiersza „Encyklopedia” . W wierszu „Cień” ilustracja idzie dalej, podpowiada odpowiedź, pokazując dziecku, gdzie jest cień gdy stoimy „W promieniach słońca…” Na podkreślenie zasługuje wybór czcionki zastosowanej w tej książeczce.


Lustracje obu autorek współgrają z charakterem wierszy w ilustrowanych przez nie książeczkach. Na pochwałę za opracowanie graficzne i jakość wydania zasługują TONOGRAF i Wydawnictwo Media Zet.
Moje wnuki wyrosły z dziecinnych książeczek. Gdy doczekam się prawnuków, z pewnością poczytam im „Zaproszenie do ciszy”.
…………………………………………………….
Jerzy Utkin : ZAPROSZENIE DO CISZY. Media Zet, Piła 2007, ss. 31
Jerzy Utkin : ZA FIRANKĄ PAJĘCZYNY. Media Zet, Piła 2008, ss. 23

 

 

 

Zofia Grabowska –Andrijew

MĄDRY I ZABAWNY

Jeśli oczekujesz tradycyjnego kryminału z detektywem poszukującym mordercy, zostaw tę książkę w spokoju, zawiedziesz się. Chociaż?

Pomyśl, czasem warto popatrzyć na coś z innej strony - tak rodzi się nowe, odmienne, przez to ciekawe!

„Dwanaście” to kryminał dobrego poety. Okładka mówi, że thriller. Sprawdźmy go.

Morderstwo jest. Nawet cała seria tajemniczych zniknięć. Morderca oczywiście też jest. Tylko  w stosunku do tradycji – odmieniec. I ten detektyw jakiś dziwny, „rozczochrany mentalnie”, nieporadny, niezdolny do działania ani dedukcji, bo nieustannie zamroczony alkoholem. Nie podejmuje profesjonalnego śledztwa, on się domyśla, a jednak wielokrotna zbrodnia zostaje wyjaśniona i to przez samego mordercę. Jest nawet honorarium. Zawłaszczona piersiówka mordercy.

Czy ukarana? Ależ tak, również przez mordercę. A motyw zbrodni? Sprawiedliwość!

I to nie tyle za zbiorowy gwałt w młodości, co za utratę szansy na normalne (!) życie, a potem p r z e z o m y ł k ę za serię zbrodni czyniących osobistą sprawiedliwość.

Zestawienie prywatności i bezgłośności tych zbrodni ze społecznym echem czynów dawnego seryjnego krakowskiego mordercy Karola Kota przywołanego przez autora, daje do myślenia.

Obok śledztwa samozwańczego detektywa – Mistrza, toczy przy pomocy telewizji swe własne, krzyczące z bilbordów i ekranów szalona performerka usiłująca ustalić kto jest jej ojcem.

Rola policji i telewizji w śledztwie, ich osąd a także obserwacja psychologiczna i socjologiczna oraz język nadają książce dodatkowy walor dobrej literatury. Możesz nawet uwierzyć reklamie na okładce.

Przeczytaj. Nie stracisz czasu i nie pożałujesz.

Aha!. Zaczęło się od „Dwanaście” a teraz lecą dalsze numery…

 

Marcin Świetlicki : „Dwanaście”, EMG, Kraków 2006

 

 

Zofia Grabowska - Andrijew

ŚMIERĆ OBŁASKAWIONA

Intrygujący czwarty tomik poezji Marii Ewy Aulich ZAMIEŃ SIĘ Z JASKÓŁKĄ złożony z 15 wierszy, będących tym, co starożytni w Rzymie nazywali lamenta, a w Atenach threni, dedykowany : Pamięci Małgosi, mojej młodszej siostry sytuuje się w długim ciągu utworów inspirowanych dziełem J. Kochanowskiego, wśród których znajdziemy takie jak „Ojciec zadżumionych” J. Słowackiego, „Dumanie” C. Norwida czy „Niobe” K.I. Gałczyńskiego. Spróbuję go odnieść do wciąż niedościgłego wzoru „Trenów” mistrza z Czarnolasu, co dla autorki jest tyleż zaszczytem, co zagrożeniem.

To też liryczna opowieść, lecz bez cech poematu i nie o duchowych perypetiach podmiotu lirycznego, przeżywającego kryzys wewnętrzny spowodowany załamaniem ideałów jak u Kochanowskiego, a o siostrzanych dusz obcowaniu na granicy świata i zaświatów. U Kochanowskiego składają się na nią pochwała Orszulki, opłakiwanie, wreszcie pocieszenie wraz z napomnieniem, tu odchodzenie, duchowe obcowanie ewoluujące w kierunku wspomnień i pocieszenie, ale nie podmiotu lirycznego jak w trenie XIX, tylko zmarłej siostry. Pocieszeniem staje się przekazanie informacji, że wspólna wartość jaką stanowi „duch domu naszego urodzenia” został odnaleziony i zamieszkał w nowym miejscu z rodziną.

 

O tomiku M.E. Aulich można powiedzieć, że tak jak „Treny” Kochanowskiego, jest pomnikiem życia rodzinnego. Ale już nie zmarłej. To odnosi się tylko do Orszulki, której ojciec, doświadczony przez los, wystawił pomnik bogaty w szczegóły i wyidealizowany.

O Małgosi wiemy niewiele. Poznajemy ją na łożu śmierci jako „Skulony cierpieniem kształt /W którym tyle jeszcze Ciebie...”. Ciebie jakiej? Nie znamy jej wieku, wyglądu, strojów, zwyczajów, talentów... pośrednio mówią o niej wymienione przedmioty (lustro, słoje z piklami), bezpośrednio - ocena w słowach „...dajesz nam swą miłość ucząc/ jak żyć bez Ciebie”. Nade wszystko jednak to, że towarzyszący przy umieraniu podmiot liryczny postrzega ją jako baranka ofiarnego cierpiącego „Za odkupienie naszych grzechów”. To nadaje sens tej śmierci, dzięki czemu łatwiej się z nią pogodzić.

Może dlatego nie ma tu trudnych pytań, które do dzieła Kochanowskiego wprowadzają problemy eschatologiczne i treści filozoficzno-moralizatorskie dotyczące człowieczego losu oraz trudów i walorów życia nie ma rozrachunku z własnymi ideałami.

Kochanowski śmierć Orszuli przedstawia jako gwałt na naturze, „...prawo krzywdy pełne”, pomyłkę „ukwapliwego” ogrodnika - zawsze jako działanie przeciw porządkowi rzeczy. To stąd wyrasta jego bunt, zwątpienie w mądrość, cnotę, pobożność, stąd szukanie ratunku u Plutona, władcy podziemi, u Czasu – ojca niepamięci, wreszcie w kornej modlitwie ( T. XVIII), błagającej o litość Boga karzącego „ojcowskim obyczajem”, aż po pocieszenie
i uspokojenie przyniesione we śnie przez matkę autora. To ona wskazuje dobre strony śmierci dziecka i poucza syna, by nie użalał się nad stratą, a cieszył się tym co zostało, bo „Czas doktór każdemu”. Ten niełatwy optymizm XIX trenu łączy zakończenia obu cykli utworów, lecz ma inne źródła. Myślę, że autorka zna ten tren, ale jeśli nawet nie, to zgodnie ze słowami matki Kochanowskiego cieszy się mistycznym kontaktem ze zmarłą, bez konieczności skorzystania z leczniczych właściwości czasu, bo – jak pisze w zakończeniu całości - obu siostrom są potrzebne wspomnienia i ten nieracjonalny, ale mądry kontakt, który daje „moc przetrwania”.

Jest w tej postawie chrześcijańska - niechętnie przez współczesnych przyjmowana – akceptacja cierpienia i ofiary oraz poddanie się woli bożej. Nie znajdziemy tu towarzyszących Kochanowskiemu uczuć rozpaczy, buntu, wątpliwości dotyczących losu dziecka.

Autorka nie pyta: „Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest...”.Dla niej istnienie zmarłej jest oczywiste, a miejsce pobytu to nieokreślony „czwarty wymiar”. Przypomina on niebo wykreowane współcześniej, lecz nie bez wyobrażeń z dzieciństwa i na wzór ziemski. Świat żywych łączą z nim anioły, w potrzebie - jak ta po katastrofie 28 stycznia 2006 roku – pospiesznie przekwaterowywane, bo „chmur zabrakło” i posyłane przez świętego Piotra do ocalałych, by skrzydłami zaganiały „...rozpacz / do opustoszałych / gołębników”. Stąd „Suplikacje” autorki o protekcję siostry u własnego, bardzo po ludzku wyobrażonego, zmęczonego Anioła Stróża. Nie umieściła w tym wyobrażeniu Boga, są działający w jego imieniu. Nie wiemy, co powstrzymało autorkę. Może też jest dla niej Wieczną Myślą jak dla Kochanowskiego?

Jest w trenach M. E. Aulich akceptacja tego co niesie życie, poddanie się prawom natury, wyznaczającym odwieczny porządek przemijania, choć nie bez prób ratunku, bo „Odpłynęła ostatnia tratwa...”. Ta - jak podaje okładka – „warszawianka z wyboru” urodzona w Wieluniu wyrosła pod „Moją wierzbą wieluńską” (tytuł debiutanckiego tomiku poezji) i z nią wrosła w krajobraz. Teraz w bliskości z naturą, w akceptacji jej porządku, znajduje oparcie („Chronione kwiaty”, „Po zachodzie słońca”). Ma to również odbicie w zastosowanych w promowanym tomiku środkach wyrazu.

Przez pięć pierwszych trenów, towarzysząca odchodzeniu starsza siostra wspiera umierającą w trudzie i bólu śmierci wyobrażonej jako mozolna wspinaczka „...na swoją górę Tabor (...) ku Objawieniu (...) do Światła”. Nie rozpacza, przeciwnie , zachęca do wysiłku: „Nie oglądaj się, popatrzysz na nie (zielone łąki) dopiero ze szczytu”. Dodaje odwagi, opisując umierającej m i e j s c e w c z w a r t y m w y m i a r z e jako „najpiękniejsze Pastwiska”, które pokaże „Twoja kochana babcia Genia”.”...tak samo / jak pokazywała świat”. Tam też czekają rodzice, tam trafia zmarły Jan Paweł II. Po śmierci siostry nadal sprawuje nad nią opiekę, zajmuje się nią, nie sobą.

Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć czy bohaterem jest Małgosia, czy ja liryczne. Widzi ją uwięzioną „w ramionach podwójnej tęczy”i traktuje jak żywą. Przypisuje jej nadal tę samą troskę o dzieci, o dom, ciekawość tego co dzieje się z bliskimi i podpowiada: „...może uda Ci się / zamienić /z jaskółką /albo wróblem”. Nieustannie czuje jej bliskość. W trenie „Chronione kwiaty” znajdziemy przypuszczenie: „Może Twoje życie / w czwartym wymiarze / trwa obok nas / ukryte w delikatnych / płatkach maków / albo błękitnieje / chabrowym spojrzeniem”.

Nieustanna świadomość bliskości zmarłej staje się uciążliwa, stąd prośba „...Powiedz / swojej nieobecności / że nie musi wciąż /deptać mi po piętach/ jakby się bała / że o niej zapomnę”. Dla Kochanowskiego śmierć to „...sen żelazny, twardy, nieprzespany.”, dla. Aulich natomiast – tu, korzystając z wyobraźni autorki, pójdę dalej, wyrażając to oksymoronem – to obecna nieobecność. Ta pozorna sprzeczność dobrze oddaje psychiczną rzeczywistość, w której znalazł się podmiot liryczny.

W przeciwieństwie do Orszuli, Małgosia nie zostawiła pustki, bo starsza siostra dba, by życie rodziny nie wypadło z ustalonych torów. Tylko jabłoń zachowuje puste miejsce po konarze i spowiada się, więc uważa za niestosowność, nawet grzech, fakt, że ten brak nie przeszkadza jej kwitnąć i rodzić jak dawniej, że natura, niezmiennie dalej toczy swe koło.

Autorka posłużyła się znaną z „Trenów” Kochanowskiego stylistyką rozmowy. W pierwszej osobie przemawia oczywiście podmiot liryczny, jednak nie tylko. W trenie siódmym jego rolę przejmuje spersonifikowana jabłoń, „Ja” pojawia się również w „Moim śnie” jako przytoczenie wypowiedzi zmarłej Małgosi i w czwartym. Tu w imieniu umierającej „J e s z c z e J E S T E M...” krzyczą szpitalne wykresy. Pierwsze teksty są dyskretnym i przejmującym opisem umierania i równocześnie intymną rozmową zwróconą do adresatki w drugiej osobie. Od szóstego - monolog podmiotu towarzyszącego odchodzącej w milczeniu siostrze zamienia się w nieustanny przekaz informacji siostrze zmarłej przez żyjącą. Zwroty do adresatki w drugiej osobie liczby pojedynczej świadczą o jej obecności, wrażenie to pogłębia użycie czasu teraźniejszego. Orszulka była, Małgosia wciąż jest.

Odtąd wiersze (wyjątek stanowi 12.) posiadają odrębne tytuły. Wśród nich Donos” i „Raport...” odczuwane są przeze mnie jako zgrzyt; nawet, jeśli to próba zatuszowania wzruszenia. Żyjąca powiadamia zmarłą o wyglądzie domu, o przejęciu obowiązków kiedyś przez nią wykonywanych, o losie jej dzieci, odpowiada na domniemane jej pytania. Zmarła, jak w 19 trenie Kochanowskiego jego matka, komunikuje się za pośrednictwem snu. Łączność między siostrami wiąże zdarzenia ziemskie z zaświatami. Stąd w tomie znalazły swe dyskretne miejsce śmierć Jana Pawła II i tragiczne zdarzenie w katowickiej hali sygnalizowane zrelacjonowanym pytaniem zmarłej o przyczynę nalotu gołębi z właścicielami.

Tej intymnej, bezpośredniej rozmowy nie przerywają jak u Kochanowskiego inwokacje, liczne patetyczne apostrofy, nie ma też nagromadzenia wyrażeń wykrzyknieniowych i wołaczy, sygnalizujących potężne uczucia, brzmiące pełnym akordem bólu, oburzenia, goryczy, zawodu, pustki, odtrącenia ani powtórzeń czy wyliczania synonimicznych określeń potęgujących napięcie liryczne. Tu miejsce dramatu losu człowieka zajęło ciche siostrzane współodczuwanie. Emocje są po epikurejsku wyciszone, ukryte w obrazach; krzyczą tylko szpitalne wykresy, ale to nie bunt autorki, a sygnał resztek życia.

Współgra to z naszym - ludzi współczesnych - sposobem przeżywania, którym Kochanowski mógłby zarzucić, jak stoikom, że są otępiali uczuciowo. Ale współczesna poezja, nie wytrzymałaby przecież takiej demonstracji uczuć i takiego nagromadzenia epitetów (żal ciężki, myśl strapiona, płacz krwawy, ból serdeczny, śmierć sroga, mara nikczemna, sen żelazny, twardy, nieprzespany – a „dziecię” tylko w trenie XII opisane jest trzynastoma ) ani zdrobnień (piórko, dziecinki, stopeczkami, tkaneczkę, giezłeczko, aniołków, zmazeczka); Nie zniosłaby nawet wówczas, gdyby to nagromadzenie miało jak u Kochanowskiego opisywać dziecko i służyć ukazaniu „bujności" jego zalet.

Język M.E. Aulich jest zdyscyplinowany, słowa wyważone, metaforyka dyskretna. Nawet wtedy, gdy tekst ma formę rozmowy, autorka mówi obrazami, lecz innymi niż u Kochanowskiego. Jego metafory - sen...nieprzespany = śmierć, siew = pogrzeb i liczne porównania rozbudowane, np. dziecka z kłosem, Orszuli do jutrzenki czy homeryckie - przedwczesnej śmierci do ścięcia oliwki przez „ukwapliwego” ogrodnika - niosą intelektualne i poznawcze treści dotyczące losu człowieka, praw natury, lecz brak im dostatecznej plastyczności, do której jako myśliciel nie przywiązywał wagi.

Jej obrazy widzimy, one mają wizualną treść i plastyczny wymiar, w którym zamyka autorka swe wyciszone uczucia, a w wielu również sądy i wątpliwości dotyczące pośmiertnego losu człowieka poza znanymi mu wymiarami jak w „Chronionych kwiatach”, „Donosie”; jego śladu po odejściu – „W piwnicy zostały...”,„Spowiedź jabłonki”, „Choć lipy...”; wartości duchowego kontaktu z rodziną i tymi co odeszli oraz świadomości własnych korzeni – „Po zachodzie słońca” , „Raport z wizyty w Wieluniu”.

To obrazy, najczęściej zamknięte w całości logiczno - składniowe zdań złożonych są wyznacznikiem konstrukcyjnym jej trenów napisanych wierszem wolnym, a układ graficzny, przekazujący jej autorską wolę, wyznacznikiem wersów. Kontrastuje to z dużym zróżnicowaniem rytmicznym stychicznego wiersza Jana Kochanowskiego, z różnorodnością strof (4 teksty stroficzne i 4 typy strof) a nawet form wypowiedzi i stylu umiejętnie wykorzystywaną do podkreślania wagi słów zawierających konkluzje i emocjonalne pointy. To co Kochanowski osiąga stosując przerzutnię lub przenosząc słowo do klauzuli, autorka uzyskuje stosując wers złożony tylko z jednego słowa lub zwrotu, np. „Krzyczą”,„i rodzę”, „Pogodzona”.

Tomikowi brak konsekwencji w stosowaniu dużych liter. W tekście drugim i trzecim każdy wers bez funkcjonalnego uzasadnienia zaczyna się tradycyjnie z dużej litery, podczas gdy w tomie przeważa zasada pisania z dużej litery tylko pierwszego słowa w zdaniu. Z tej zasady rezygnuje autorka w wierszu „Mój sen”, w którym pierwsze duże litery zachowuje dla słów emocjonalnie naznaczonych jak Wiara, Człowiek, Krzyż, by to co najważniejsze – „SPOTKAŁAM GO” - zapisać samymi dużymi literami. Ewidentnym błędem jest duża litera na początku drugiego wersu „Donosu”, oddzielająca podmiot od orzeczenia. Razi też duże „I” zaczynające 12 wers pierwszego tekstu skonstruowanego jak strumień świadomości pozbawiony wyznaczników składni i znaków interpunkcyjnych. W tomiku nie znajdziemy kropek i przecinków, są jednak znaki zapytania, myślniki i częste wielokropki.

To tomik, który poruszy każdego czytelnika. Należy go czytać w całości. Autorka w bezpretensjonalny sposób uchwyciła w słowa bolesne przeżycie i osiągnęła szlachetną prostotę, co przecież nie jest rzeczą prostą ani łatwą.

Nawet gdy opisuje śmierć i przestrzeń w bezczasie to „TAM / u Ciebie” przemawia do czytelników obrazami z codziennego życia znanymi z bliska. To pozwala jej obłaskawić śmierć, odebrać jej grozę – „Wsączasz w granicę między TU i TAM / Oszukiwane morfiną / Swoje dni przedostatnie” Głównym środkiem wyrazu jest antropomorfizacja, np „...lato / przyklejało plastry z morfiną” albo „...powiedz swej nieobecności / że nie musi deptać mi po piętach / jakby się bała / że o niej zapomnę”. Ten potoczny związek frazeologiczny wewnątrz metafory, a w innych miejscach także akcenty humorystyczne, np. o Aniele Stróżu –„musiał się nieźle nalatać czy o duchu domu rodzinnego – co „...wpadłby do fontanny...” łamią patos śmierci i czynią ją czymś zwyczajnym, bliskim, a równocześnie po szekspirowsku splatają komizm z tragizmem losu. Gęsta atmosfera umierania stopniowo rozrzedza się, śmierć jest tu poszukiwaniem „światła”; nie ma nigdzie czerni, nawet szpitalne wykresy są kolorowe, pojawiają się coraz bogatsze barwy (polny bukiet) i jaśniejsze obrazy, aż do radosnego odnalezienia „ducha domu”.

To stopniowanie nastroju na przestrzeni 15 wierszy stanowiących zamknięty cykl mądrze służy obłaskawianiu zjawiska śmierci powszechnie kojarzonego ze strachem i czernią. Tu czerń jest nasycana światłem.

Świetnie uchwycił to ilustrator i projektant okładki Czesław Woś, nadając jej grafitową barwę. Szarość ilustracji oscyluje między światłem i ciemnością i prosi o „więcej światła”.

Ilustracje – piękne jak do tekstu rozpoczynającego się od słów „Choć lipy...”, w znacznej części zbyt dosłowne, czasem, np. w ilustracji do „Po zachodzie słońca” – przeładowane. To moje wrażenia. Fachowa ocena plastyków może być inna.

Autorka postrzega śmierć jako zgodne z prawem natury wyzwolenie od cierpienia i przejście do oczekujących nas bliskich w „czwarty wymiar”, w którym się nie przepada w „nocy wiecznej”, a zachowuje mistyczny kontakt z opuszczonym światem. Docierają tam nawet echa wiadomości o aktualnych wydarzeniach, widzianych przez pryzmat śmierci. Jej widzenie świata i zaświatów unicestwia, a przynajmniej oswaja śmierć. Z tak oswojoną śmiercią łatwiej się pogodzić.

 

Maria Ewa Aulich: Zamień się z jaskółką, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 2007, ss.35

 

 


Zofia Grabowska – Andrijew

PRZENIKANIE CZASÓW

95 lat temu zdarzyło się nam to j e d y n e w długim ciągu walk o Niepodległą z w y c i ę s k i e powstanie wielkopolskie. Kończyło ono mroczne lata pruskiego wynarodowiania, rugowania z ziemi ojców i wszelkich prześladowań; przywróciło Rzeczypospolitej Wielkopolskę. Ilekroć oddawać będziemy honory tym, którzy zostawili nam w spadku wolność okupioną cierpieniem i krwią, mamy prawo – w przeciwieństwie do z w y c i ę ż o n y c h bohaterów wszystkich pozostałych polskich powstań - z dumą zawołać: Gloria Victoribus, tzn. z w y c i ę z c o m!

Aby czas nie zatopił ich poświęcenia i bohaterstwa w niepamięci nowych pokoleń, Miejska Biblioteka Publiczna im. Stefana Michalskiego w Chodzieży wydała zaadresowaną do młodzieży opowieść autorstwa jej pracownika Tadeusza Matraszka pod tytułem „Tajny rozkaz” osnutą na kanwie powstańczych zdarzeń w Chodzieży i wokół miasta.

Główny bohater Antek Polanowski, uczeń VI D, klasowa ofiara, ignorant w zakresie historii, ma, jak sam określa, nie zaszczyt, a nieszczęście zagrać „umierającego” powstańca w szkolnym przedstawieniu z okazji wybuchu powstania wielkopolskiego.

Jednak głęboka niechęć do przedmiotu i jego nauczycielki, także do roli jaką ma zagrać - ustępuje. Bohater przechodzi metamorfozę pod wpływem rozmowy z ojcem, rodzinnego albumu, snu czyniącego z Antka nie tylko uczestnika, lecz także bohatera, mającego - dzięki usłyszanej w nieznanym mu języku niemieckim i przekazanej powstańcom (mimo nierozumienia jej treści) informacji - decydujący wpływ na przebieg walki o Chodzież. Zdobyta wiedza i senne przeżycia sprawiają, że w przedstawieniu Antek nie pada ( jak w czasie prób ) niby „worek kartofli” , lecz jak świadomy ofiary życia patriota.

Autor, z wykształcenia historyk, w konstrukcji opowieści wykorzystał źródła historyczne dotyczące głównie walk na ziemi chodzieskiej i pilskiej. Nie pominął publikacji ujmujących temat całościowo jak we wskazanej w przypisie pozycji pod redakcją A. Czubińskiego, ale interesował się szczególnie wspomnieniami samych powstańców, dotyczącymi walk o Chodzież i toczącymi się w jej okolicy. Pozwoliło to mu wprowadzić ich autorów i postacie przez nich wymieniane jako bohaterów powieści. Obok komendanta Józefa Raczkowskiego, pojawiają się autentyczne nazwiska lub tylko imiona jak sierżanta Franciszka Kryzy czy Hauptmana Stierkorba, a także autorów wspomnień p.por. Kowalskiego i Ludwika ( Krajniaka ).

Czytelnik może dokładnie umiejscowić pojawiające się w książce obiekty – dworzec, szkołę, dom i inne miejsca współczesnej Chodzieży, po których porusza się Antek Polanowski , ale także miejsca, często te same, choć nie takie same, w których rozgrywają się śnione przez bohatera zdarzenia historyczne. Pozwala to młodemu czytelnikowi na zawsze powiązać je ze znanymi mu miejscami, często przemierzanymi ulicami noszącymi imiona historycznych bohaterów walk powstańczych, a nawet dowiedzieć się o miejscach i budowlach, które zmieniły swój wygląd lub zniknęły jak synagoga.

Obraz współczesnej Chodzieży nakłada się na opis miejsc i okolic z 1919 roku. Cofnięcie bohatera w czasie sprawia, że mieszają się czasy, niejednoznaczne stają się w ustach Antka słowa takie jak: obecnie, dawniej, wcześniej… Umożliwia to grę nimi nie wykorzystaną jednak przez autora.

Ciekawy zabieg nałożenia dwóch rzeczywistości z odległych o blisko stulecie czasów powoduje także zderzenia różnych sposobów myślenia.

Współczesna świadomość Antka ukształtowana na doświadczeniu okrągłego stołu Polaków każe mu postawić komendantowi Raczkowskiemu pytanie o sens bitwy: „…dlaczego musimy walczyć? Czy nie lepiej byłoby się z tymi wszystkimi Niemcami dogadać?” Jego pradziadek, także Antoni Polanowski - autentyczny powstaniec pojawiający się w albumie, opowieści ojca i śnie współczesnego ucznia Antka Polanowskiego – takiego pytania by nie zadał.

Czas zmienił również rozumienie pojęcia patriota .Autor „Tajnego rozkazu” każe Antkowi pytanie „…czym jest dla pana patriotyzm?” postawić w książce komendantowi Raczkowskiemu, który w walce oddał życie. Odpowiada na nie pięknie i mądrze ustami komendanta i ojca Antka, który w rozmowie z synem wskazuje mu jak sam rozumie patriotyzm i jak inaczej niż powstańcy może dziś służyć ojczyźnie Antek i jego koledzy, podtrzymując tradycję i szanując historię, także tę rodzinną, własną i innych. A że dziś pojęcie tradycji i stosunek do niej także podlega przemianom, może warto w tym miejscu przytoczyć fragment monologu węglarza w poruszającym finale prześmiewczego filmu Barei „Miś”: „Tradycja to dąb, który tysiąc lat rósł w górę. Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza! Tradycja naszych dziejów jest warownym murem. To jest właśnie nasza kolęda, świąteczna wieczerza, to jest ludu śpiewanie, to jest ojców mowa, to jest nasza historia, której się nie zmieni. A to, co dookoła powstaje od nowa, to jest nasza codzienność, w której my żyjemy”.

Warto też upomnieć się o ważny a nieuwzględniony w tekście aspekt patriotyzmu, który tak definiuje światły ksiądz Andrzej Luter : „Być patriotą tzn. nie być zadowolonym ze swej ojczyzny i ją poprawiać.” Tak rozumieli miłość Polski Wyspiański, Gombrowicz, Mrożek …

Dydaktyzm - zamierzony przecież przez autora i skierowany do młodego czytelnika - czasem wynika z naturalnie opisanych sytuacji jak w rozmowie ojca z synem o rodzinnej przeszłości i patriotyzmie, czasem trochę nienaturalnie, gdy Antek pyta komendanta o jego patriotyzm, a czasem zupełnie sztucznie, np. myśli Antka : „Żadne dziecko nie powinno widzieć śmierci swego ojca.”, albo te wypowiadane w rozmowie z Izaakiem, brzmiące wprost propagandowo i łopatologicznie.

Aspekt dydaktyczny odnajdujemy także w postawie Antka wobec wrogów. Wtedy, gdy ratuje tonącego niemieckiego kolegę, który z satysfakcją dokuczał mu, czując przewagę, gdy współczuje mu po śmierci ojca, gdy podaje wodę rannemu Niemcowi.

Trochę zbyt idealny ten Antek. Przydałyby się jakieś ciemne rysy na jego charakterze, by wzorzec był łatwiejszy do zaakceptowania przez współczesną młodzież. Jest on bardziej z czasów, w które się cofnął, niż z współczesności.

Realistycznie zarysowana została sytuacja w rodzinie Antka, a relacja ojciec – syn, stanowić może wzorzec do naśladowania.

Powstańcza przygoda Antka, nagrodzona orderem strąconego niemieckiego lotnika, kończy się zaśnięciem bohatera i powrotem do współczesności.

Ale opowieść Tadeusza Matraszka nie jest baśnią, ma ciąg dalszy.

Zgodnie z p s y c h o l o g i c z n ą prawdą uczestniczą w nim bohaterowie obu czasowych planów; współczesna szkoła obchodząca rocznicę powstania wielkopolskiego i powstańcy. W świadomości Antka twarz ojca zmienia się w twarz pradziadka, a zamiast uczniów, nauczycieli, rodziców i gości uczestniczących w szkolnej uroczystości Antek widzi wielkopolskich żołnierzy, nawet komendanta Raczkowskiego, i z nimi śpiewa z przejęciem i głęboką świadomością znaczenia każdego słowa - Rotę.

Nałożenie na siebie dwóch czasów i rzeczywistości urealnia przemianę świadomości i postawy bohatera wobec przeszłości oraz tradycji i pozwala autorowi uświadomić czytelnikowi wagę czynu powstańczego, a także obudzić w nim szacunek, nawet wdzięczność dla bohaterów.

Właśnie dlatego warto ją polecać młodzieży i nie tylko..

 

Tadeusz Matraszek, Tajny rozkaz, Chodzież, MBP, 2013, 115 s

Janiszewski Waldemar L., Iskra bohaterów, walki powstańcze na ziemi chodzieskiej i pilskiej, Piła 2011
Kowalski Włodzimierz, Walka o ziemie nadnoteckie, wspomnienia dowódcy z Powstania Wielkopolskiego 1918/19 r., Rawicz 1963, maszynopis.

Rezler Marek, Powstanie wielkopolskie, Spojrzenie po 90 latach. Poznań 2008.

red. S, Chmielewski, Dzieje Chodzieży, Chodzież 1998

red. Czubiński A. , Powstanie wielkopolskie, zarys dziejów, Warszawa- Poznań 1983.

Wspomnienia powstańców wielkopolskich, Poznań 1970 ( w tym: Krajniak Ludwik, Walki o Chodzież).



Janiszewski Waldemar L., Iskra bohaterów, walki powstańcze na ziemi chodzieskiej i pilskiej, Piła 2011
Kowalski Włodzimierz, Walka o ziemie nadnoteckie, wspomnienia dowódcy z Powstania Wielkopolskiego 1918/19 r., Rawicz 1963, maszynopis.

Rezler Marek, Powstanie wielkopolskie, Spojrzenie po 90 latach. Poznań 2008.

red. S, Chmielewski, Dzieje Chodzieży, Chodzież 1998

red. Czubiński A. , Powstanie wielkopolskie, zarys dziejów, Warszawa- Poznań 1983.

Wspomnienia powstańców wielkopolskich, Poznań 1970 ( w tym: Krajniak Ludwik, Walki o Chodzież).