Widzowska Agata
Widzowska Agata
Teksty dla dorosłych
Skrzydlaty Czytelnik
Przyszedł około południa
bose stopy ogrzał na wycieraczce,
dzień dobry,
oparł skrzydła na westchnieniu,
chciałbym wypożyczyć dramat
ludzkiego życia
niestety
zgubiłem dowód
mojej nieziemskiej tożsamości
mój pesel?
to jedenaście gwiazd,
ostatnia świeci na niebiesko
Poszperał w katologu
zdmuchnął didaskalia,
pogłaskał
grzbiety ksiąg i bibliotekarza,
jestem bez butów, ale pełen wiary
w niedowiarków,
u nas w niebie
książki o ludziach są białe,
a ja muszę przygotować referat
o grzechu,
odszedł około południa
z tomikiem poezji.
Wiersz konkursowy
Wiersz konkursowy nie może być namacalny
trzeba odebrać mu kobiecość
zetrzeć szminkę i nie depilować najwrażliwszych miejsc pomiędzy
słowami
jego terytorium nie jest w pieleszach kuchni
ani przy desce do prasowania
sumień
nawet w didaskaliach sypialni nie ma
dla niego poduszki i kołdry
nie powinien oddychać silikonową piersią
porównań
można go pogłaskać, ale za przyzwoleniem
warto
wyrzucić prostownicę
wiersz konkursowy nie może być dziki
należy pozbawić go męskości
schować włócznię, napalm i schabowego
krytykować krytykować krytykować
karmić tłustym
drukiem i wykrzyknikami na cześć
innego wiersza
nie powinien mieć więcej niż dwadzieścia centymetrów
w porywach!
cóż za porównanie…
Wiersz konkursowy nie może być jedyny
ale powinien być albo nie być
napisany.
Starość
Maszyną do szycia czasu i przestrzeni
pozszywam rany
w sercu rozprutym w pięciu kieszonkach tkanek
przez Adamów z żebrem kobietą
nieczułych barbarzyńców
połatam dziury w pamięci catgutem silnej woli
ściegiem ozdobnym podwinę
falbanki zmarszczek
wypłowiałe guziki piersi obszyję cekinami światła
i ciało
przełożę na lewą stronę
tam, pod gronostajowym płaszczem przemijania
pod koszulą dawnego blichtru
pod suknią zwiotczenia
zabłyśnie podszewka młodości odprawionej z kwitkiem,
który upoważnia
do świadomego odejścia
A jeśli mój czas uszyty jest ręcznie,
jedwabnie
prześlizgnę się w nieskończoność.
Teksty dla dzieci
Źrebaczek
Czy to bajka, czy nie bajka?
Źrebak wykluł mi się z jajka!
Stanął na cieniutkich nóżkach,
wyprostował małe uszka
i zawołał: Kukuryyykuuu!
- To pomyłka! Źle, koniku!
Nie jest z ciebie żaden kogut.
Jesteś koniem!
Oto dowód:
masz kopyta, długi ogon,
zamiast frędzli, włos pod brodą,
nie masz dzioba tylko chrapki,
(jak u mamy twej i babki),
nosisz piękną, końską grzywę,
galopujesz w świat bez skrzydeł
i z kurami nie chcesz gadać...
Po co więc ta maskarada?
Chciałbyś nudzić się w kurniku?
Źrebak na to: Kukuryyykuuu!
Więc kolejny raz tłumaczę:
- Zamiast kurek ganiaj klacze!
Nie jest z ciebie żaden kogut.
Jesteś koniem!
Oto dowód:
kogut łyk! ziarenko z rana,
a ty żujesz kopę siana,
chętnie liżesz grudkę soli,
kogut zaś dżdżownicę woli...
Chcesz robaka przed zaśnięciem?
Co za osioł! To nieszczęście!
Koń nie chodzi chodzi spać z kurami,
idź pobiegać z kolegami!
Rusz z kopyta! Wio, koniku!
Źrebak na to : Kukurrryyyku!
Czy to bajka, czy nie bajka?
Sprawdzaj, zanim kupisz jajka...
Ładne kwiatki…
Przed domem rosną włochate kwiatki,
mają wąsiki, ogony, łatki…
Pierwszy gładziutki,
drugi kudłaty,
trzeci okrągły,
czwarty… zębaty!
Kto je zasadził w moim ogrodzie?
Wąsate kwiatki są teraz w modzie?
Pierwszy mnie liże,
drugi mnie drapie,
trzeci coś węszy,
a czwarty sapie!
Cicho warknęły… szarpią mi portki!
Z płatków się szczerzą zabawne mordki,
w trymiga pędzę więc do sąsiadki:
- Ratuj, sąsiadko! Gryzą mnie kwiatki!
Przyszła, spojrzała i tak powiada:
- Podlewać kwiatków tych nie wypada,
trzeba prowadzać je na spacery,
dbać o ich dietę oraz maniery,
głaskać, przytulać w dzień i po zmroku,
przeciw wściekliźnie szczepić co roku,
grać z nimi w piłkę, ganiać po łące,
a wtedy będą… noo… merdające!
- Co to za kwiatki? – pytam sąsiadki,
a ona na to: - Nie wiesz? Psubratki!
STRASZAKI
Do odważnych świat należy,
więc niech włos ci się nie jeży,
kiedy mysz wyskoczy z kąta
lub pajączek się przypląta.
Nie trzęś się jak galaretka,
nie wiej niczym tchórzofretka,
znajdź swój sposób na odwagę,
a polubisz:
Babę Jagę,
ciemny pokój,
skrzypka z szafy,
szmer z szuflady,
cień żyrafy,
świst za oknem,
kwik za ścianą...
Już nie będziesz wołał: - Mamooooo!
Powiedz głośno: - Hej, straszaki!
Strrraasznie fajne z was chłopaki!
Każ im ręczne zrobić pranie,
(niechaj się przydadzą mamie!)
potem niech umyją wannę
i policzą kaszę mannę,
niechaj zetrą chrzan na wiórki
i wycisną sok z cebulki.
Każdy straszak się rozczuli,
gdy mu prezent dasz z cebuli...
Zacznie cicho pochlipywać,
a ty krzykniesz: - Czas pozmywać!
Gdy straszaki już się zmęczą,
daj im tranu za ich męstwo,
a na deser pyszny szpinak...
Tego nikt już nie wytrzyma!
Duchy, strzygi i potworki
sprintem zwieją do swej norki
albo się zakopią w piachu,
by dygotać tam ze strachu!
Siodło
Kowboj biega jak w ukropie,
wrzeszczy, sapie, wierzga, kopie!
Zgubił siodło i łzy leje.
- Koń bez siodła? Oszaleję!
Już zaczęły się zawody:
skok przez płotki, skok do wody,
ujeżdżanie dzikich klaczy...
Ale kowboj jest w rozpaczy!
Umie jeździć tylko w siodle,
więc się teraz czuje podle.
- Co tu robić? Wstyd i hańba!
Nie oswoję dziś mustanga!
Nagle wpadł na pewien pomysł,
pobiegł do drzwi jak szalony,
a gdy wrócił, to jak z procy
na grzbiet konia dziarsko wskoczył!
- Nie ma siodła? Nic nie szkodzi.
Zaraz będę tu dowodził!
Urodziłem się kowbojem,
grzbietu konia się nie boję!
W mig ujarzmił koni stadko,
wielki rów przeskoczył gładko,
sprawił, że najdzikszy mustang
słodko go całował w usta!
Super kowboj! Na rumakach
jak na pchełkach w górę skakał!
Zdobył laury i medale,
siodła nie używał wcale...
Czy to czary? Czy to cuda?
Jak to mogło mu się udać?
Co wymyślił ów zwycięzca?
Zamiast siodła miał... pampersa!
CZWARTE OPOWIADANIE DREPTACZKA z książki „Dreptak i pepek świata”
„Tobiasz urodził się z gitarą w ręku. Tak mówiła ciocia, chociaż nikt w to naprawdę nie wierzył, bo przecież gitara nie zmieściłaby się u mamy w brzuchu.
Urodził się i od razu zaczął śpiewać jak solista operowy. A potem nie było już spokoju...
Tobiasz był muzykiem od pierwszego wejrzenia, a potem od drugiego i od trzeciego. Bębnił na garnkach, trąbił na udawanej trąbce, robił cymbałki z butelek po soku marchwiowym i codziennie witał rodziców swoją nową kompozycją, na przykład „Umtata, umtata, bum!”
Przy jedzeniu Tobiasz wystukiwał paluszkami rytm na stole, a po jedzeniu wskakiwał na kanapę z rakietką tenisową i grał na basie.
Wszyscy bardzo kochali Tobiasza, ale do szczęścia brakowało im czasami zwykłej, najzwyklejszej ciszy.
- Tak bardzo boli mnie głowa. – powtarzała Mama. A Tata nosił w uszach watę.
Tobiaszek postanowił wyruszyć na poszukiwanie ciszy. Zabrał ze sobą torebkę foliową i paczkę precelków, na wypadek gdyby cisza miała ochotę na małą przekąskę.
Na podwórku ciszy nie było. Dzieciaki hałasowały, huśtawki skrzypiały, a jamnik gonił kota i szczekał tak głośno jakby był potężnym wilczurem.
- Dlaczego wszyscy tak hałasują? – zastanowił się Tobiasz.
Poszedł w stronę ulicy, ale nie zbliżał się do niej zbytnio, bo kiedyś obiecał to Mamie. Niestety, tutaj również nie było ciszy. Samochody warczały, a tramwaje wydawały dźwięki podobne do tych, które wydaje stado baranów dzwoniąc zawieszonymi na szyi dzwoneczkami. Próbował złapać trochę ciszy do torebki foliowej, ale wydawało mu się ,że tylko się ubrudziła spalinami i sadzą.
- Gdzie w takim razie znajdę ciszę? – pomyślał chłopiec drapiąc się po głowie.- Już wiem! Tam na pewno jest cisza! – powiedział głośno i pobiegł w stronę parku.
Dookoła było dużo zieleni, na ławkach siedziały cichutkie, kruchutkie staruszki i robiły na drutach kolorowe skarpetki dla swoich wnucząt.
Tobiasz rozsypał pod drzewem trochę precelków jako przynętę dla głodnej ciszy. Po chwili rozpostarł torebkę i biegał z nią jakby łapał w siatkę motyle.
- Gdzie jesteś? Zaraz cię złapię! – krzyczał na całe gardło.
- Dlaczego tak hałasujesz? – odezwała się wystraszona staruszka.- Lepiej posłuchaj jak ptaszki pięknie śpiewają.
- Ptaszki... – zmartwił się Tobiasz i przyłożył ucho do swojej torebki. Zajrzał do środka, żeby sprawdzić czy przypadkiem cisza nie wystraszyła się świergotu ptaków. Ach, jak one głośno świergoczą „ćwir ćwir” i „tiju tiju”, aż głowa boli!
Torebka była pusta.
Czy ktoś w ogóle wie jak ta cisza wygląda?
Chłopiec wracał do domu bardzo zmartwiony. Nie przyniesie Mamie lekarstwa od bólu głowy, ale może w zamian za to zagra jej na gitarze?
- Gdzie tak długo się podziewałeś, kochanie? – spytała Mama. – Już zaczynałam się martwić.
- Szukałem ciszy dla ciebie i dla taty, ale nigdzie jej nie ma. Ani na podwórku, ani na ulicy, ani w parku... - podał Mamie pustą foliową torebkę, a mała łza spłynęła mu po buzi.
Mama przytuliła synka i przez chwilę kołysała go w ramionach. I wtedy oboje usłyszeli coś szczególnego, bardzo delikatnego, coś co mogli określić tylko jednym słowem: CISZA.
Cisza usiadła przy nich na tapczanie, uśmiechnęła się od ucha do ucha i wcale nie poprosiła o precelki.
Tego wieczoru Tobiasz nie zagrał na gitarze ani na żadnym innym instrumencie.
Bo cisza w ramionach Mamy to najpiękniejsza muzyka.”
db