Poetycki Listopad w Poznaniu

Poetycki Listopad w Poznaniu


Znowu listopad. A jak listopad, to Poznań. Wyjazdy na Międzynarodowy Listopad Poetycki stały się coroczną tradycją. Lubię tam jeĽdzić, bo jest tam świetna atmosfera i... mam tam mnóstwo przyjaciół. To chyba najważniejszy z powodów eskapady do stolicy Wielkopolski. Poetyckie festiwale powoli umierają, a te, które jeszcze udaje się organizować, odbywają się tylko i wyłącznie dzięki wielkiemu poświęceniu organizatorów, w tym przypadku poznańskiemu oddziałowi ZLP. Tak się porobiło na tym świecie, że literatura z dnia na dzień staje się dziedziną niszową, coraz mniej ludzi ona w ogóle obchodzi. Nie jest prawdą, że coś drgnęło w czytelnictwie, że coraz więcej ludzi czyta książki. Badania wskazują na coś zupełnie innego. Społeczeństwo ubożeje, a przez to coraz mniej pieniędzy przeznacza na kulturę, w tym i na czytelnictwo. Nie ma instytucji, która w rzetelny sposób sprawdzałaby rynek książki i wybierała, np. w celu dalszej promocji, książki wartościowe. Patrząc na katalogi sieci księgarskich i różnych firm typu Klub Dla Ciebie, można by stwierdzić, że przecież nie jest aż tak Ľle, że przecież w Polsce ukazuje się podobno kilkanaście tysięcy tytułów rocznie. A więc jest z czego wybierać. W książkach popularnonaukowych i naukowych może i jest, ale nie w literaturze pięknej. Tu promuje się wyłącznie pozycje z poszczególnych „literackich dworów” i książki spoza „tajemnych kręgów wzajemnej adoracji” nie mają czego szukać, choćby byłby nie wiem jak bardzo genialne. Dlatego prym na rynku wydawniczym wiodą książki, które są w stanie zaspokoić finansowe gusta ich wydawców.

Od kilku lat jestem w jury Międzynarodowego Listopada Poetyckiego na książkę roku. Kilka dni temu przyznaliśmy ją jednogłośnie Andrzejowi Gnarowskiemu za tom wierszy pt. „Do końca...”. Poezja to uniwersalna i ponadczasowa, nawiązująca do najlepszych tradycji polskiego pisarstwa. Czy ma ona szansę przebić się do szerszego obiegu? Myślę, że nie, bo Gnarowski jest poetą niezwiązanych z żadną duża gazetą, z żadnym „tajemnym kręgiem wzajemnej adoracji”. A przecież książka Gnarowskiego nie była jedyną godną uwagi. Tomy Jurkowskiego, Wawrzkiewcza, Fryckowskiego czy młodziutkiej poetki Anny Marii Musz (tu wskazuję własne typy) to książki o wiele lepsze niż te, rekomendowane w wielonakładowych pismach. Tom poetycki Musz, „Errata do trzech wymia­rów”, to wręcz unikat na współczesnej, literackiej mapie Polski. Dziewczyna, mając 22 lata, wydała książkę, jakiej nigdy nie będą miały tzw. wielkie, promowane pisarki polskiej literatury... Dlaczego? To proste. Bo nie można mieć żadnej dobrej książki, kiedy wydaje się rocznie kilka książek. Albo kiedy uważa się, że jest się wielką poetką i wszystko, co się napisze musi być wielkie. To jest fałsz, złudzenie, iluzja tego, czego tak naprawdę nigdy nie było... Ale było za to tzw. zaplecze prasowe i poparcie... Musz wspiera jej własny talent i skromność...

A listopad w Poznaniu był w tym roku nie tylko mokry, ale i bogaty w wiele wspaniałych spotkań. Seifu Grbru, Jurij Zaghorodnij, Vladan Stamenković, Lam Quang My, Jurek Fryckowski, Stefan Jurkowski, Marek Wawrzkiewicz, Paweł Kuszczyński czy Zbyszek Gordziej – z nimi zawsze mam wspólny język, zawsze mamy o czym rozmawiać i nie mamy siebie dość. Może za rok znowu się nam uda spotkać w Poznaniu? Jeśli tylko staczy siły i pieniędzy...

Andrzej Dębkowski