Gordziej Zbigniew
Gordziej Zbigniew
Zbigniew Gordziej
KOŚCIELEC
Pani Doktor Joannie Andrysiak - Powiłańskiej
Spieszę do ciebie
góro mojej młodości
buty poddane ostrości kamieni
łydki witają się z igłami kosówki
w dole głaz Karłowicza
słyszę Rapsodię litewską
granitowe bloki Karbu stają się
stołem i krzesłem
piję herbatę
oczy łakomie wypatrują czarnych znaków
doprowadzają
na skalisty wierzchołek
w dole Czarny Staw
mruganiem ocienionej tafli
chwali się płótnami Gersona i Wyczółkowskiego
na prawo Rysy i Wysoka
Pamiętam tamtą wyprawę
to było kilkanaście lat temu
dzisiaj skurcze nóg zatrzymały na Przełęczy
Góro mojej młodości
tęsknię
chciałbym znowu przysiąść
na twoim szczycie
spotkać pomurnika –
znajomego wspinaczy
podzielić się z nim
pajdą chleba
jak kiedyś
Z almanachu XXXIV MLP „SŁOŃCE WSCHODZI JESZCZE RAZ”
Moc wierszy
Edmundowi Pietrykowi
Do Edmunda się dzwoni
nie dlatego że wypada
nie by usłyszeć o adaptacji
„Obłędu” Jerzego Krzysztonia
czy o kotletach zjadanych przez Romana Śliwonika
w stołówce Związku Literatów Polskich
tez nie by omawiać przyczynę lotu Aleksandra Wata
z okna francuskiej kamienicy
Może kiedyś warto byłoby o tym pogadać
nie teraz jednak
Do Edmunda dzwoni się z pytaniami dzisiaj najistotniejszymi –
czy kręgosłup mocno boli
a Tramal wystarczyło wziąć tylko w południe
i czy był na spacerze
choćby wokół bloku
To teraz najważniejsze
inne sprawy zapętliły się
przycichły
skupione na wysłuchiwaniu mowy kręgów
Dobrze że są jeszcze wiersze
mają moc większą niż nam się wydaje
Wysoka cena
Staliśmy się niewolnikami komputerów
przytłoczeni wymogami czasu
chcemy wiedzieć więcej
by nie dać się wypchnąć
ze stanowisk
z wyścigu
po pozorny szacunek
po złotówki
Coraz bardziej zależni
od informatycznych sieci
głusi na lamenty mózgu
stajemy się
kalekami pamięci
Wystarczy
Nędza nie rodzi-
pogłębia świadomość
do struktury ponurej studni
skąd nie ma wyjścia
ani możliwości odbicia się od dna
Gapie którzy spoglądają w dół
zapominają że wystarczy rzucić
linę dobroci
i mocno pociągnąć w swoją stronę
Teraźniejszość
1
Skąpa w suskcesy
przepełniona porażkami
podsuwa Prozac
kokainę
sznur z pętlą
rekojeść pistoletu
Zdani na bagno dni
nie zauważamy gwiazd
2
bogata kromką chleba
pierwszymi krokami synów
szumną rozmową drzew
dobrym rytmem serca
uściskiem dłoni sąsiada
W naszym zasięgu skok
przez lustro czarnej kałuży
3
chcemy w niej być
instynkt trwania silny
pozwala omijać przeszkody
Na czarnej kresce dnia
wytycza drogę trawersu
po spadziźnie życia
Szczeliny zabezpiecza
poręczną wyobraźnią
Teraźniejszość ważniejsza
od przeszłości
ostrzega
przed wątpliwym błyskiem
jutra