Prywer Mirosława

Prywer Mirosława


MIROSŁAWA PRYWER

 

 

MEMENTO

Dobre chwile

zamieszkały w przeszłości

pamięć je odwiedza

pielęgnuje cierpliwie

przytula do serca

przesyła gorące

e – maile i sms – y

zaprasza do powrotu

blask cieniom przywraca

nic dwa razy się nie zdarza

mówią prawdę poeci

Z almanachu XXXIV MLP „SŁOŃCE WSCHODZI JESZCZE RAZ”

 

BUNT

Staczasz się w otchłań
akceptując rozrastanie
macek przemocy i nienawiści

dopada cię strach
o różowy świt
i bezpieczną noc

Bunt przeciw przemocy
wyzwoli zapomniany
instynkt walki

przegra ten
kogo omota lęk



WAWRZYN

Sięgasz po laur
z drzewa Apollina
wieniec laurowy
przymierzasz na skronie
czy jesteś szermierzem
piękna i dobra
a może wzorem szlachetności
czy tylko próżność
włada twoim sercem
dmuchasz w fanfary
aby głosiły
wątpliwe zwycięstwa




PANCERZ

Łatwo rozpoznasz
fałszywych przyjaciół
w ich oczach ukryte myśli
skłócone ze słowami

Osłoń serce
pancerzem obojętności
ostre kamienie słów
rzucone ukradkiem
utracą moc

 


CÓŻ MOŻE
ZWYKŁY CZŁOWIEK


gdy poplątały się
ścieżki nocy i dni
a świat oszalał z nienawiści

gdy wszechpotężny pieniądz
zastępuje Boga
a w imię wiary
leje się krew

jak stawić czoło
ludzkiej degradacji
gdy od przepaści
oddziela pół kroku

 

OGRÓD PAMIĘCI

Podarowałaś mi córko
piękne kwiaty piwonii
paradują dostojne
w kryształowym wazonie

ich zapach otworzył
sekretne archiwum pamięci

Jawi się klomb w
w ogrodzie mamy
na którym pysznią się
białe i różowe
piwoniowe kwiaty

wokół wije się ścieżka
dalej rozległy trawnik
na którym tańczyłam
ścigając motyle

w głębi altana
opleciona bluszczem

tam siostra ożywiała
gałgankowe lale
i baśniowy teatr
otwierał podwoje
Jeszcze przed chwilą
ten dziecięcy świat
wydawał się
bezpowrotnie stracony

Powrócił…

i rozkołysał serce
a krople rosy z tamtej trawy
zawirowały na moich rzęsach

 


WIOSENNY SAD

Białe kwiaty wiśni
i bladoróżowe jabłoni
rozwijają pospiesznie płatki
jakby w jeden wieczór
pragnęły dogonić
uciekające za horyzont
promienie słońca

Otwórz szeroko oczy
to trwa chwil kilka…

i już
biało różowy dywan
rozwija się
pod twoimi stopami

 

W SUDETACH

Z ołowianych chmur
spłynął kwaśny deszcz
na Sowią Przełęcz

Nie obudzi
martwych drzew
Przyspiesza umieranie żywych

Osowiały
szare zbocza
Martwej Przełęczy

Nie wyrośnie na kamieniu mech



KRADZIEŻ

Choć nie jestem Ikarem
lubię wzrokiem głaskać
zaspane mgławice
niesfornymi myślami
zaprząc Pegaza
do Wielkiego Wozu
i ukraść Panu Bogu
Worek Węgla
by ogrzać bezdomnych

Niech w zimową noc
nie patrzą martwym wzrokiem
i nie wnoszą skarg




JAK ARETUZA

Uciec
przed rzeką obłudy
być czystym źródłem
Aretuzy
Wytrysnąć słowem
ważkim
do końca zrozumieć
mowę kwiatów
nim ozdobią
welon przemijania



BIESZCZADZKI EROTYK



Płoną
obnażone połoniny
Tęskno im do stada
huculskich ogierów
Soczyste kępy traw
czekają na pożądliwe
końskie wargi




* * *

W zachwycie źrenic
lśnienie traw o świcie
gdy zefir figlarz
trąca wiotkie źdźbła

i ta woń akacji
zmieszana z rumiankiem

Zaczarowałeś mnie
niemą symfonią palców

Cisza…
niech trwa



PIERŚCIEŃ

Zima za progiem
szron ozdobił włosy
serce pamięta tamten czas
kiedy trawy kołysały
dzwonki naparstnicy

rozjaśnione oczy
uczyły się twojej twarzy
a drobna dłoń
niczym perła w muszli
czekała na spełnienie

Jak przekroczyć ocean czasu
oddzielający kontynent nadziei

może przelotny ptak odnajdzie
zagubiony pierścień
skradziony Bogini Miłości

 


SŁOWO


to kamień
w którym rzeźbisz
mozolnie
bez dłuta

to tętno
bijące
z mocą kaskady
lub pulsujące zaledwie
muśnięciem motyla

Czasem jak kotka
łasi się
fałszywie
zagląda w oczy
a pazur wczepia w tkankę
by krwi utoczyć

Inne na co dzień
a inne od święta

Ostatnie słowo
powróci kamieniem



WIOSNA


Wysypują się trawy
wymieszane z ziołami
budzą się tęczowe motyle

drzewa coraz cięższe od liści
wypełnione śpiewem
zapraszają na koncert

Moje zmysły nienasycone

nie mogę się napatrzeć
wiruję z wiatrem
oddycham coraz głębiej

jestem wolna




ARBORETUM W KOPNEJ GÓRZE


Szum i zapach lasu zapraszają
w serce Puszczy Knyszyńskiej

Przy bramie głaz
z tablicą pamiątkową
z wizerunkiem powstańczej pieczęci

Długą lipową aleją
dochodzę na szczyt wzniesienia

Znad łąk nad rzeką Sokołdą
wiatr przynosi
szczęk broni powstańczej

Stare dęby opowiadają o straconych
Krzyże zanoszą ich jęki do nieba
Zasłuchana w powstańcze opowieści
przystaję przy pomniku

Kłaniają mi się cisy i jodły
świerki i sosny kuszą zapachem
różaneczniki
paletą barw sycą oczy
róż i fiolet nad
purpurą i amarantem
nad nimi różowe magnolie
i złote tulipanowce

Srawdzam czy miejsce to
istnieje                                                                                                                              czy tylko mi się przyśniło