Lament Lech
Lament Lech
Z tomu "Droga na Górę Synaj":
PRZESŁANIE
Niech ci nie będzie żal stłuczonych dzbanów,
zanikającej fali.
Nie ulegaj złudzeniom i kaprysom.
Uczyń z siebie dom i drzwi szerokie,
otwarte na wszystko.
Bądź delikatny w rozdawaniu i ostrożny.
Podawaj wodę małymi łykami.
Świece zapal w oknie.
Jeśli ujrzą światło – znajdą.
Jeśli będą spragnieni – przyjdą.
Jeśli zapragną posłuchać – zrozumieją każde słowo.
W KAPLICY BRATA ALBERTA – II
Idź jak po szkle, małymi krokami.
Nie domagaj się szczęścia, bo staniesz się samotny.
Twoim przeznaczeniem jest kochać
dawać z siebie wszystko.
Nie osądzaj nikogo.
Ty możesz tylko błogosławić.
Zostaw to, co boskie Bogu.
On też nad tobą czuwa i skarci,
jeśli spróbujesz przeciąć drogę przeznaczeniu.
Dźwigaj swój los uczciwie jak potrafisz.
Każdy krzyż jest ciężki, nawet mój.
To chore serce jest wyspą trędowatych,
dlatego zbuduj most do ludzkich serc,
i przeprowadzaj ich przez rzekę nienawiści.
Wybaczaj,
za każdym razem wybaczaj.
Utrwalaj wiarę, że życie to nie ślepy los.
Że warto walczyć o każdego człowieka.
Teorie o życiu zostaw ślepym i bogatym.
Daj spokój prawdzie.
Życie na ziemi jest ulotne
i zwodzi na manowce.
Nie zadręczaj się myślami, i nie spekuluj teoriami.
Dawanie jest proste, jak każdy bezinteresowny gest.
Wszystko inne trąca fałszem,
jest kłamstwem.
Zakopane – sierpień – 2007
KAZANIE BRATA ALBERTA
Żyj bez przywiązania.
Głazy staczaj w przepaść.
Niech nie sterczą na progu między drzwiami.
Kłody układaj w poprzek rzeki.
Spiętrzonej wodzie zwalniaj bieg.
Twórz łagodne fale,
niech spokojnie niosą każdą łódź do przystani.
Wzmagaj pokorę wobec gniewnych ludzi.
Nie zaprzeczaj innym z błahego powodu,
odmiennego zdania.
Dwie rzeki nie muszą sięgać morza tym samym korytem.
Dwa drzewa nie muszą rosnąć na tym samym wzgórzu.
Idź tak, jakbyś znał dobrze drogę a cel był wiadomy.
Nie wątp,
każdy ocean ma gdzieś swój początek,
a wszystkie krople były kiedyś oceanem.
W swoim wędrowaniu stań się samoświetlny.
Zawsze tu i teraz, w centrum każdej chwili.
Pozwól się wydarzać wszechwiecznej przestrzeni,
będąc jednocześnie tą przestrzenią.
* * * * *
Jeżeli nie chcesz zadawać bólu innym,
najtrudniejsze pytania zachowaj dla siebie.
* * * * *
ZADUMA
Jak mędrzec stać na brzegu
i patrzeć w nieskończoność nieba.
Odbijać się wraz z nim w morzu,
jak jeszcze jedna niezbadana gwiazda.
Podnosić mały bursztyn,
tajemnicę przeszłości.
Łzę w której czas zanurzył martwą mrówkę,
nienaruszoną jak filozoficzny kamień.
Nadal go odkrywać w tej pożerającej wszystko wieczności.
Być jak ślepy przed rozbitym dzbanem.
Ciągle czegoś pragnąć.
Smakować życie po kawałku, jak cierpki owoc Boga.
Być esencją jego wirującej natury, w której się objawia.
Przeistaczać ciemności w źródło wiedzy.
I tak trwać dla innych niczym światło.
Z tomiku: "KAŻDY DZIEŃ JEST PRZEPOWIEDNIĄ"
WIECZORNY SPACER
Dachy od starości nabrały ciężaru.
Chylą się zmęczone coraz niżej.
Tylko wróble wesoło baraszkują w słomie
dłubiąc w nieczystościach czarnej ziemi.
Środkiem drogi szczury przemykają cicho.
Obok żebrak wtulił głowę w rozwarte kolana,
osłaniając przed wiatrem twarz i dłonie.
Głodny, wyczerpany, oczekuje wytchnienia.
Twierdzy, która pozwoli mu zapomnieć
o rozpaczy upływającego dnia.
Bo w śnie życie nie boli.
Jest najpiękniejszym stadium człowieka.
HOLDERLIN ROZMAWIA Z HEGLEM
Patrząc z drzewa czasu na owoce ziemi.
Badając krwawe rany epok i kłamstwa historii,
boję się celów wybranych przed chwilą,
boję się popartych świadomie idei.
Czy prawdą jest to tylko, co niesie intelekt,
ślepa pewność wiedzy, schlebianie przeszłości?
Boję się dziedzictwa przodków fanatycznej wiary.
Wszystkich przepowiedni, ślepych przewidywań,
które niosąc pokój zostawiają zgliszcza.
Przeczuwam okaleczone niebo ostrą łyżwą stali.
Wnętrzności wszechświata wytrącone z orbit.
Widzę pięści synów wzniesione wysoko
i ludzką nienawiść pełną pychy.
Zagubieni w laboratoriach utopii,
poddawani próbom doktryn,
stajemy się głusi na chaos.
Totalitarne życie tworzy z nas demony
i tylko śmierć kroczy naprzód.
ROZMOWA Z KANTEM
Nie martw się o jutro i tak cię przechytrzy.
Jesteś przecież ofiarą przemijania.
Upodli cię za szlachetne czyny, wydrwi twoją miłość.
Ukrzyżuje za miłosierdzie.
Z bliźnich uczyni narzędzie zbrodni,
by złamać w tobie współczujące serce.
Wystawi na pośmiewisko tym, którzy nad tobą mają władzę.
Zostawi na pustyni kłamstw, gdzie jedyną oazą jest cud.
Ale te zdarzają się rzadko i tylko pod postacią bogów,
lub ich wybranych synów.
Więc głoś jak nawiedzony
,,NIEBO GWIAŹDZISTE NADE MNĄ
PRAWO MORALNE WE MNIE”
To właśnie za tą herezję cię ukamienują.
Czyż nie tak się traktuje szaleńców?
LIST DO ROBESPIERRE’A
Maksim – przecież jeśli zechcę też będę zabijał.
Jestem poetą, potrafię otumanić tłum.
Zmieniać się w skorpiona, zwabiać kośćmi psy.
Skracać je o głowę, jeśli zaczną wyć,
przekształcając prawo dżungli w szlachetne idee.
Lecz po co mi tron, wieża, despotyczna władza?
Wolę ślepą żądzę zmieniać w światło wiedzy.
Odrywać się od ciemnej rzeki, zbrodniczych instynktów.
Czystą kroplą deszczu spadać i użyźniać ziemię.
Jak pielgrzym iść przez świat – pomnażać.
NIEPOKÓJ
Jaki cel ma twoje istnienie w ciągłości pulsującego świata.
W toku wiecznych przemian gorącej materii.
Ty – człowiek – dzieło natury – mądrość.
A może jesteś tylko wybrykiem natury,
przypadkiem, kalectwem czasu.
Owrzodzeniem na łonie wszechświata,
które trzeba wycisnąć.
AUTOPORTRET ZBIOROWY
Za każdym razem, gdy próbujemy odgadnąć
kim naprawdę jesteśmy – stajemy się bezradni.
Przeraża nas niemoc osiągnięcia dobra
i walka dobra ze złem.
Za każdym razem, gdy przystępujemy do walki
w imię samozachowania człowieka,
odnajdujemy tylko szczątki, resztki człowieczeństwa,
które obnażają prawdę o nas samych,
że jesteśmy już poprzez samą walkę, bez względu na to,
w imię jakich wzniosłych celów,
tacy sami jak ci lub to z czym walczymy.
Dlatego zawsze jesteśmy pokonani.
I tylko jakaś większa określona całość na przestrzeni czasu
stawia nam pomnik z kilku słów lub zdań
wyrażających się o nas dobrze,
wraz z kartą usprawiedliwienia – jesteśmy tylko ludźmi.
Ale to nie odkupi naszych win, błędów, wypaczeń,
dyktatorskich idei urzeczywistnianych krwią.
Jakby bezsensem było żyć, absurdem rodzić,
przypisując Bogu okrutne znaczenie.
Staczamy się coraz bardziej w mroczne warstwy zła,
nieustannie dążąc ku unicestwieniu.
Z WIECZORNEJ MEDYTACJI
Skrzypce wiatru zawodzą w żółtych barwach liści,
jakby chciały jesień uwiecznić na drzewach.
A one na przekór szumią swoją pieśń,
że wszystko przemija, że wszystko odchodzi.
Więc zostań tak w oknie, nie wytężaj słów.
Przeszłość dawno stracona – dowody historii.
Jest tylko to, co w tobie nagromadził czas,
że samotny człowiek nigdy nic nie może.
Nad życiem dominuje i dobro i zło.
Huragany dziejów niczego nie zamienią.
Graj więc, kołysz jeszcze,
zatrzyj wszystkie ślady,
dowody win i zasług, prawdy i nieprawdy.
Nie ma żadnej zbrodni i sprawiedliwości
są tylko granice ludzkich możliwości.
LIST OD HOLDERLINA
Moja epoka jest taka sama jak twoja.
Z wszystkich cnót pozostało milczenie.
Zdobi ją tylko przemalowany tynk,
na którym płoną nowe hasła.
Moja Tybinga to samotność.
Jedyny azyl dla wariatów
zarażonych wolnością i swobodą.
Jak zaśniedziały kandelabr,
któremu nie zostało nic prócz blasku wokół,
płonę sam dla siebie w ciemnym pustym wszechświecie,
biały kruk ścigany przez demony, euforie szaleńców.
Tu modne są tylko tatuaże.
Karoserie ze szczerego złota.
Kolczaste druty na trawnikach.
Tak Holderlinie, pozostały tylko zasieki,
krzyki terrorystów opętanych ideami krwawych bogów.
Wierny pies pod stołem wierniejszy od ludzi,
któremu zawsze możesz ufać
i który nigdy cię nie zawiódł.
POETA MÓWI
Po stokroć niech wasze pola znów się zazielenią.
Powiększajcie swoje dobra o ile możecie.
Zagarniajcie wszystko; ziemię, księżyc.
Przywłaszczcie sobie całe niebo, wszystkie planety.
Niech wam sprzyja tylu Bogów w ilu wierzycie.
Niech wam sufit zalśni złotem, ściany srebrem.
Niech marmurowe chodniki prowadzą was
przez niezliczone komnaty.
Niech wam sprzyja fortuna – największy żywioł – miłość.
Dla mnie zostawcie tylko gałąź bzu za oknem.
Śpiew ptaków, szelest myszy, rudy skok wiewiórki.
Nim ostatni zmierzch nadciągnie chcę usłyszeć wiatr.
Poczuć żar promieni ostatniego słońca.
Ujrzeć was przy pracy z uśmiechem na twarzach.
Z przekonaniem, że osiągnęliście w życiu wszystko.
Mnie zostawcie cień nadziei, że świat ocaleje
a drzewa przychylne ptakom dadzą im schronienie.
Niech ich szum i śpiew współgra z ludzką mową.
A wtedy być może spełni się proroctwo o wiecznej arkadii.
o RAJU na ziemi.
NAD WISŁĄ
Nad rzeką jest cicho, rdzewieje czołg.
W lufie ptak uwił gniazdo.
Patrzy ukradkiem na wymarły świat i nieruchomieje.
Jem pączki z powidłami. Kobieta się śmieje.
Dostała list od córki, że wraca z Berlina.
Syn został tam za mostem.
Lśnił jak pochodnia, gdy rozlali benzynę.
Ludzie wrócą – uprzątną domy i ulice, postawią krzyże.
Zabliźnią modlitwą wszystkie rany.
A jednak wciąż boli tu w sercu okrutna śmierć bliskich
i milcząca twarz nieba nad nami.
==========================
W KAPLICY BRATA ALBERTA – DYPTYK
I
Idź jak po szkle małymi krokami.
Nie domagaj się szczęścia, bo staniesz się samotny.
Twoim przeznaczeniem jest kochać i dawać z siebie wszystko.
Nie osądzaj nikogo – możesz tylko błogosławić.
Zostaw to, co Boskie Bogu – on też nad tobą czuwa i skarci,
jeśli spróbujesz przeciąć drogę przeznaczeniu.
Dźwigaj swój los uczciwie jak potrafisz.
Każdy krzyż jest ciężki – nawet mój.
To chore serce jest wyspą trędowatych,
dlatego zbuduj most do ludzkich serc
i przeprowadzaj ich przez rzekę nienawiści.
Wybaczaj – za każdym razem wybaczaj.
Utrwalaj wiarę, że życie to nie ślepy los
i że warto walczyć o każdego człowieka.
Teorie zostaw ślepym i bogatym.
Daj spokój prawdzie – życie na ziemi jest ulotne
i zwodzi na manowce.
Nie zadręczaj się myślami i nie spekuluj teoriami.
Dawanie jest proste, jak każdy bezinteresowny gest.
Wszystko inne trąca fałszem – jest kłamstwem.
II
On przychodzi do mnie we śnie, jak prorok
i na krawędzi nocy rozpala nadzieję.
Światło we mnie wyzwala przejrzyste, jak błękit
i mówi do mnie głosem cichym – bądź dobry i czuły.
Bo gdy cień blady cię ogarnie i wszystko utracisz,
księżyc już nie wskaże drogi którędy do Boga.
Jak siebie rozpoznasz – kim byłeś za życia?
A bycie człowiekiem to jedyna droga.
Więc zatrzymaj się czasem w wędrówce na Giewont,
jeśli kiedyś jeszcze zawitasz w te strony.
Zapragnij rozmowy, a ja się objawię
i napełnię cię znowu wiarą i rozumem.
Zgaśnij gwiazdo ostatnia, dzień przyprowadź jasny,
chmury jak latawce odpłyną przez jesień.
Złotem cię otoczy nowy dzień nad tobą,
a w sercu otworzy świetlistą komnatę.
I będziesz już na pewno wiedział, jaką drogą
prowadzić w gęstwinie znaczeń tych, co zawsze błądzą.
I na wszystkich szczeblach Jakubowej drogi
nie zawahasz się nigdy i pokonasz ciemność.
Z almanachu XXXIV MLP „SŁOŃCE WSCHODZI JESZCZE RAZ”
CZARNOKSIĘŻNIK
Dźwięki, które tworzę są nie z tego świata.
Płyną jak łodzie bez kierunku.
Wzbijają się jak ptaki stając się gwiazdami.
Jestem samotnikiem.
Obgryzam drzewa z kory i bezbronne pozostawiam wilkom.
Niech rozkoszują się ich smakiem,
treścią wierszy – siłą wyobraźni i natchnienia.
Stoję w oknie jak latarnia czekając na księżyc,
póki nie przypłynie i nie stanie przede mną,
budząc we mnie tęsknotę – magię wspomnień.
By siłą wyobraźni, choć na chwilę wskrzeszać życie,
które w nas przemija bezpowrotnie.
TYBETAŃSKI MOTYW
Sosny jak klasztorne domy wypływają z mgły.
Świt odtajał z deszczu, schodzi z gór jak mnich,
otaczając pola wiązkami promieni.
Z tarasu świątyni unosi się dym.
Blask masłowych lampek rzuca cień na ziemię.
Po co medytujesz nad tym, czego nie ma?
Szukasz światła w grobach – zwodniczej nadziei?
Ucz się żyć bez wspomnień, nie bój się przyszłości.
To co najcenniejsze majaczy w oddali.
Nie kieruj się niczym – azymut jest w tobie,
intuicja wiecznego dążenia ku prawdzie.
Wiedza jest rutyną, oczyść umysł z pojęć.
Dokądkolwiek pójdziesz spotkasz tylko siebie.
Z WIECZORU AUTORSKIEGO
Powiedziałem młodemu poecie – musisz być bardziej odważny.
Pisać o miłości i być czasem sentymentalnym.
Nie szukaj oryginalności.
Sama się pojawi, jeśli będziesz szczery.
Jeśli drzemie w tobie prawdziwy twórca.
Świat kiedyś i tak cię odtrąci,
więc nie próbuj mu się przypodobać.
Mów mu zawsze tylko to, co o nim myślisz.
Zawsze był nieprzyjazny wobec nas – poetów,
i z wielką łatwością niszczył wszystko.
Kiedy nadejdzie mój czas wchłonie mnie ziemia
i nałoży na mnie jak kołdrę zielony mech,
odwróć się i nie patrz.
Nie chcę byś już teraz wiedział
jak bardzo staniesz się samotny, gdy wejdziesz na parnas.
Jak bardzo niebezpieczny wtedy jest każdy chwast.
To nieprawda, że w przyrodzie nic nie ginie.
Nie odpieraj ataków, złamie cię każdy wiatr,
albowiem czas jest nieubłagany i nieśmiertelny,
zagarnie wszystko co masz
prócz twojej świadomości.
Z książki „Dryfujący księżyc”, Turek 2010
DZIEŃ SZAMANA
Anna umiera ze wstydu
a ma przecież tylko podbite oczy
takie małe kolorowe ślady po butach
które mu kupiła w zeszłym roku
teraz czołga się za nim po dywanie
trzyma w dłoni nocnik przeznaczony na niedopałki
które gasi z gestem kata po każdej egzekucji
a on zabawia się w szamana
krzyczy na nią po pijaku
wybiję ci wszystkie zęby i zrobię z nich wisiorek
taki indiański amulet – symbol wojownika
bierze do ręki gitarę i rzępoli
tańcz – krzyczy – tańcz
i rozbieraj się do naga
do naga mówię
zaraz obedrę cię ze skóry jak królika
OSTATNIA PORCJA MAKU
Nad nami maj – rozbity słońca owoc
ulica pogardliwie pnie się w górę
biorę cię na ręce
jesteś lekka i krucha jak liść
gdzie podziała się uroda
twój jędrny ciężar nocy który tak kochałem
w zamglonych oczach mrok
osacza wszystkie zakamarki
ty nie możesz umrzeć – prawda
nie umrzesz
lecz schody do nieba coraz krótsze
wydajesz się topnieć w oczach
pył zamknięty w dłoni
ślad po wierszu
mieć cię tu przy sobie i nie móc nic zrobić
patrzeć tylko jak nieczuły odpływ oddala nas od siebie
od ludzi
od świata
i zmierza bezpowrotnie w czarną krawędź
pozwalając Bogu odebrać mi ciebie
mnie strącając w przepaść
Z książki „Królestwo Modliszki”, Turek 2010