Stengert Maria

Stengert Maria


Urywek z książki „Zapraszamy do smoka”, Warszawa 1977.

Rozdział VI „Zielony Bazyliszek” zaczyna działać

   Wizyta w przedszkolu posiała w sercach chłopców odrobinę niepokoju. Relacjonując redaktorowi następnego dnia przebieg rozmowy, przemilczeli ostatnią uwagę kierowniczki, ale pilnie obserwowali, jak przyjmie wiadomość, że zdradzili jego nazwisko, jako autora widowiska. Trochę się skrzywił, ale potem machnął ręką.
- Miałem zamiar wystąpić pod pseudonimem – roześmiał się. – Nie uprawiałem dotąd twórczości kryminalno-sensacyjnej. No trudno, stało się! Trzeba zacząć wypisywać zaproszenia.
- Według jakiego wzoru? – dopytywali się chłopcy.
- Według żadnego! – oburzył się. – Niech każdy z was przygotuje projekt i wspólnie wybierzemy ten najciekawszy. Jeśli teatr jest nietypowy i widowisko niezwyczajne, to i zaproszenia nie mogą być szablonowe. Możecie popuścić wodze fantazji!
   Tak więc całe to popołudnie i następny dzień spędzili chłopcy na rysowaniu zaproszeń, ale kiedy zanieśli je do redaktora okazało się, że wszystkie projekty są bardzo do siebie podobne, a różnice zaznaczały się tylko w innym układzie tekstu.
   Jedynie Piotr popisał się fantazją. Jego zaproszenie było tak oryginalne, że wszyscy je od razu zaakceptowali.
  Było to zaproszenie w formie znaku zapytania. Tekst czytało się po rozłożeniu, a choć znak zapytania zdawał się być wąskim skrawkiem papieru, wewnątrz starczało miejsca na umieszczenie wszystkich niezbędnych informacji o przedstawieniu.
  Redaktor obracał w palcach zaproszenie, wyraźnie zadowolony. – Bardzo dobry pomysł! – mówił. – Interesujący kształt… Ciekawa forma… Może tylko za pusty wierzch zaproszenia…? Gdyby to czymś ożywić, coś tu namalować… O! na przykład bazyliszka!
- Nie wiem, jak wygląda bazyliszek – wyznał Piotr.
- Ja też go nie widziałem! – roześmiał się redaktor. – Ale z tego co podają legendy wynika, że miał ogon węża, głowę koguta, a oczy żaby. Przystojny nie był, to fakt!
- Pewnie był trochę podobny do smoka – zauważył Czarny Piotruś.
- Chyba tak. Ale wiesz! – zapalił się nagle redaktor. – To jest myśl! Przecież uniesiony, wygięty bazyliszek mógł trochę przypominać znak zapytania? A gdyby go wrysować w ten znak zapytania? Popatrzcie – pokazywał – tu byłaby głowa, tu cały tułów, a tu gdzie kropka – jego łapa! Co sądzicie?
  Chłopcy kiwnęli głowami. To był dobry pomysł. Taki zielony bazyliszek na okładce zaproszenia od razu powinien wszystkich zaciekawić.
- Z tym malowaniem będzie strasznie dużo roboty – zauważył roztropnie Czarny Piotruś. – A oni już zaczynają próby. Nie starczy mi czasu.
- Ty zawsze masz rację! – westchnął redaktor. – Ale szkoda pomysłu.
- Może poprosić dziewczyny? – poradził Asiek, - Cela i Mariola bardzo ładnie malują. Marzena też. Ziętek i Jacek chyba też pomogą, są bardzo koleżeńscy.
- No to do roboty! – zarządził redaktor. – Ten wzór przekażcie Celi i jej grupie. Niech przygotują zaproszenia i od razu wszystkim rozniosą. A wy – na próbę. Tu jest tekst, zapoznajcie się z nim. Za godzinę macie być u pani Rutarzanki.
  Ostateczna wersja tekstu zaproszenia wyglądała tak:
„Zielony Bazyliszek”
zaprasza
dnia 22-go o godz. 18.00
na widowisko kryminalno-sensacyjno-komedyjne
p.t. „Blada Hrabina, czyli pilnik w łokciu dziecka”.
Wstęp tylko za zaproszeniami.
  I kiedy adresaci wyciągali je z koperty w obecności przejętej delegacji – przyjęto bowiem zasadą, że nie dzieci rodzicom wręczać będą zaproszenia, tylko dla podkreślenia wagi wydarzeń, specjalna delegacja – towarzyszył temu za każdym razem okrzyk miłego zaskoczenia. Spodziewać się zatem należało, że i z frekwencją nie będzie kłopotów. (…)