Gordziej Helena

Gordziej Helena


::jseblod::article::/jseblod::
::panel_article:: ::/panel_article::
::wysiwyg_introtext::

Helena Gordziej, JESIENNA ETIUDA, Projekt okładki i fotografia: Zbigniew Gordziej, Wydawca: Związek Literatów Polskich Oddział w Poznaniu, Seria Wydawnicza LIBRA nr 39, Redakcja: Jerzy Sztkowski, ISBN: 978-83-61412-53-3, Poznań 2012.

Helena Gordziej, W kleszczach traumy, Posłowie: dr Danuta M. Lebioda, Wydawca: Zwiazek Literatów Polskich, Seria Wydawnicza LIBRA, ISBN: 978-83-61412-33-5, Poznań 2012.

Helena Gordziej, PONAGLANIE SWITÓW, Projekt okładki: Marcin Atler, Fotografia: Ewa Gordziej, ISBN 83-920891-0-3, Poznań 2005

Helena Gordziej, WOKANDA SUMIEŃ, Projekt okładki: Marcin Atler, Fotografia: Ewa Gordziej-Niewczyk, Nakład autorski, ISBN 83-920891-2-X, Poznań 2006

Helena Gordziej, ZMĘCZONE PROGI, Projekt okładki: Marcin Atler, Nakład autorski, ISBN 83-720891-3-8, Poznań 2006

Dr Danuta M. Lebioda o poezji Heleny Gordziej

LIRYKA BLASKU I WIATRU


Helena Gordziej jest najwybitniejszą, obecnie żyjącą poetką Wielkopolski i udanie kontynuuje tradycje takich dam poezji jak Kazimiera Iłłakiewiczówna, Bronisława Wajs-Papusza czy Łucja Danielewska. Jej dorobek jest przeogromny, zarówno jeśli chodzi o ilość wydanych tomów, jak i o zakres poetyckich przybliżeń i penetracji. Autorka pisze językiem autentystycznym i znakomicie radzi sobie z liryką wspomnieniową, opartą o doświadczenia młodej dziewczyny, dojrzewającej pośród wielkopolskich pól i łąk, jak i ze współczesnymi przybliżeniami przestrzeni cywilizacyjnych, a nawet w sytuacji konfrontacyjnej ze współczesnością czy w grze polemicznej z nią. Zarówno jedne wiersze, jak i drugie, charakteryzują się niezwykłą klarownością i głębią obrazu, oferują czytelnikowi czysty zapis językowy, w którym odnajdzie on realia i półcienie antytetycznych przestrzeni, a także treść filozoficzną i metafizyczną, kontekst kulturowy i malarskość jakby rodem z płócien Chełmońskiego, z pasteli Wyspiańskiego czy z akwarel Ordy. Warto też zwrócić uwagę na umiejętności konstrukcyjne tej autorki, która zawsze wiersz buduje jak utwór muzyczny, z uwerturą, recytatywem, a potem ze zwrotkami w tempie allegro, z licznymi rondami, kodami, fugami i silnymi, integralnymi zwieńczeniami – pointami czy mającymi kształt haiku, rozmyciami świata. Rację ma Dariusz T. Lebioda, gdy pisze: Mało jest w polskiej liryce tak pełnych i konsekwentnych przestrzeni. Poetka nie ulegała modom, nie wdawała się w grupowe kontestacje i inkantacje – szła swoja drogą. Czyż można się dziwić, że spotkała na niej siebie odbitą i zwielokrotnioną lirycznie w wielu obrazach. Odnalazła korzenie własnej świadomości poetyckiej i ocaliła to, co w człowieku najlepsze, to co w nim stanowi psychiczną konstrukcję, co determinuje percepcję świata i uczy pokory. Oprócz cytowanego autora wagę tej poezji podkreślali tak znani i cenieni krytycy i pisarze jak Nikos Chadzinikolau, Stefan Melkowski, Ignacy S. Fiut oraz wielu, wielu innych. Ostatnio poetka zaskoczyła czytelników i arbitrów literatury niezwykłą aktywnością twórczą – w krótkim czasie ukazały się cztery zbiory, z których każdy wart jest przybliżenia. Przyjrzyjmy się zatem tym niezwykłym książkom i ich wyrazistym światom.
Trzeźwy ból to tom, w którym w zdumiewający sposób przenikają się różne światy poetki. Symbolizuje to specjalnie dobrana szata graficzna – na pierwszej stronie okładki mamy elementy architektoniczne, z wyrazistym przyciemnionym oknem, a obok mur i zawieszony w powietrzu motyl – rusałka admirał – którego cień pada na ścianę i potęguje efekt głębi ontycznej. Na odwrocie książki mamy piękne zdjęcie autorki stojącej pośród kwiatów. Jakże zatem wyraziste jest tutaj poetyckie nawiązanie do sytuacji motyla traw i barw i motyla liryki. Gordziej – jak to wyżej wskazano – zasłynęła wierszami, w których malowała wiejskie krajobrazy i ukazywała ludzi swojego dziecinnego i młodzieńczego świata. Krytyka podkreślała niezwykłą zmysłowość kreowanych przestrzeni i ich nasączenie oryginalną metaforyką. Tutaj, w kolejnym tomie, jak w wielu innych książkach autorki, znajdziemy wiersze autentystyczne, ale też i takie, w których pojawia się konfrontacja rzeczywistości przełomu wieków z przeszłością, przywoływana przez pamięć i liryczne natchnienie. Najdonośniej jednak brzmią te wiersze, w których pojawia się próba podsumowania: Życie/ wystawia coraz większe rachunki/ za każdy dzień/ koszta istnienia przewyższają/ możliwość wypłacalności/ Najwyższą cenę płacą:/ system nerwowy/ układ krążenia/ obarczony dodatkowym naliczaniem/ za przyrost złogów/ Ostatecznego rozliczenia/ dokonuje Pierwsza Dama Świata/ sygnująca woskowy podpis/ znakiem kosy. Uroda tego wiersza polega na tym, że autorka zderza w nim przestrzenie przeciwstawne, wspaniale ironizuje i na koniec wprowadza element ze średniowiecznego motywu danse macabre. Niby to jest rachunkowe podsumowanie, niby kosztorys życia i wykazanie strat, dodatkowych opłat, ale za sprawą błyskotliwej pointy staje się to utwór, w których czytelnik znajdzie coś z absurdu egzystencji – owego budowania i kształtowania samego siebie i świata, a potem konstatacji, że ostatni podpis na rachunku składa śmierć. Istnieje wiele rodzajów świadomości poetyckiej i w tym zbiorze mutuje ona wielorako, pojawia się między słowami, a nade wszystko uwyraźnia się w najpiękniejszych lirykach. Poetka zastosowała w kolejnych utworach znany w historii poezji chwyt wprzęgnięcia tytułu w treść wiersza – tak jest też w tym kongenialnym liryku: Wierzby/ smagane wiatrem/ przysadziste/ skarlałe/ kroczą pojedynczo/ skrajem drogi/ niczym baby/ na odpust/ czasem ptak zawoła na nie/ po imieniu/ skrzydłem pomacha/ dotknie sękatego czoła/ i śmignie w przestrzeń/ gdzie go na pokusę/ wabią kolorami/ zalotne jarzębiny. Metafora dendrologiczna stała się tutaj zarazem istotą prostej antropomorfizacji, wierzby są tyleż drzewami, co staruchami wędrującymi jedna za drugą na odpust, a ptak symbolizuje młodzieńczość i ruch, nieograniczone możliwości kreacyjne tego, co się zrodziło i nie zdążyło się jeszcze zestarzeć. Dla młodości są kraśne korale i lot chybki ptaka, ledwie ocierającego się o wierzby. Ileż trzeba wiedzieć o świecie, by tak adekwatnie odwzorować to, co się w nim dzieje, a jeszcze do tego wykreowaną przestrzeń przyoblec w kształt metafory i hiperboli zarazem. Gordziej dopełnia przestrzeń słowem i tak ją architektonizuje, że można by wskazać kolejne poziomy konstrukcyjne, można by wyodrębnić płaszczyzny kreacyjne i egzystencjalne, można by też na nie spojrzeć pod różnymi kątami.
Zbiór pt. Ponaglanie świtów otwiera oryginalny kwartet poetycki – Gorzkie strofy. To prawdziwe arcydzieło liryki i zapewne jeden z najważniejszych poematów w dorobku poetki. W niezwykły sposób udało się autorce zestroić w nim to, co ulotne na niebie, w kosmosie, i co utwardzone w glebie, w korze drzewa, w kształcie kamienia. Zewnętrzność promieniuje tutaj na ludzkie wnętrze, a to, co rozgrywa się w nim, za sprawą arbitralnie dobranego słowa, rozprzestrzenia się na rozmazane na niebie barwy świtów i zmierzchów. Słowa były na początku stworzenia, ale po miliardach lat zostały zdeformowane, straciły swój prymarny sens – stały się nośnikiem goryczy, ale nie tej znanej z zielnika, jakiejś obcej i teraz: Nie ma w nich szczypty piołunu/ gorycz się wkradła podstępem/ z nieznanej rośliny/ rosnącej na glebie wyobraźni/ Chmury zamknęły bawole oczy/ nie straszą grozą kształtów/ słoneczny mur obsiadły ptaki/ a mimo wszystko goryczą pachnie/ każde słowo/ Sprężysty krok towarzyszy drodze/ do mojego wnętrza wszedł/ nieproszony gość/ Idziemy/ pod stopami trujące chwasty/ i zioła pełne krzepy/ przestrzeń rozwarła gębę/ łakoma spojrzeń/ od punktu wyjścia/ po horyzont/ słońce -/ żandarm wszechczasów/ patroluje dzień. To jest ewokacja przestrzeni diabolicznej i anielskiej zarazem – człowiek, ów homo faber, szuka w niej dobra i potwierdzenia, że dokonywał właściwych wyborów, a jednocześnie zdaje sobie sprawę, że jego psychika i jego cielesność pozostaje w konflikcie z goryczą, która jest w każdej cząstce wyodrębnionego i zamkniętego w słowie świata. Rację ma Stefan Melkowski, gdy pisze, iż mamy tutaj do czynienia z poezją wysokiej klasy, a jednocześnie bardzo osobistą, tyle tylko, że przez sposób wypowiedzi otwartą na odbiorcę, na rzesze ludzi, którzy swoje myśli i uczucia znajdują lepiej i mocniej wyrażone w myślach i uczuciach zawartych w wierszach poetki. Realizuje się w ten sposób klasyczne rozumienie poezji głoszące, że powstała ona “gdy człowiek postanowił wypowiedzieć samego siebie”. Melkowski trafnie ujął samą istotę tej liryki, w której chodzi o dotarcie do głębin samoświadomości, a zarazem o nieograniczone, poetyckie otwarcie na innych ludzi i na świat. Taką troskę o człowieka i jego egzystencję odnajdziemy też w innym kwartecie – Ars moriendi. Gordziej próbuje w nim raz jeszcze opisać coś, co jest wielką obsesją w jej twórczości – ów moment przejścia od życia do śmierci, ową sztukę umierania, której nikt nie uczy, a którą przyswoić sobie musi każdy człowiek. Wszakże, jest ona: trudniejsza od sztuki życia/ Edukacja zaczyna się/ od przechodzenia/ przez łonowy próg/ Pierwszy krzyk -/ oznajmienie podjęcia/ samodzielnego bytu/ wolnego od uwięzi/ pępowiny/ potem oczekiwanie/ na pierwszy/ samodzielny krok/ ważny/ odtąd stopy/ będą musiały dźwigać/ ciężar ciała/ przez dziesiątki lat/ pokonywać przestrzeń/ bez względu/ na wyboistość dróg. Życie nie jest łatwe, a bycie człowiekiem oznacza nieustającą konieczność odnawiania znaczeń i komórek – tylko liryka może odzwierciedlić owo wielkie poruszenie w przestrzeni jakim jest żywy byt, z jego milionami cząstek, okruchów, z procesami łuszczenia się i wymiany tego, co już nie ma siły witalnej. Tylko refleksja łączy to, co zostało oddzielone, co organizm porzucił, co zginęło w czasie, a ocalało w zakamarkach pamięci. Owa zdumiewająca umiejętność segregowania doświadczeń i w ułamku sekundy, w błysku lirycznym, łączenia odległych elementów, otarcia się dziecka o łono matki i spojrzenie na ten sam byt z perspektywy dziesiątków lat. Ale Gordziej wplata też te rozważania ontologiczne i tanatyczne w znakomicie wykreowane, plastyczne krajobrazy, gdzie namacalny jest różnobarwny blask i czuje się powiew wiatru we włosach. To są przestrzenie malarskie i trójwymiarowe zarazem, światy, gdzie dźwięki natury przeplatają się z jękiem umierających starców, a śpiew ptaka jest równie oczywisty jak poszum traw i ziół, jak skwierczenie ziemniaków w ognisku. A jednak w jej rewirach: wiatr rozsiewa niepokój/ na jałowych zagonach, a jednak pośród jej łąk i lasów rozognione niebo/ niecierpliwie czeka/ na balsam mroku. To w takim kontekście – jak pisze Leszek Żuliński – Autorka jest poetką egzystencjalnego smutku i rozdarć pozbawionych złudzeń.
Kolejnym wartościowym tomem w dorobku wielkopolskiej poetki jest Wokanda sumień – książka, w której pojawia się nawiązanie do procesu sądowego, a zarazem – jak często u niej – spora doza autoironii i ironii ze świata, w którym sytuacja Józefa K. Stale się powtarza: posadowiona ostra krawędź krzywd/ Na wokandzie sumień/ wiszą sprawy które nigdy/ nie zostaną przedstawione/ Wysokiemu Trybunałowi/ od którego wszystkie zależą/ wyroki. Człowiek musi stanąć karnie w obliczu zagrożeń i oszczerstw, musi poddać się sytuacji permanentnej oceny między życiem a śmiercią, ale też musi dopuścić w swoim istnieniu taką możliwość, że zostanie oceniony przez hipotetyczny Wysoki Trybunał, który nie wiadomo kto powołał, i który nie wiadomo gdzie obraduje. To jest smutna sytuacja egzystencjalna; choć ludzkość próbuje utwierdzić byt w obrębie jakiejś statyki, jakiejś złudnej twardości, na planecie, na kontynencie, w jakimś kraju, w jakiejś wsi czy w jakimś mieście, to jednak nie opuszcza człowieka poczucie zawieszenia w nicości, w lodowatym kosmosie, gdzie byle katastrofa, byle asteroida może spowodować, że losy zgasną w ułamku chwili. To za takie właśnie ujęcia – jak pisze Ignacy S. Fiut – Helena Gordziej ma już ustalone miejsce na parnasie poezji polskiej. Jej wielowymiarowa liryczność zawsze chodzi własnymi drogami, buduje ona ekologiczną wizję przy pomocy słowa i treści metaforycznych, unikatowo skomponowanych w pełne całości literackie, których zadaniem jest udomowienie człowieka w jego środowisku przyrodniczym i kulturowym. Właśnie owo powinowactwo przyrody i kultury znamienne jest dla tej poezji i dla tego konkretnego tomu. Tutaj czytelnik znajdzie wiele elementów świata miejskiej metropolii, ale też dostrzeże tak jaskrawe przybliżenia natury jak w tymże wierszu bez tytułu: Chwieje się wiatrem nękany stóg/ podpiera go brożyna/ sękata jak człowieczy los/ Koń – więzień hołobli/ nie umie się modlić/ o wolność na szerokich stepach/ łeb pokornie zwiesił/ i choć mocarz z niego/ poddany człowieczej woli/ posłusznie ciągnie pług. To jest obraz gęsty od znaczeń, niczym orka z płótna Ferdynanda Ruszczyca, ale też jest to wyodrębnienie świata osobnego, rozchwianego, zapamiętanego lub wyśnionego, mającego swoje miejsce w przeszłości człowieka. Poetka stale zatacza kręgi penetracji i trudno doprawdy będzie znaleźć krytyka, który posegreguje jej wiersze i motywy, ustali centralne toposy, choć z drugiej strony –  wskazani wyżej i przywoływani krytycy taki portret autorki stworzyli. Wiele wszakże jest jeszcze do zrobienia, a każdy nowy tekst dorzuca coś nowego do katalogu recepcyjnego. Przy tej niekwestionowanej wielkości poetyckiej coraz więcej w tej liryce przybliżeń wielkopolskiej sielskości i przywołań mortualnych, jest katalog postaci ważnych dla poetki i cała galeria świątków, bożych mąk, totemów i masek, znajdziemy pejzaże i mikroskopowe wniknięcia w materię, nie brakuje panoram kosmicznych, konstelacji gwiezdnych, mgławic i mknących w przestrzeni aerolitów. I wiele, wiele twarzy, oczu, dłoni, wiele też przywołań gorącej miłości w stogu siana, w stodole, na łące lub w lesie – wiele wspomnień młodzieńczego żaru, który zdawał wlewać się w człowieka z nadpalonego horyzontu, a potem rozprzestrzeniać się w żyłach, w sercu, w ustach, w narządach rodnych. Wszystko w poczuciu ładu i bezładu, harmonii i czasu, gdy dla człowieka nadejdzie pora kiedy usłyszy/ głosy dalekiego grzmotu/ zawołanie na które nie znajdzie odpowiedzi...
Z kolei, w zbiorze pt. Zmęczone progi autorka dokonała syntezy filozoficznej swoich dążeń i dokonań, a także działań ludzi, których spotkała, których dostrzegła albo zgubiła w wielkim obszarze swojego życia. To w takim ujęciu – jak słusznie zauważa Nikos Chadzinikolau – Poezja Heleny Gordziej przesiąknięta jest autentyzmem, goryczą minionych doświadczeń. Zabliźnione rany krwawią nowym bólem świata. Ułomności cywilizacyjne, paradoksy, niepokoje ludzkości jątrzą słowa, które wychodzą poza ramy dyskursu intelektualno-osobistego, konfrontują własną wrażliwość z bezwzględną teraźniejszością i przemijaniem. Wiersze jak ręce zanurzają się w dnie katharsis. To metaforyczne określenie wspaniale konweniuje z wierszem otwierającym tom: To nie jest tak/ że ptakom skrzydła/ opadają w locie/ a ludziom ręce/ w drodze do drugiego/ człowieka/ że kamień rzucony/ trafia/ i kruszy nadzieję/ Między ostrzem/ a strugą krwi/ wyrasta lampion dmuchawca/ i słońce świeci/ w nienawistne oczy/ Między myślą/ a żądzą bólu/ kaczeniec wilgocią płatków/ gasi zapowiedź pożogi. W tym utworze zbiegają się liczne ścieżki liryki Gordziej, bo jest w nim i filozoficzna głębia, i aforystyczna oszczędność i przenikliwość, a nade wszystko przemieszanie przestrzeni intelektualnych i naturalnych. To się udaje doprawdy poetom największym. Trudno dociec, co autorkę tak ukształtowało mentalnie, co uformowało jej świadomość poetycką. W jej wierszach wszakże zderzyła się niezwykła wprost inteligencja, wyczucie języka, umiejętność budowania metafory, zdolność konstruowania piętrowych obrazów i wielorako głębokich przestrzeni. A wszystko w ciągu wielkich refleksji ontologicznych i epistemologicznych – wszystko podążające w kierunku bytu i wiedzy. Ta prosta dziewczyna dostała od losu dar poezji i profecji, stała się osobowością literacką ogromnego formatu – nikt, kto będzie pisał o literaturze Wielkopolski przełomu wieków nie będzie mógł jej pominąć. Przywołajmy raz jeszcze zdanie Ignacego S. Fiuta – filozofa i krytyka w jednej osobie: Autorka w swej twórczości przeciwstawia się źle pojmowanej i realizowanej humanizacji naszego życia, która w praktyce przekształca się w eskalację wygodnictwa, upadku umiejętności przeżywania uznanych wartości. Ta dziewczyna z czerwonymi koralami, z licznych wierszy wspomnieniowych, stała się wyrazicielką prawd podstawowych i ostatecznych, a zarazem doświadczyła tego, czym jest wiedza – jej ulotności i ułudy. Zdobywając doświadczenia, pisząc kolejne książki, rozpatrując najistotniejsze kwestie egzystencji, znalazła się w punkcie wyjścia. Jakby czas się dla niej zatrzymał, jakby pochyliła się nad głębią studni i zobaczyła w niej w przyspieszeniu wszystko, co miało być jej udziałem. Ale też osiągnęła to, czego nie udaje się znaleźć wszystkim – mądrość i piękno, a nade wszystko liryczną nieśmiertelność...

dr Danuta M. Lebioda

Helena Gordziej, W PRÓCHNICY CZASU, Projekt okładki: Andrzej Przewoźny, Fotografia: Henryk Gościański, Wydawca: Związek Literatów Polskich Oddział w Poznaniu, Seria Wydawnicza LIBRA nr 27, Redakcja: Paweł Kuszczyński, ISBN 978-83-61412-05-2, Poznań 2011

Helena Gordziej, JASTRZĘBIE GODZIN, Projekt okładki: Kazimierz Kiljan, Zdjęcie autorki: Dominik Górny, Wydawca: Związek Literatów Polskich Oddział w Poznaniu, Seria Wydawnicza LIBRA nr 23, Redakcja: Paweł Kuszczyński, ISBN 978-83-61412-88-5, Poznań 2011

Helena Gordziej, KAMIENNA SAGA, Fotografia na okładce: Hanna Kowalewska-Marszałek, Zdjęcie autorki: Dominik Górny, Wydawca: Związek Literatów Polskich Oddział w Poznaniu, Seria Wydawnicza LIBRA nr 17, Redakcja: Paweł Kuszczyński, ISBN 978-83-61412-64-9, Poznań 2010

Helena Gordziej, ANATOMIA TWORZENIA, Projekt okładki: Andrzej Przewoźny, Zdjęcie autorki: Dominik Górny, Wydawca: Związek Literatów Polskich Oddział w Poznaniu, Seria Wydawnicza LIBRA nr 6, Redakcja: Paweł Kuszczyński, ISBN 978-83-61412-20-5, Poznań 2009

Helena Gordziej, WERNISAŻ PAMIĘCI, Projekt okładki: Andrzej Przewoźny, Zdjęcie autorki: Dominik Górny, Wydawca: Związek Literatów Polskich Oddział w Poznaniu, Seria Wydawnicza LIBRA nr 1, Redakcja: Paweł Kuszczyński, ISBN 978-83-61412-00-7, Poznań 2008

Helena Gordziej, OSACZENI ZGIEŁKIEM, Projekt okładki: Marcin Atler, Fotografia: Andrzej Przewoźny, Nakład autorski, ISBN 978-83-920891-5-4, Poznań 2008

Helena Gordziej, WIELKA CISZA, Projekt okładki : Andrzej Przewoźny, Zdjęcie: Dominik Górny, ISBN 978-83-920891-6-2, Poznań 2008

Helena Gordziej, PIOŁUNOWE ROZŁOGI, Projekt okładki: Marcin Atler, Fotografia: Leszek Gordziej, Nakład autorski, ISBN 978-83-920891-4-6, Poznań 2007

tytuł: "Naznaczeni piętnem"
autor: Helena Gordziej
Rzeźba na okładce: Zbigniew Gordziej
Seria Wydawnicza LIBRA # 11
Związek Literatów Polskich Oddział w Poznaniu, 2009

Redakcja: Paweł Kuszczyński
Drukarnia oświatowa, Poznań, ul. Grunwaldzka 149, tel. 61 967-9682

ISBN 978-83-61412-40-3

HELENA GORDZIEJ buduje pewną ekologiczną wizję przy pomocy słowa i treści i metafizycznych, unikatowo skomponowanych w pełne całości literackie obrazy, których zadaniem jest udomowienie człowieka w jego środowisku przyrodniczym i kulturowym.
Autorka w swej twórczości przeciwstawiła się źle pojmowanej i realizowanej humanizacji naszego życia, które w praktyce przekształca się w eskalację wygodnictwa, upadku umiejętności przeżywania uznanych wartości.

Prof. dr hab. Ignacy Stanisław Fiut

Krąg zainteresowań Heleny Gordziej dotyczy problemów, które są bliskie wielu ludziom. Można wysunąć sugestię, że poezja ta spełnia warunki zaistnienia tzw. strategii społecznej w twórczości poetyckiej. Monolog liryczny cz ęsto ma charaalkter interwencyjny, oczywi ście w wymiarze duchowym, kulturowym.
Mamy tu do czynienia z poezją wysokiej klasy, otw2arta na szerokie rzesze ludzi, które swoje myśli i uczucia znajduja lepiej i mocniej wyrażone w wierszach poetki.

dr Stefan Mełkowski





::/wysiwyg_introtext::
::panel_article_details:: ::/panel_article_details::
::panel_article_params:: ::/panel_article_params::
::panel_article_meta:: ::/panel_article_meta::
::panel_end:: ::/panel_end::
::jseblodend::::/jseblodend::