Tylman Barbara

Tylman Barbara

 

Stanisław Adamkiewicz

Niezapominajka

Gdy nieopatrznie zdradziłem autorce tomiku, a właściwie książki tytuł omówienia – obruszyła się. Wygląda na to, że słowo to, ta nazwa, stała się chyba negatywnym epitetem. Nic bardziej mylnego. Dawno, dawno temu, w latach pięćdziesiątych poprzedniego stulecia, te błękitne kwiatuszki rosły całymi polami, przy drodze (wtedy polnej) do Dębiny. Wracając z niedzielnego spaceru zbieraliśmy całymi garściami niezapominajki, które umieszczone w miseczce długo zdobiły stół. Te same kwiatuszki, związane w bukieciki otulone dwoma szerokimi liśćmi babki, kosztowały na Rynku Wildeckim 20 groszy. Dlaczego niezapominajki? Nie wiem. Ale chyba dlatego, że pięknym, choć tanim sposobem, można było pobudzić przychylność i pamięć dziewczyny, zapewnić o pamięci, zaniedbaną partnerkę. Żeby pamiętały. Niepostrzeżenie wbrew swojej nazwie, kwiatki te zostały zapomniane, a wręcz zniknęły z rzeczywistości, wytępione, jak wiele roślin uważanych za chwasty. Jak były popularne, świadczy to, że mój dziadek używał wschodniej nazwy tych kwiatuszków – niezabudki. Dlaczego o tym tak długo mówię? Bo tom poetycki, książka poetycka Barbary Tylman, nosi znamienny tytuł – „Nie zapomnieć”. O czym mamy to nie zapomnieć? A może wystarczyłoby pamiętać?

A jednak między nie zapominaniem, a pamiętaniem jest duża różnica. Nie zapominanie – to czynność jak najbardziej codzienna, pamięć – bywa często wybiórcza. Tom zawiera pięćdziesiąt dwa wiersze, mówiąc ogólnie, o tym, o czym nie powinniśmy zapomnieć. Nie sposób omówić taką obfitość tekstu. Zrobię, dlatego skrót, mój wybór, który jednak uzasadni tytuł książki – „Nie zapomnieć”. Autorka nie używa w swoich wierszach wyszukanej, filozoficznej metafory, nie epatuje skomplikowaną budową wierszy, dlatego większość z nich przypomina pogłębioną refleksję, niż przepojoną prorockim duchem, wielką poezję. Ale o tym, o czym powinniśmy nie zapomnieć, trzeba mówić językiem mistrza z Nazaretu. Prostym, acz nie prostackim. Zrozumiałym, ale nieuproszczonym, jak modne dzisiaj „twittery. A więc wróćmy do książki Barbary Tylman. Po co? Jak pisze autorka – żeby nie zapomnieć. A o czym? Posłuchajmy otwierającego tom wiersza, zatytułowanego „Spotkanie”. „Może spotkamy się kiedyś – przypadkiem. Na jakimś rogu zatłoczonej ulicy, staniemy obok siebie. Głodni, przezroczyści. Własnych myśli nie słysząc – bezsłowni. Nawet, jeśli – czy rozpoznamy się?” Przez to, że nie wykonywaliśmy czynności niezapominania, zaczyna szwankować nasza pamięć. O czym zapomnieliśmy? Pół żartem można by zacytować zwrotkę kabaretowej piosenki –„Dziewczyny, które mam na myśli, powychodziły za mąż już...” Mają dzieci i wnuki. Chłopcy zresztą też. I tylko czasem, nagłe niespodziewane – spotkanie. Łatwo, zbyt łatwo jest zapomnieć. Ale nie tylko my zapominamy. Zapomina miasto, zapomina, podobno mimowolnie, otoczenie. Miasto napełnia się oschłością i nowoczesną brzydotą.

To boli autorkę kolejnych wierszy zatytułowanych – „Powroty”, „Zatracenie” i „Przemiany”. Trzeba ich posłuchać – żeby nie zapomnieć. Poetycka triada o miejscu, nazywanym Miastem. Czasami wręcz miastem Merkurego. Oto „Powroty”. „Miejsca opuszczone przez uczucia. Kamienice bez okien, bez drzwi, bez dusz. Deszczowe lustra. Popękane chodniki. Nieurodzaj drzew. Miłość bez słów. W uciekającym czasie, rozmyte młodzieńcze wizje. Wracać tam? Czy zaszyć się w zapomnieniu”. A „Zatracenie”. Słuchajcie – „Tożsamość Twojego miasta – zmieniona od dawna. Chodzisz ulicami, o innych nazwach. Wygląd skwerów – przypomina trotuary. Nowe budynki – nie przyciągają wzroku maszkaronami i wykuszami. W miejscach dla Ciebie znanych, teraz obcych – wypatrujesz twarzy przyjaciół. Zapadłe w pamięci – potraciły wyrazistość. Prawie dotykając, co przed laty bliskie, zatracone na zawsze”. A w „Przemianach”, obserwuję niechciane zapomniane metamorfozy życia, związanego z miejscem zamieszkania – „W czasie niejednego dzieciństwa – wysmukłe sosny strzelały ku niebu. Opadłe szyszki ukryte w igliwiu, raniły do krwi bose stopy. Wczesnym porankiem, budziło świerszczowe cykanie. Pohukiwanie sów, było zwiastunem nadejścia nocy. W dorosłym już życiu – w tym samym miejscu, nie sosny a domy. Z kratami w oknach. I suche dłonie starych ludzi – wyciągnięte ku słońcu. Uwięziona pod betonem przegniła ściółka – zagłusza pospiesznie odchodzące kroki. Ich echo – ściga osamotnione serca”. Ktoś, kiedyś miał nie zapomnieć. A jednak zapomniał. Przecież tak jasno, kolorowo, hałaśliwie. Tyle szkła, tyle ruchu, a jednak pusto i samotnie.

Miasto Merkurego miało nie zapomnieć, a zapomniało. To boli, nie tylko autorkę tej książki. Bo nie zapomniała. Kolejna triada wierszy dotyka tego, co dziś niemodne, niechciane, niepopularne – a przez drugą stronę lekceważone – macierzyństwa. Gdy jest opromienione miłością, jest najcudowniejszym zjawiskiem na świecie. Choć niesie również sporo codziennych niedogodności. A którego, po cichu zazdroszczą mężczyźni, choć są przyczyną tego stanu. Posłuchajmy wiodącego wiersza tej triady, zatytułowanego „Świat poczętego” – „W ciepłym wnętrzu łona – miał świat, w którym czuł się bezpieczny. Nie narzekał na niewygodę, - choć marszczył czoło, wargi wykrzywiał w grymasie. Wspólnie z matką – zażywał tabletki, pił herbatę. Od syropu z cebuli dostawał alergii. Płakał jej łzami, śmiał się jej śmiechem. Wtedy – bicie jego serca było cichym szmerem. Trzepotem skrzydeł ledwo wykształconego motyla.” Ale w kolejnych wierszach tej triady, autorka dostrzega, przez nas zawinione negatywne strony macierzyństwa. Negatywne, bo ich przyczyną było zapomnienie. To wiersze „Polisa” i „ Dzieci bezdomnych rodziców”. „Polisa” brzmi tak – „Za ciężką bramą czynszowego domu – mroczny kąt sieni. W zawiązanym na supeł szmacianym tobołku – kwilenie dziecięcia. Zaledwie trzydniowe. Pozostawione w odorze uryny przez pseudo matkę. Za becik – zimna posadzka z betonu. Zamiast kołysanki skrzypienie schodów. Na zmiętej kartce – zgoda na adopcję”. A następny brzmi tak – „Poczęte bez miłości, w odorze brudnych szmat – nie mają pojęcia o cudzie narodzin. Ukrywając wzrok w kieszeniach palta nieznanego rówieśnika, pochylają głowy. A wyciągnięte głodne ręce – nie czują wstydu żebractwa. Wiele dzieci bezdomnych rodziców – nie chciałoby być poczętymi”. Tak smutno, a przecież macierzyństwo jest jednak takie piękne.

Cóż, więc się stało? Znowu zapomnieliśmy! I robimy to nagminnie. A autorka kategorycznie nakazuje nam – nie zapomnieć. A to jest motyw przewodni całej książki Barbary Tylman. Ale, o czym nie zapomnieć? O tym, że nie jesteś, jak sugeruje ci wielu – nagą małpą. O tym, że nie jesteś trochę ładniejszym, ale ciągle sprytnym i cwanym szympansem. Nie zapomnij – jesteś CZŁOWIEKIEM. Któremu jednak nie przystoi małpie zachowanie. Ale wszak my lubimy zapominać. Dlatego wołanie, nakaz autorki – NIE ZAPOMNIEĆ, jest i ciągle będzie aktualne. Choć polecenie autorki nie oznacza złej pamiętliwości, która prowadzi do nienawiści. Do nienawiści, która jest nieludzka. Bo przecież jesteś CZŁOWIEKIEM. Nie sposób krótko omówić książkę autorki o takiej wrażliwości. Bo jest obszerna, aż pięćdziesiąt dwa wiersze, ale tematyka jest jedna – bądź człowiekiem.

Dlatego warto wziąć książkę Barbary Tylman i samemu przekonać się, jak autorka jest nieobojętna na wiele aspektów życia. Na koniec mego opisania zacytuję dwa wiersze, dotyczące tego, co nas niechybnie czeka – materialnego końca. To wiersze „Podróż” i „Eksmisja”. Tak brzmi wiersz „Podróż” – „Do pociągu, relacji Życie – wsiadamy wyposażeni w nieświadomość. W drodze ku nieznanemu, od stacji Poczęcie, przyglądamy się krajobrazowi dni i lat, zatrzymując się na przystankach – Na Żądanie. W tunelu – rozjaśnionym światłem nadziei – kończymy podróż zmęczeni”. A „Eksmisja”, jak brzmi? Słuchajmy – „Miejsce egzystencji na Ziemi, przydzielone jest na czas nieokreślony. W braku, lub niedostatku odpowiednich warunków do życia – Komornik Najwyższej Rangi dokonuje wysiedlenia. Eksmisja następuje zazwyczaj bez uprzedzenia”. I o tym wszystkim, powinno się NIE ZAPOMNIEĆ. Czciciele Mamony i Materii, boleśnie odczuwają niechybny koniec materialny, jako właśnie eksmisję. Taki mieliśmy kolorowy, wspaniały „amerykański” dom, tyle było „gadżetów”, tyle różności do skonsumowania. Tak bardzo chcielibyśmy, wzorem Rzymian – korzystać z dnia. A tu bęc! A więc „Nie zapomnieć”. O tym, co niechybne. Ale, po co, ciśnie się na usta pytanie. A no po to, że materialny koniec, niekoniecznie musi być ostatecznym. Pierwszy punkt zakonu Benedyktynów głosi – Śmierć zawsze obecną mieć przed oczami. Po co? Nie po to, żeby masochistycznie dręczyć się odejściem, niby ostatecznym. Ale żeby żyć tak, że gdy przyjdzie Naczelnik więzienia i powie „Jesteś wolny”, nasze zachowanie w celi życia ziemskiego było na tyle poprawne, żeby zasłużyć na prawdziwe Życie i prawdziwą Wolność. O tym też warto NIE ZAPOMNIEĆ.

Cała książka Barbary Tylman jest przeniknięta tym tytułowym poleceniem. O czym jeszcze warto nie zapomnieć. Zajrzyjmy ponownie do książki autorki. Przeczytajcie wiersze – „Matka”, „Sieroctwo”, „Głębia ciszy”, „Stary dom” i jeszcze inne. Wszystkie, bez wyjątku są o tym, o czym winniśmy nie zapomnieć. Miałem również nie zapomnieć, zanalizować teksty autorki, pod wieloma względami literackich teorii: o byciu, czy nie byciu metafor, szyków wyrazów etcetera, etc. I znowu wyszło mi coś w rodzaju eseju. Może to książka B. Tylman sprawiła, może moja niewiedza, że tak pozytywnie mówię o wierszach autorki, o jej książce. Jedynym małym błędem zauważonym przeze mnie – to czasami zbędne dopowiedzenia. Ale jest ich mało. Współcześni ludzie coraz mniej czytają. A poezji, prawdopodobnie nie czytają w ogóle. Dlatego warto im polecać książki, w rodzaju tych, jakie napisała B. Tylman. Bo krytykować bezmyślnie jest łatwo. A rzetelnie – trudno. Tym bardziej, że napisano ją pod niezłym patronatem (spójrz poniżej). Żeby nie udusić się w kłębach kadzidła pochwał, zakończę to pisanie dwoma lżejszymi refleksjami. Autorka lubi argentyńskie tango – a więc na koniec, lekko strawestowane słowa przedwojennego tanga – „Już nie zapomnisz mnie, ta książka ci nie da zapomnieć. I tęsknić wciąż będziesz ogromnie, tak Dzień i Noc i Noc i Dzień i Noc...

Gdy dawno, dawno temu, wildeckie „szarany” wychodziły z domu do „lani” numer 28, gdy ich sylwetki majaczyły na rogach „Sikory” i „Kosiny”, z dali dobiegał krzyk – Stachu!! Coo! Nie zapomnij!! Czego?! Oddychać!!! – dolatywało z perlistym śmiechem. Dużo później dotarło do mnie, rzymskie przysłowie – „Dum Spiro – Spero”, co w wolnym tłumaczeniu znaczy – „Póki oddycham – mam nadzieję”. Mam nadzieję, że książka B. Tylman znajdzie swoich czytelników. Mam nadzieję, że będą umieli „Nie zapomnieć”. Sam mam nadzieję nie zapomnieć. Już na sam koniec ofiaruję autorce, zamiast prawdziwej recenzji, ten nieco wymięty bukiecik niezapominajek, mojego pisania.

 

Barbara Tylman, „Nie zapomnieć”, LIBRA”, Związek Literatów Polskich, Poznań, 2014, str. 54

db

 

Barbara Tylman, Nie zapomnieć, Zdjęcie na okładce: Agnieszka Chałupka, Zdjęcie autorki: Artur Tylman, ISBN: 978-83-61412-34-2, Seria Wydawnicza LIBRA Nr 59, Związek Literatów Polskich Oddział w Poznaniu, Redakcja: Helena Gordziej, Poznań 2014.

Kalina Izabela Zioła

Zapisywanie przeszłości

Tomik poetycki „Nie zapomnieć” Barbary Tylman różni się zdecydowanie od poprzednich książek tej autorki. Już forma wierszy jest inna – poetka konstruuje je w bardzo oszczędny, czysty sposób, nie stosując zbędnych metafor. Posługuje się własnym, indywidualnym językiem poetyckim, nie korzystając z wysłużonych szablonów. Wykorzystuje też swój niesamowity zmysł obserwacyjny, pozwalający opisywać zarówno to, co się dzieje wokół niej, jak i to, co dawno już odeszło w przeszłość.Utwory są jakby pamiętnikiem, zapisem ludzi i zdarzeń, które Tylman chciałaby ocalić od zapomnienia.

Wszystko wokół nas zmienia się przecież nieustannie – stare, ozdobne kamienice rozsypują się: Na wygiętych zawiasach/ skrzypią roztrzaskane skrzydła/ drewnianych drzwi/ bruzdy po kulach/ trwale kaleczą bogaty/ w sztukaterię fronton/ szary tynk/ opada płatami/ jak skóra chorego człowieka (Stary dom); a na ich miejscu wyrastają nowe wieżowce ze szkła i stali, wygrażając niebu. Zamiast zielonych parków pojawiają się wysypane żużlem parkingi. Nie ma maleńkich, rodzinnych sklepików, lecz mnożą się bezosobowe supermarkety i centra handlowe. Zmieniają się też ludzie – już nie roześmiana dziewczyna biegnie ulicą na spotkanie z czekającym na nią chłopcem, lecz starsza, zmęczona kobieta wolno, ostrożnie stawia kroki, niosąc wypełnione zakupami torby. Mąż nie przynosi teraz codziennie kwiatów, nie czeka stęskniony w drzwiach mieszkania, lecz schorowany, blady siedzi przy pustym stole czekając na podanie obiadu.

Te wszystkie następujące coraz szybciej zmiany Tylman stara się uchwycić i zamknąć w klatce wiersza. Może coś jeszcze da się ocalić, ochronić... Może przypomnieniem przywróci blask oczu, przywoła dawno zapomniane słowa... Może w ludzkiej pamięci znajdzie się trochę miejsca na to, co przeminęło. Może...

Bo przecież: Wciąż czegoś pragniesz/ powrotu lat/ zatrzymanych/ na starych kliszach/ echa dziecinnego śmiechu/ zapisanego na taśmie/ magnetofonowej/ miłosnych wyznań/ szeptanych do ucha/ w poświacie księżyca/ zapamiętania/ przypadkowego/ dotyku dłoni/ obcej i szorstkiej (Pragnienia).

Wtedy mniej będzie pustych miejsc, do których próbujemy bezskutecznie wrócić:

Miejsca/ opuszczone/ przez uczucia/ Kamienice/ bez okien/ bez drzwi/ bez dusz/ deszczowe lustra/ popękane chodniki/ nieurodzaj drzew/ miłość bez słów/ w uciekającym czasie/ rozmyte/ młodzieńcze/ wizje/ Wracać tam/ czy zaszyć się/ w zapomnieniu (Powroty). Tylman przechadza się po ulicach Poznania, obserwuje zmieniające się miasto i wcale jej się nie podoba ten nowy wizerunek. Chciałaby jeszcze raz dotknąć starych, od lat znajomych murów, chciałaby zobaczyć znane z wcześniejszych lat twarze, porozmawiać z ludźmi, których pochłonął cień: Tożsamość twojego miasta/ zmieniona od dawna/ Chodzisz ulicami/ o innych nazwach/ wygląd skwerów/ przypomina trotuary/ nowe budynki/ nie przyciągają wzroku/ maszkaronami i wykuszami/ W miejscach dla ciebie/ znanych teraz obcych/ wypatrujesz twarzy przyjaciół/ zapadłe w pamięci/ potraciły wyrazistość (Zatracenie).

A przecież na miejscu tych ulic rosły kiedyś drzewa, zieleniła się trawa, pachniały kwiaty... Zamiast szumu samochodów można było słuchać świergotu ptaków, szelestu liści... Pod nogami nie było twardego asfaltu, bose stopy mogły wyczuć każdą opadłą z drzewa gałązkę, każde źdźbło trawy: W czasie/ niejednego dzieciństwa/ wysmukłe sosny/ strzelały ku niebu/ Opadłe szyszki/ ukryte w igliwiu/ raniły do krwi bose stopy/ Wczesnym porankiem/ budziło świerszczowe cykanie/ pohukiwanie sów/ było zwiastunem/ nadejścia nocy/ W dorosłym już życiu/ w tym samym miejscu/ nie sosny a domy/ z kratami w oknach/.../ Uwięziona pod betonem/ przegniła ściółka/ zagłusza pospiesznie/ odchodzące kroki (Przemiany).

Autorka wspomina, jak napisałam wcześniej, nie tylko zmieniające się ciągle miejsca, ale też ludzi, którzy odeszli bezpowrotnie. Wzruszający jest wiersz przywołujący pamięć matki: To ona/ nauczyła mnie/ patrzeć na świat/ nie zawsze przychylny/ Nauczyła słuchać/ bicia serca/ łzy ronić/ tylko w ukryciu/ śmiać się patrząc/ ludziom prosto w oczy (Matka); i wiersz – wołanie o powrót ojca: Gdy usłyszałam Ojcze/ że odszedłeś/ nie dałam wiary/ słowom/ Nie mogłeś tak/ po prostu odejść/ bez pożegnania (Ostatnie spotkanie).

Pisze również o tych, których nie zdążyła poznać, ale o których pamięć chciałaby zachować w ludzkiej pamięci: o dzieciach, którym nie dane było przeżyć szczęśliwego dzieciństwa, porzuconych, opuszczonych, niechcianych: Za ciężką bramą/ czynszowego domu/ mroczny kąt sieni/ .../ Za becik zimna/ posadzka z betonu/ zamiast kołysanki/ skrzypienie schodów/ Na zmiętej kartce/ zgoda na adopcję (Polisa); wspomina młodych żołnierzy, którzy polegli w obronie Ojczyzny, mając zaledwie kilkanaście lat i o których groby nikt teraz nie dba, czasami tylko uczniowie pobliskich szkół w ramach zajęć lekcyjnych przyjdą i zapalą znicz: Pozwolono ci żyć/ osiemnaście lat/ .../ zmuszono byś walczył/ o każdy miejski zaułek/ o każdą garść ziemi/ Pogrzebali ciebie z innymi/ siwą brzozę/ posadzili u wezgłowia/ .../ Miejsce hekatomby/ nazwano parkiem (Smutny park).

Wiersze Barbary Tylman pełne są nostalgii, ale również miłości do świata i ludzi, do przeszłości... Zawarta w nich jest wielka życiowa mądrość, doświadczenie, jakiego nabywa się wraz z upływem lat. Autorka nauczyła się pokory i tolerancji, nauczyła się tego, że świat trzeba zaakceptować takim, jakim on jest, jakim się stał. Nauczyła się również pobłażliwości wobec drugiego człowieka, choć jego postępowanie często rani: Trzeba nauczyć się/ wymazywać/ gniewne słowa/ Przebaczać tym/ którzy dokonali/ twojego okaleczenia (Czas rozliczeń).

Książka „Nie zapomnieć” warta jest zauważenia przede wszystkim ze względu na doskonałą konstrukcję wierszy, ich czystość i szczerość poetycką. Niebagatelną rzeczą jest też zawarty w niej obraz przemijającego świata. Poetka wspomina i pokazuje go czytelnikowi, gdyż tylko tyle może zrobić dla jego ocalenia. A więc nie zapominajmy.

 

Barbara Tylman „Nie zapomnieć”, Wydawnictwo Libra, ZLP Poznań 2014, s. 54

 


Barbara Tylman, Na przekór, Zdjęcie autorki: Jerzy Szyszkowiak, Redakcja i korekta: Teresa Januchta, Wydawca: Związek Literatów Polskich Oddział w Poznaniu, Seria Wydawnicza LIBRA Nr 40, ISBN 978-83-61412-57-1, Poznań 2012.

Paweł Kuszczyński

Moc trwania

Barbara Tylman, znana dotąd jako autorka pięciu tomików poetyckich oraz rozproszonych w prasie i radiu opowiadań oraz bajek dla dzieci, wydała w 2012 roku – w zwartej pozycji książkowej – zbiór czterech opowiadań pt. „ Na przekór…”
Bohaterkami tych utworów prozatorskich są kobiety, będące w różnym wieku oraz sytuacji życiowej i rodzinnej. Jest to pisarstwo kobiece, nie tyle ze względu na formę (artystyczną), ale na zaprezentowaną treść, a osobliwie akcenty i motywy jej ukazania. Można zaryzykować twierdzenie: tak przedstawić mogła losy swych bohaterek tylko kobieta. Nie jest to jednak książka napisana z pozycji feministki. Jednak z łatwością odnajdujemy w niej tożsamość kobiecą: w sercu Ingi pozostała zadra, którą można nazwać uprzedzeniem do pewnego gatunku homo sapiens (jakże tak bezosobowo…) Zaczęła inaczej niż dotąd spoglądać na mężczyzn.
Zafascynowana pięknym dzwonem, wsłuchiwała się w jego metaliczny, czysty dźwięk. Miała odczucie, jakby głos dzwonu wydostawał się z wnętrza jej serca. Jednocześnie jakby ją przed czymś ostrzegał
( wielowiekowa kobieca intuicja).
Autorka płynnie oraz interesująco opowiada o czasach w Polsce przed i po przełomie ustrojowym w 1989 roku. Czytelnik, szczególnie młody, może sporo dowiedzieć się o tych okresach: ślub kościelny mógł złamać karierę zawodowemu wojskowemu; powstające markety powodują likwidację małych sklepów; w marketach –„kombinatach” prawdziwe pieniądze zarabia tylko „góra”; przy głównych ulicach były księgarnie i sklepy z artykułami gospodarstwa domowego, a także mięsno – wędliniarskie, a teraz są banki i apteki – należałoby dodać; fatalny stan wagonów osobowych polskich kolei: stare i odrapane z pewnością nie pamiętały czasów swojej świetności; prędkość pociągów nie na XXI wiek: „pokonują” odległość pięciuset kilometrów w czasie dwunastu godzin; tylko ta ciągła gonitwa za pieniędzmi.
Naturalność i prostota dominuje w spokojnej narracji. Czytelnikowi w czasie lektury towarzyszy zaciekawienie, co dalej?  Jak potoczy się dalsze życie bohaterek, dla których najważniejszą rzeczą jest miłość, posiadanie mężczyzny, który zapewni spokój, będzie dawał im swoją czułość i miłość, i któremu można zaufać i powierzyć swoje dalsze życie; one z kolei odwzajemnią się opieką i całkowitym oddaniem. Równie ważne jest szczęście dzieci, także w przyszłym ich małżeństwie: Zrozumiała, że najważniejszym celem jej życia było dobro dzieci. Dosadną naturalność napotykamy dialogu bohaterki opowiadania „Do trzech razy sztuka” z matką: Dzieci, co porabiacie? Od tak dawna nie ma od was żadnego znaku. A ja (Krystyna) całując właśnie męża, ze śmiechem odpowiadam: Dzieci robimy, mamo, dzieci. Przynajmniej próbujemy.
Autorka pokazuje mężczyzn w tle bohaterek opowiadań, choć to oni są bezpośrednimi sprawcami ich doli i niedoli. Rezygnują z ustabilizowanego życia, posiadania domu i kochającej żony i odchodzą do dużo młodszej kobiety. Tutaj kobiety płacą większą cenę za życie. To one rodzą dzieci, bardziej niż ich mężowie dbają o rodzinę, schludny wygląd mieszkania, troszczą się o dzieci, zapewniają domownikom właściwe odżywianie. Są ostoją domu.
Z nieprzewidzianymi skutkami miłosnej przygody muszą radzić sobie same. Skutki rozwodu dotykają je – i oczywiście dzieci – zdecydowanie mocniej. Jeżeli wini je Barbara Tylman, to za łatwowierność. Pragną przecież miłości, tego najbardziej ludzkiego – najważniejszego pragnienia. Autorka opisuje przeżywanie miłości i jej stopniowanie: Uwielbiałam jego tembr głosu; Lubiłam jego delikatne dłonie – gdy mnie obejmował, specjalnie przytrzymywałam je, żeby dłużej czuć ich ciepło. Marek był dla mnie (Krystyny) jak balsam. Kochał i odbierał moją miłość bez żadnych zahamowań i ograniczeń. Szczególnie dynamiczny jest opis aktu miłosnego, trwającego całą noc na morskiej plaży: Jego (Maksymiliana) pieszczoty były inne od tych, jakich doznawała kiedy była z Andrzejem. Były drapieżne, lecz zarazem delikatne. Pozostawiające ślady na skórze, lecz nie sprawiające bólu. Spleceni w miłosnym uścisku, nie liczyli czasu. A może czas nie liczył się dla nich? Zdążyła( Inga) tylko pomyśleć, że chyba straciła rozum.
W opowiadaniach znajdujemy krótkie a zarazem celne opisy wyglądu osób, ich urody oraz mieszkań. Krystyna miała wyjątkowo symetrycznie usytuowane, lekko skośne oczy i okolone długimi rzęsami oczy, kształtny nos z trochę rozdętymi nozdrzami i usta jakby wyrażające grymas – przyciągały wiele spojrzeń. Taka klasowa miss. Karolinka posiadała delikatne rysy po Krystynie, ale typ urody odziedziczyła chyba po Wojtku. Ładnie zarysowane brwi, usta podkreślone pastelową pomadką i ciemne lekko falujące włosy. Garnitur w kolorze grafitowym wspaniale pasował do koloru włosów – czarnych z odcieniem granatu. Przedłużona marynarka – w najmodniejszym kroju – dodawała szyku i elegancji. Mieszkał w ładnie urządzonym, czyściutkim, dwupokojowym mieszkaniu. Wszystko w nim miało swoje miejsce, wszystko starannie ułożone – może właśnie za bardzo dokładnie.
Spotykamy nieomal poetyckie obrazy:
Na ulicy ludzie przemykali pod parasolami. Całe morze parasoli. Małe i duże, kolorowe jak kwiaty i czarne jak stare kruki.… Patrzyły na nią bardzo brązowe oczy. Zawisły na twarzy dziewczyny, jak dwa wielkie znaki zapytania. Otworzywszy oczy, ujrzała już dobrze rozbudzony dzień. Ujrzała uderzające o brzeg fale. Jakby morze oszalało. Na ich grzbietach, niczym na rozpuszczonych końskich grzywach, unosiła się biała piana. Ryk wiatru przypominał rżenie rozdrażnionych koni.
Bohaterka „ Życia w kompromisie” zafascynowana urokiem polskich Tatr: Chciała krzyknąć – góry, jesteście piękne! … Była tak blisko nieba, że tylko sięgnąć ręką i dotknąć tego zimnego błękitu.
Interesujące są opisy sytuacji, w których kobieta po raz pierwszy spotyka mężczyznę (nieraz tego najważniejszego, na całe życie): Los uśmiechnął się do mnie, kiedy na weselu jednej z przyjaciółek „dostałam” do pary chłopaka, który nawet przypadł mi do gustu. Miałam przeczucie, że to nie będzie tylko zwyczajna znajomość. Nie wiedziałam, że był zawodowym wojskowym, a bardzo podobali mi się chłopcy w mundurach.
Nieraz wybawienie z kłopotliwej sytuacji (spowodowanej skutkami wypicia alkoholu i zjedzenia czegoś ciężko strawnego) staje się początkiem interesującej a zarazem intrygującej znajomości. Także spotykamy „ amerykański” sposób poznania się (we współczesnej wersji savoir vivru): Jestem Marek. Miło cię poznać, choć w tak dziwnych okolicznościach. Lecz wcale niefajnie jest cię żegnać. Cześć. Jestem Inga. Przyjechałam tu na krótkie wakacje. Właściwie chciałam odpocząć od ludzi, ale cóż? Spotkałam ciebie. Jeśli miałbyś ochotę pogadać, to… A w ogóle… miło mi.
Podróż oraz poznanie nowego mężczyzny, następna miłość, wybrana samotność – te środki terapeutyczne stają się sposobem zapomnienia, pogodzenia z losem oraz oswajania czasu.
Wyjątkowo trudne, a nawet tragiczne są losy bohaterek. Krystyna traci męża – alkoholika, który zginął w wypadku samochodowym. Karoseria prawie owinęła się wokół pnia oraz drugiego mężczyznę życia, który zostaje przyłapany na przemycie narkotyków; zaznaje spokoju dopiero w małżeństwie ze znacznie starszym od siebie mężczyzną. Inga przekonuje się, spotykając przy wejściu do kina męża w towarzystwie smukłej brunetki, że nie wyjeżdżał on na delegacje, nie miał żadnych wyjść służbowych (jak to próbował od dawna tłumaczyć). To stało się powodem rozstania z mężczyzną którego kochała bezgranicznie. Za zmysłową przygodę miłosną na plaży z nieznajomym malarzem (który okazał się narkomanem) przyjdzie Indze zapłacić bardzo wysoką cenę. Nie wiedziała jeszcze wtedy, że do końca życia, będzie miała wspaniałą pamiątkę z Juraty. Miała przekonać się za jakieś… dziewięć miesięcy. Marta – chcąc odpocząć od męża, który bardziej niż jej towarzystwo polubił wędkowanie( skupiając uwagę na spławiku, nawet nie pomyślał, co w tej chwili może robić jego druga połowa) i spotkania z kolegami od kielicha (uważał, że były odpowiednie do odreagowania znużenia po pracy) – wybiera się pierwszy raz w życiu na samotny tygodniowy wyjazd do Zakopanego. Mąż Julii (pewnego dnia spakował najpotrzebniejsze rzeczy do torby i po prostu zamknął za sobą drzwi z drugiej strony… Przestał interesować się nią i dziećmi. Zostawił ją dla innej, dużo młodszej kobiety.

Język Tylman jest bogaty i różnorodny. Często spotykamy zwroty wyraźnie typowe dla rdzennych poznaniaków: Czas do domu, bo ten mój pomyśli, że coś mi się przydarzyło. Miał trochę żyłki do motoryzacji i drobne naprawy nie sprawią mu kłopotu. Przyjęcie weselne odbędzie się w lokalu. Wojtek nauczył się prowadzić gospodarstwo razem ze mną i czasem potrafił nawet coś smacznego upichcić.
Przytrafiają się też naleciałości angielskie: super i OK.
Dla ubarwienia języka autorka przytacza kolokwializmy, typowe potocznie, a także pospolite zwroty frazeologiczne: Nawet ja niczego nie wykapowałam. Zamieniłam się w słuch. Przecież mnie też coś od życia się należy. Pod skrzydłami Marka żyłam jak u Pana Boga za piecem. O kurczę pieczone, zapomniałam zabrać kluczy od mieszkania. To jakiś artysta. Inny świat. Z całkiem innej bajki – poczuła się tak nieswojo, jakby zerwała się nić, która wczoraj połączyła ją z nieznajomym. Przypomniała sobie o małej strzykawce (o którą skaleczyła się na plaży).No, ładnie. Przecież to na bank narkomani. Przecież już sam zapach to niebo w gębie, a co dopiero zjedzenie tego przysmaku (kiełbasy smażonej z cebulką i gorącej herbaty z cytryną).
W tym trwaniu w wartościach, bohaterki opowiadań Barbary Tylman są podobne do członkiń Zjednoczonego Koła Ziemianek (działających od lat 80 XIX wieku po okres międzywojnia).
Omawiana proza stanowi następne znaczące potwierdzenie twórczego rozwoju (naszej) poznańskiej pisarki.

Barbara Tylman  Na przekór…
Związek Literatów Polskich
Seria LIBRA nr 40
Poznań 2012

Projekt okładkii: Artur Tylman

ISBN 978 - 83 - 61412 -92 - 2
Poznań 2010
ZWIĄZEK LITERATÓW POLSKICH

ODDZIAŁ W POZNANIU

UL.NOSKOWSKIEGO 24

61-705 POZNAŃ

TEL/FAX: 61 852 9931

SERIA WYDAWNICZA LIBRA

NR 24 

Redakcja: Helena Gordziej

DRUKARNIA OŚWIATOWA

60-313 Poznań, ul. Grunwaldzka 149, tel. 061 867 9682

Barbara  Tylman – „ Niepewność chwil ”

Z  L  P – Wydawnictwo Libra - 2010

Zygmunt  Dekiert

Kobieta przed lustrem


Książka poetycka Barbary Tylman „Niepewność chwil” jest zbiorem wierszy, poświęconych w znacznej części człowiekowi, który przychodzi na świat po to, aby przeżyć go w aurze różnorakich zdarzeń, w scenerii przeróżnych sytuacji nacechowanych dynamiką, bądź bezruchem, po to by w końcu ten ziemski padół opuścić.
Poetka w swych wierszach opisuje życie człowieka, używając nie zagęszczonych liter liryki. Okiem bacznego i wrażliwego obserwatora kreśli obrazy realne, otwiera przed czytelnikiem swój własny świat, świat zdarzeń, pragnień, nadziei. Mimo sugestywnych ocen, pouczeń płynących z wierszy, pozwala czytelnikowi nieść swój własny bagaż przeżywania, ciężar osobistych doznań, refleksji.
W wierszu „Spostrzeżenie”, dotykamy portretu dojrzałej kobiety, malowanego bogactwem życiowych doświadczeń, nie zawsze zbieżnych z jej pragnieniami w pierwszej samotnej zimnej nocy,/dzisiaj kiedy moją twarz przekreślają linie zmarszczek – po to, aby wyeksponować ciągłe umiłowanie kobiecej egzystencji – nadal jestem kobietą zakochaną w życiu.
Dziecko, dziewczyna, niewiasta dojrzała, zachowująca optymizm, wiarę, nadzieję, malowaną bogactwem przeżyć przecedzonych przez sito poezji. Poetka zamyka kobietę w swoim wierszu. Ten poetycki areszt nie jest rozdzieraniem szat, zagubieniem, beznadziejnością, nawet w sytuacjach, gdy zaistniałe życiowe zdarzenia rozminęły się z przeżyciami pisanymi marzeniem, nadzieją na spełnienie: może byśmy się wtedy spotkali / gdyby nie czas który nie zechciał być naszym swatem.(wiersz „Nie nasz czas”).
Bohaterka tekstów, częsty podmiot literacki w wierszach Barbary Tylman, nie gustuje w rozżaleniu, ubolewaniu. Dramaturgia wiersza „Kobieta przed lustrem” rozgrywa się na płaszczyźnie przemijania – Spinam klamrą przerzedzone włosy posrebrzone jakby obsypał je śnieg – upływu czasu, jakże często w samotność. Poetka nie rości o to pretensji: zagubiony uśmiech rozpalił źrenice – jeżeli utyskuje, to dwuznacznością metafory podkreślając tylko nieuchronność tego zjawiska – dzień stał się krótki jak przysłowiowe palto. To nie my, to życie wyrosło z tamtego płaszcza. Jeszcze przed chwilą był dla nas za długi. Poszczególne wersy niosą subtelny, osobisty stosunek do materii przeżyć, w aspekcie poszukiwania najprostszych rozwiązań, w trosce o losy bliźniego.
Autorka chętnie operuje wierszem pisanym na sposób reporterskiego przekazu. Tutaj byłam, przeżywałam określone emocje, teraz daję to pod osąd waszej wrażliwości. Tak dzieje się np. w wierszu „Noc w klasztorze”, w którym znajdujemy poetycką relację z pokonkursowej gali poezji ekologicznej w Mogilnie.
Barbara Tylman ignoruje świat hipokryzji, obłudy, zdrady. Dotyka konkretnych, życiowych zdarzeń. Dramaturgia utworów często dotyka tego, co nieuchronne – śmierci. Bez traumatycznych wykrzykników, w utworze „Rozstanie” wędrujemy po krainie pożegnań. Pożegnań na zawsze. Za sprawą poetki – również niespodziewanych powitań. Często śnią mi się w nocy, w tonacji sympatycznej tajemniczości  nie chcą zdradzić gdzie znaleźli przystań. W wierszu „Ostatnia wędrówka”, poświęconym Jerzemu Bogdanowskiemu – Kiedy zmęczony stanąłeś na szczycie z którego nie ma powrotu – w ostatnim uśmiechu pozwoliłeś zatrzymać Siebie – w traumatycznej aurze dostrzegamy przebłysk optymizmu, przetrwania, dalszego marszu w przyszłość siłą dokonań, mocą dobra, które pozostało w nas – tu na Ziemi.
Niepewność chwil, to niepewność dzisiejszego dnia. To również niepewność o to, co nastąpi jutro. Wahanie zapisane na kartach książki słowem zrozumiałym, bez uciekania w metafizykę, zanurzania się w karkołomnych, psychologicznych rozważaniach i wizjach. Dotyczy to również utworów dotykających obaw o człowieka, jego środowiska – więcej, obaw o losy świata. Ten świat, który budzi się każdej wiosny, aby wśród rozbuchanej zieleni znów mogły powstać nowe gniazda, jak w wierszu „Przebudzenie” – drzewa w negliżu dopiero gdy posmakują soków matki Ziemi / w gęstwinie listowia zbudują raj ptakom, by znów zakwitły uczucia, zakochanym stworzą azyl dla miłości. Przeżywamy powtarzalność zjawisk, które w swoim przemijaniu pozostają niezniszczalne. Jeżeli przeminęły – to powrócą, być może z jeszcze większą siłą.
W poezji Barbary Tylman pojawiają się tematy, które zaistniały wczoraj, funkcjonują dzisiaj i pojawią się w literaturze jutro. Poetka należy do twórców odwiedzających ludzi. Mówi im zwyczajne – dzień dobry, żegna się ciepłym – do widzenia. Jeżeli w wierszu czytelnik doszuka się cierpienia, to jest ono gdzieś w oddali, za parawanem przyswajalnego smutku, za horyzontem powrotu słońca. Strofy wierszy, akcentujące ten temat, świadczą o ogromnej więzi autorki ze światem natury i obawie o jego dalsze losy. Pełna / obawy o dalsze trwanie coraz częściej drżysz – Ziemio matko moja (wiersz „Niespokojna”).
Wędrując po drogach i ścieżkach współczesnej poezji tak łatwo zbłądzić, przepaść na semantycznych rozstajach, złamać nogę na kocich łbach symboliki, często kalekiego słowotwórstwa, urastającego (co zdarza się czasem) w oczach krytyków do miana „oryginalności języka”. Barbara Tylman nie buduje na siłę nowych piramid wiersza. Paradoksalnie, w jej poezji zaklinanie novum polega na zasiedlaniu zrozumiałym słowem tych obszarów naszej wrażliwości, których doświadczyły już pokolenia…
Pochylenie się nad wierszami Barbary Tylman pragnę zakończyć własnym poetyckim podsumowaniem, inspirowanym przez klimat książki. „Przychodzisz nagi / Bosy / Sięgasz po dojrzałość / Rozmarzony młodością po siwych włosów zamęt płoniesz chwili dotykaniem / Odejdź blaskiem w doskonałość diamentu /… Popiołem”.

Zygmunt Dekiert

 

Projekt okładki i zdjęcie autorki: Bogumił Tylman

ISBN 83- 61412- 28 - 1- 0

Poznań 2009

ZWIĄZEK LITERATÓW POLSKICH

ODDZIAŁ W POZNANIU

UL.NOSKOWSKIEGO 24

61-705 POZNAŃ

TEL/FAX: 61 852 9931

 

SERIA WYDAWNICZA LIBRA

NR 8

Redakcja: Helena Gordziej


DRUKARNIA OŚWIATOWA

60-313 Poznań, ul. Grunwaldzka 149, tel. 061 867 9682

 

Okładka książki i zdjęcie autorki -Bogumił Tylman

ISBN 83-87433-68-3

Poznań 2008

Przygotowanie i druk:

DRUKARNIA OŚWIATOWA

60-313 Poznań, ul. Grunwaldzka 149, tel. 061 867 9682

 

 

 

Okładka i zdjęcie autorki: Bogumił Tylman

ISBN 83 - 87433 - 57 -8
Poznań, 2005
Przygotowanie i druk:
DRUKARNIA OŚWIATOWA

60-313 Poznań, ul. Grunwaldzka 149, tel. 061 867 9682

 

 

Obraz na okładce: Helena Mindak - Michałowska

Fotografia: Bogumił Tylman

ISBN 83-917861-1-0

Poznań 2004

Przygotowanie i druk:

DRUKARNIA OŚWIATOWA

60-313 Poznań, ul. Grunwaldzka 149, tel. 061 867 9682

 

 

 

 

 

 

 

::/wysiwyg_introtext::
::panel_article_details:: ::/panel_article_details::
::panel_article_params:: ::/panel_article_params::
::panel_article_meta:: ::/panel_article_meta::
::panel_end:: ::/panel_end::
::jseblodend::::/jseblodend::