a7... Dudzińska Łucja

a7... Dudzińska Łucja

Łucja Dudzińska (niezrzeszona) absolwentka Akademii Ekonomicznej. Lubi sport. Amatorsko fotografuje. Wiersze pisze od szkoły podstawowej. Została laureatką wielu ogólnopolskich konkursów literackich. Między innymi: O laur „Czerwonej Róży” Gdańsk 2009 i 2011, im W. Gombrowicza „Przeciw Poetom”, im W. Bąka „Struna Orficka”, im. J. Kozarzewskiego „Orzech”, im. Z. Jerzyny, im A. Babaryki. Zwyciężyła w VII OKP im. Michała Kajki 2011, w Slamie Poetyckim WARTAL 2010, w konkursie "O Pierścień Dąbrówki 2009". Wygrała Konkurs na „Letnie haiku” . Nominowana do finału na zestaw wierszy w OKP im. K. Ratonia oraz W. Iwaniuka. 
Uczestnik wielu spotkań i warsztatów poetyckich w tym zakwalifikowana na warsztaty w Biurze Literackim we Wrocławiu. Obecna wśród Nowych Głosów na festiwalu Poznań Poetów 2011. Uczestniczyła w „Spotkaniach z Kulturą” w poznańskim Radiu Merkury. Jej wiersz dał tytuł dla Antologii „Na końcu świata albo języka”, która ukazała się na 40 lecie Klubu Literackiego „Dąbrówka”. Zadebiutowała na portalu poetyckim Poezja Polska oraz Portal Pisarski. Publikowała w około 30 almanachach, antologiach, zeszytach pokonkursowych oraz w periodykach literackich: Topos, Arkadia, Odra, Notatnik Satyryczny, Znaj, Nestor, Akant, Okolica Poetów, Protokół Kulturalny i innych pismach lokalnych. W 2012 roku, nakładem WBP i CAK, ukaże się jej debiutancka książka poetycka.Mieszka w Poznaniu.

Od 1 grudnia 2011 roku prowadzi Klub Młodego Literata przy ZLP O/P-ń.


 

Łucja Dudzińska - wiersze



Na końcu świata albo języka

Każdy ma swój Eden, choćby smakując zapach pigwy,
podziwiając jaskry opite rosą. Starasz się być lepszym
od samego siebie. To było przebudzenie na pstryknięcie
palców. Stroisz głupie miny, a nowe lądy odkryte
przez Kolumba pulsują w skroniach. Próbujesz to ogarnąć,
doścignąć. (Można posunąć się za daleko)

W końcu ktoś powołał do życia w szeregu. Postanawiasz
zbudować arkę. Dryfujesz pusty i pełen jak butelka z listem –
oblepiona ikrą. Dobierasz atrybuty, zwierzęta do pary.
Trzeba wymyślić świt, poukładać skrawki dnia, naznaczyć
miejsce, gdzie najlepiej utopić czerwone słońce. Ten trick
można powtarzać i powtarzać, aż do znudzenia.

Ale czy można znudzić się oddechem? Poezją?
Skroplona w słowa atakuje jak wirus.




Związane łańcuchem
(Dorotce)
Zbyt przestrzennie w domu – nie chcę powiedzieć: pusto.
Odcięcie pępowiny nie boli. Szyby jak pancerne tłumią
odgłos miejskich ulic. Spacer od okna do okna
(tępy tupot stóp). Zasłaniam, odsłaniam firankę –

patrzą kwiaty i motyl w potrzasku. Mówię do ciebie,
a echo jakby dopiero uczyło się mówić. Szukam
złośliwości w zapalonej świecy, bo wabi ćmy,
albo w sieci pająka – przecież nie jesteś głupią muchą!

Uspokajam się gładząc fałdy spódnicy. W dzieciństwie
śmiałaś się, gdy szedł rak, a strachy uciekały na lachy.
Szukam kapsułek na migrenę, rozgryzam gorycz – uleczy
nadwrażliwość i nie nazwiesz mnie wtedy wariatką.


Dysharmonia

Nad ranem obudził się arbuzem, toczył się w dół,
po przekrojeniu krwawił. Zastanawiał się czy krew
sfermentuje i stanie się winem, czy zakrzepnie. Jak to jest
z niedoborem witaminy K? Nie analizował psiej miłości.
Po prostu jest, w zamian wyprowadza się na spacer i karmi,

raz dziennie. Czy wszystko musi coś znaczyć? Wiercenie
dziury, szczekanie. Biją dzwony (bo ranne wstają zorze),
brzęczą muchy. Za ścianą jazz, za oknem lato

z radiem pod pachą. Wyczulony na kakofonię zanika,
aby pojawić się ze zdwojoną siłą i krzyknąć.
Nadaje znaczenia temu co pragnie i temu co dziś potrzebuje.
To tak jak z dworcem centralnym - nie wiadomo,
czy jest domem kloszarda, początkiem czy końcem podróży.

Na peron 3 wjedzie pociąg bezosobowy opóźniony 120 minut.



Dywagacje egzystencjalne. Pręgi

Ten dzień, którego nie może zapomnieć był mroźny.
Obmywał twarz, przecierając śnieżką. Odbiła się
od dna ziemi jak piłka, na powiekach zostawiła szron.

Skrzypi pod stopami, gdy on skrada się do łóżka,
wymija porzuconą bieliznę na podłodze.
Później zasypia na wznak ze splecionymi palcami.

Ostatnio tak pochowano ojca, miał kasztan w środku.
Nie zostawiono mu monety, zbyt mocno zaciskał usta.

Teraz widzi w snach, że jego skóra też ma zielone kolce,
jakby dojrzała, klei się do białych aniołów.
Czasem porasta pleśnią albo wykwita
wiosennym zielskiem. Woła: przecież nic się nie stało!





Haiku

1
* * *
kolejna jesień
z krzykiem dzikich gęsi
twardnieją pestki

2
* * *
spadają liście
las buja w obłokach
pachnie żywicą

3
* * *
zielony dywan
gęstnieje pod stopami
droga donikąd

4
* * *
mgła wysrebrzona
płynie prosto z nieba
lśni na polanach

5
* * *
na drugim brzegu
zawsze toczy się życie
muzyka i śpiew

6
* * *
w cieniu wazon
na grobie puste miejsce
czeka na pamięć

7
* * *
wyciąga skrzydła
sama na parapecie
uczy się latać

 

Marek Czuku o tomie "Z mandragory" Łucji Dudzińskiej:

Marek Czuku

Korzenie są żywe


To bardzo dojrzały debiut poetki piszącej od dawna, ale dopiero teraz na serio rozpoczynającej swoją literacką przygodę. Bohater liryczny tomu Z mandragory Łucji Dudzińskiej to homo viator poszukujący sensu, znaczeń i ciepła w świecie podzielonym na to, co duchowe i cielesne, męskie i żeńskie, wieczne i przemijające.

Objętościowo skromna to książeczka, zawiera bowiem 34 zwarte, niezbyt długie wiersze (liczące najczęściej od 8 do 12 wersów), pisane szeroką frazą. Zwracają na siebie uwagę dynamiczne, śmiałe metafory, jak choćby ta z erotyku Czary. Niech się toczy:

Chciałabym być kulą nagą u nogi twojej. Później

na stole. Toczyłoby się razem. W środku bez nóg,

bez rąk. Z głową i bez głowy. (...)



– świat bowiem nieustannie się zmienia i tworzą go pulsujące metamorfozy migotliwych, efemerycznych bytów, do artysty należy więc chwytanie mijających chwil i utrwalanie ich w pięknych słowach i poetyckich obrazach, w budowaniu których dużą rolę odgrywają u poetki z Poznania oryginalne metafory i porównania, pojemne symbole, asocjacje i aluzje oraz wielowymiarowe gry słów i znaczeń.

Życie i świat pełne są ograniczeń, atrap i sztucznych dekoracji, fałszywego światła, chłodu oraz podstępnie działającego zła. Współczesny człowiek stale podejmuje próby, by poznać różne nurty i odcienie rzeczywistości, mając świadomość współistnienia wielości rozwiązań, różnorodności dochodzących do niego głosów – tych ważnych i mniej ważnych:

Znak zapytania zawsze zaczyna się i kończy za zakrętem.

Skręcam w lewo, w prawo. Zwiedzam, oglądam.

Zastanawiam się dokąd prowadzi, jaki kierunek widzę

w szybie? (...)

Pełni on przy tym nieustannie jakieś role i powiela stare błędy, a dotyka go samotność (w tłumie), zmienność nastrojów, zwątpienie, lęk oraz poczucie zagrożenia i winy, staje się więc niepewny, nieufny, ostrożny. W pokonywaniu egzystencjalnych problemów pomocne okazują się intuicja (Szósty zmysł), odwaga i dystans oraz zapominanie przykrych doświadczeń, a kierunek na tej drodze wyznacza idealizm, wierność pewnym wartościom, a przede wszystkim konsekwencja w podążaniu za nimi. W efekcie może się mu przez chwilę objawić kolorowa rzeczywistość, którą jednak powinien umieć i chcieć dostrzec. Poszukiwanym sensem okazuje się więc samo życie, zanurzenie się w nim, stan równowagi ducha oraz poczucie wolności i szczęścia, które daje rodzina, więzy krwi („Korzenie są żywe”, wiersz dedykowany synowi Dariuszowi Z mandragory), dojrzała miłość. W sztuce życia natomiast „ważne są relacje” międzyludzkie, dobre chęci, czułość.

Symboliczną rolę pełni w tej poezji tytułowa mandragora, od zamierzchłych czasów działająca na zbiorową wyobraźnię roślina o zgrubiałym, czarnym korzeniu, przypominającym ludzką postać; magiczny lek uśmierzający ból, afrodyzjak i jednocześnie trucizna. Wprowadzenie tego kulturowego motywu jest jak najbardziej uzasadnione, poezja i miłość (a o tym uczuciu w tomie Dudzińskiej sporo) – według autorki – to magia, poetka zaś jest szamanką, która na przykład może ni z tego, ni z owego stać się kotem (Czary. Niech się toczy).

Wiersze te są pisane z kobiecej perspektywy; optyka ta jest oczywista i naturalna, bo determinuje ją płeć autorki. Ten klimat podtrzymuje np. wprowadzenie symboliki księżyca i słońca (wiersze: poświęcony wnuczce Sophie – moje słoneczko oraz dedykowany córce Dorocie W nowiu) oraz stwierdzenia typu: „Otacza nas cielesność” (Reinkarnacja). Obraz kobiety, która „nabiera wodę ze źródła” i „wypełnia ciało jak bukłak” (Świątynia), czasem ulega tu sakralizacji, bowiem:

Chce w coś wierzyć i wierzy; choć nie wierzy w czary,

nie uwierzy tobie.

Metafizyczne rozterki wiążą się zawsze z koniecznością wyboru („mleczny szlak albo ciemna materia”, Reinkarnacja); to, co duchowe w człowieku buduje zaś transcendentna cisza, milczenie, bo „głos wszystko / zepsuje, spłoszy” (Szósty zmysł). „Nie zadawaj pytań, nie usłyszysz / kłamstwa”– taki minimalistyczny plan sztuki przetrwania kreśli poetka w wierszu Horyzont. Wszystko, co po człowieku zostanie, zagospodaruje przyroda, zarośnie trawa. Pogodzenie się z nieuchronnością przemijania to również spora sztuka („to umie rekin, słoń”).

Ważną wartością obecną w wierszach Dudzińskiej jest zwłaszcza wolność. Pisząc o niej, poetka posługuje się również bogatą symboliką, jak choćby obrazowaną przez ryby, które uciekły i „opowiedzą o wszystkim, co jest zakazane” (Przeżycie), oraz przez „latawiec spuszczony z uwięzi” (Permanentnie). Jednak autorka dobrze wie, że nie ma ma sytuacji idealnych i wolności zawsze towarzyszy jej przeciwieństwo („Czujesz smycz”, Reinkarnacja), a przyczyny tego stanu są zarówno zewnętrzne, jak i wewnętrzne.

Wiersze Łucji Dudzińskiej – choć zanurzone w teraz, są skierowane ku przyszłości, pamiętając przeszłość. Stanowią istotną wypowiedź w wielogłosie współczesnych poetyk, pokoleń czy środowisk.



Łucja Dudzińska, Z mandragory, Stowarzyszenie Literackie im. K. K. Baczyńskiego, Seria poetycka 102, Łódź 2013.



[Pierwodruk: „Nowe Książki” nr 6/2014, s. 42-43]