Spotkanie

 

( portret Faridy, autor: Zbigniew Kresowaty)

Udało się Krzysztofowi Wodniczakowi zorganizować trzeci w Poznaniu, w ciągu wielu lat występ niepowtarzalnej Faridy. I śledząc zachowanie się publiczności i swoje, był to sukces zarówno wykonawczyni, jak i towarzyszących włoskiej pieśniarce polskich artystów.
Było to spotkanie z artystką niezwykle oryginalną, dysponującą niespotykaną skalą głosu i jednocześnie umiejętnością wykorzystania tego daru.

A zaczynało się spokojnie i kameralnie, jak to bywa na tego typu recitalach. Najpierw dla wprowadzenia w nastrój trójka wykonawców polskich, wybranych troskliwie przez Głównego Gościa. Z pewnością nie bez pomocy organizatora, czyli niezmordowanego Krzysztofa Wodniczaka. Świetny pianista Piotr Kałużny grał i akompaniował solistce Ewelinie Rajchel i usłyszeliśmy nastrojowe, spokojne piosenki, będące znakomitym wstępem do czekającej nas erupcji wulkanu! Tak bowiem można nazwać recital Włoszki Concetti, którą znamy właściwie tylko pod pseudonimem Farida. Kto obawiał się, że to będzie tylko sentymentalne, nastrojowe sięganie do wspomnień, ten się pomylił. Bo Farida dziś zachwyciła nas temperamentem, talentem wykonywania piosenek aktorskich. Każde Jej nowe "dziełko" pokazało siłę talentu artystki. Na wstępie w części intro,usłyszeliśmy przy akompaniomencie duetu muzycznego : Piotr Kałużny pianino, oraz wiolonczelistki Magdy Pernal,w nastrojowym wyciemnieniu sceny, śpiewającej, a przecież niewidocznej Faridy!

Nie wiedziałem o tym pomyśle i, podobnie jak wielu innych widzów, starałem się odnaleźć wykonwczynię, która niesłychanie nastrojowym, początkowo cichym glisandem do czegoś nas jakby przygotowywała... A był to jej własny utwór, dedykowany Czesławowi Niemenowi. Pojawiła się wreszcie i pokazała co potrafi, jak nie widać i nie słychać upływu lat! To była ta znana nam Farida, cieniująca głosem piosenki od sopranu po buntowniczy mazzosopran, a może jeszcze niższy głos. Było w niej wiele z songu protestu, była niezgoda na los, były nuty szczęścia i optymizmu. Moi sąsiedzi kiwali tylko głowami ze zdumienia i zachwytu, który podzielałem. - Tyle ognia, takie niesłychanie całkowite oddanie się publiczności, no i ani cienia mijających nieubłaganie lat! Niespodziewanie estradę opuścili scenę muzycy, ale Farida została i śpiewała z pół- playbackiem muzyki z głośników. Tu wyrażę zachwyt dla operatora świateł i dźwięku, który oprawił to widowisko. Tak, to było zdumiewające widowisko aktorsko - muzyczne, oprawił z wielkim wyczuciem materiału. Słyszeliśmy, nie będąc zagłuszani rykiem głośników, widzieliśmy nie oślepiani reflektorami. Wielkie brawa, bo uratowano w ten sposób pracę i pieśniarki i włoskiej orkiestry, dyrygowanej przez męża Faridy- Ameriko z synem i kilku jeszcze muzykami. Farida zachwyciła, wzruszyła i uradowała miłośników i Jej, i Czesława Niemena. Widziałem łzy płynące z oczu, nie tylko pań, ale nie wstydzących się ukazywania uczuć panów. I mnie bardzo "spociły się oczy"... Ale trudno było spokojnie przyjmować koncert, zwłaszcza, że solistka zakończyła ku naszej radości swoją, niezwykle dynamiczną interpretacją "Dziwny jest ten świat..."! Jakże ona czuła jego muzykę. Zawsze wydawało mi się, że każdy, kto po Niemenie wykonuje ten światowy przebój Czesława Wydrzyckiego, nie ma do tego prawa, bo niszczy naszą narodową legendę... A Farida ? Była ogniem, była protestem, zachwycającym błyskiem. To tylko Ona ma prawo śpiewać wyznanie wiary ukochanego mężczyzny. Włoski tytuł tej pieśni to "IN SOLATE LEI !". To było wspaniałe przeżycie, którego nie bał się nam zgotować twardy i walczący o prawo do popularyzowanie dorobku NIEMENA - Krzysztof Wodniczak... Dziękujemy, a te brawa były też dla Ciebie. Zakończyły brawa i owacje na stojąco. Długo można pisać o zjawisku, któremu imię Farida, ja poprzestanę na tym. Mam nadzieję, iż zdjęcia z koncertu pokażą resztę.

Ryszard Podlewski (Porys).